WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Travis wybuchnął śmiechem. To naprawdę było zabawne
patrzeć na tych dwoje. OtworzyÅ‚ dla Megan drzwi samocho­
du. Przez chwilę spoglądał na jej nogi. Zamknął drzwi i puścił
oko do Butcha.
- Nie zadzieraj z pannami, O'Brien - ostrzegÅ‚ go. - Po­
trafią człowieka zaskoczyć.
- Pamiętaj, że masz się nią opiekować - spoważniał
Butch. - Nie ma ojca, który by jej pilnowaÅ‚, ale to nie zna­
czy...
- Wiem, Butch, nie martw siÄ™. ObiecujÄ™, że wÅ‚os jej z gÅ‚o­
wy nie spadnie.
Megan wychyliła się przez okno.
PAPIEROWE MAA%7Å‚ECSTWO
54
- Jedziemy do Austin, więc pewnie wrócę pózno. Butch,
tylko nie czekaj na mnie z nabitą bronią, słyszysz?
Butch zrobił zabawną minę i skinął głową.
- Jestem dorosła i potrafię o siebie zadbać - dodała, by go
bardziej przekonać.
Butch mruknÄ…Å‚ coÅ› pod nosem.
- BÄ™dzie pod mojÄ… opiekÄ…- powiedziaÅ‚ cicho Travis i kle­
pnął Butcha po plecach. - Możesz na mnie liczyć.
Ruszyli drogą do szosy. Megan popatrzyła na malejącą
w dali sylwetkÄ™.
- Nie mam pojęcia, co mu się stało. Zupełnie jakby się bał,
że zamierzasz mnie uprowadzić i sprzedać w niewolę.
- Wcale mu siÄ™ nie dziwiÄ™. - Travis zerknÄ…Å‚ na niÄ… kÄ…tem
oka. - Wyglądasz naprawdę prześlicznie. Trudno byłoby ci się
oprzeć - dodał i uśmiechnął się lekko na widok rumieńca,
którym się oblała.
- Chyba zle zrobiÅ‚am, że nie wÅ‚ożyÅ‚am dżinsów. Nie przy­
puszczaÅ‚am, że ta sukienka narobi tyle zamieszania - wy­
mamrotała.
- Przepraszam. - Travis ujął ją za rękę. Zesztywniała, ale
nie cofnęła dÅ‚oni. - Tak Å‚atwo dajesz siÄ™ sprowokować. Pew­
nie dlatego nie mogę się pohamować, żeby się z tobą nie
droczyć.
UcieszyÅ‚ siÄ™, że nie wyrwaÅ‚a mu swej rÄ™ki. UÅ›cisnÄ…Å‚ moc­
niej jej palce.
- Powiedziałaś Mollie o naszych planach, co? Nie wydaje
się zachwycona perspektywą, że będę jej szwagrem, prawda?
Poczuł, że trafił w sedno.
- Boi się, żebym zle na tym nie wyszła.
Popatrzył na nią ze szczerym zdumieniem.
- Uważa, że z mojej strony może cię spotkać krzywda?
Megan wygładziła fałdki na sukience.
PAPIEROWE MAA%7Å‚ECSTWO 55
- Jest bardzo opiekuńcza, może nawet za bardzo. Poza
tym jesteÅ›my ogromnie ze sobÄ… zżyte, zwÅ‚aszcza odkÄ…d zo­
stałyśmy same.
- Możesz mi powiedzieć, co Mollie ma przeciwko mnie?
- Przede wszystkim martwi ją twoja reputacja - odrzekła
z westchnieniem.
- A mam złą reputację? - zachmurzył się.
Popatrzyła na niego.
- Daj spokój, Travis. Nie musisz mydlić mi oczu. Nie bądz
taki skromny.
- O czym ty mówisz?
- No wiesz! - PotrzÄ…snęła gÅ‚owÄ…. - Chyba nie zaprze­
czysz, że jesteÅ› miejscowym CasanovÄ…? Rozkochujesz dziew­
czyny, a potem je rzucasz.
- Co?! - wybuchnął, nie panując nad sobą. Samochód
zjechaÅ‚ na pobocze. Travis schwyciÅ‚ obiema rÄ™kami za kie­
rownicÄ™.
- Spodziewałeś się czegoś innego? Przecież gdy któraś
zaczynała myśleć o tobie poważnie, natychmiast kończyłeś
znajomość.
- A co miałem robić? Gdy tylko zaczynały się rozmowy
o przyszłości, zaręczynach i zakładaniu rodziny, wiedziałem,
że najwyższa pora się wycofać.
- No właśnie.
Popatrzył na nią ze zdumieniem.
- Ale co w tym złego? Skoro nie miałem zamiaru się
żenić, to byÅ‚o jedyne wyjÅ›cie. Nigdy żadnej niczego nie obie­
cywałem i nie wykorzystywałem sytuacji...
- Tylko odchodziłeś, zostawiając je ze złamanym sercem.
Mocniej zacisnÄ…Å‚ palce na kierownicy.
- Megan, zastanów się, co mówisz. Jak mogę odpowiadać
za czyjeś uczucia? Przecież nie mam na nie żadnego wpływu.
PAPIEROWE MAA%7Å‚ECSTWO
56
- Nie masz.
- Spotykałem się z dziewczynami, które lubiłem. Miło
spędzaliśmy czas. Ale żadnej nie powiedziałem, że ją kocham.
- I co?
- Okłamywanie...
- Nikt nie mówi o okÅ‚amywaniu. - Przez kilka minut Me­
gan milczała, a on był zbyt zaskoczony tym, co usłyszał, by
zabierać głos. - Wydaje mi się, że Mollie nie może pojąć,
dlaczego to robisz. Powszechnie wiadomo, że zawsze unikałeś
wiązania sobie rąk. Tym bardziej trudno zrozumieć, dlaczego
pojawiasz się ni stąd, ni zowąd i proponujesz mi małżeństwo,
choćby tylko formalne. Jej obawy trafiają mi do przekonania.
Oczywiście widzę pewne plusy, jakie dla ciebie wynikną z tej
sytuacji. Te, które koniecznie chciały, żebyś się z nimi ożenił,
nareszcie zostawią cię w spokoju. - Popatrzyła na niego. -
Przynajmniej przez parę miesięcy.
Travis zamruczał coś pod nosem.
- Co mówiłeś?
- PytaÅ‚em, czy nie jesteÅ› gÅ‚odna. Nie zdążyÅ‚em zjeść lun­
chu. - Wolał się nie przyznawać, że był zbyt zdenerwowany,
by cokolwiek przełknąć. - Może zatrzymamy się po drodze?
- W porzÄ…dku.
ZerknÄ…Å‚ na niÄ… z ukosa.
- Jesteś głodna?
- Nie.
- No to może zjemy coś dopiero w Austin.
- No co ty! Przecież zawsze mogę zamówić sobie coś do
picia, kiedy ty będziesz jeść. Co się dziś z tobą dzieje? -
Przyjrzała mu się uważnie. - Jesteś jakiś dziwny.
- Trochę się zle czuję - przyznał.
W przydrożnym barze zamówili jedzenie na wynos.
- To powiedz mi, czym się tak martwisz? - poprosiła Me-
PAPIEROWE MAA%7Å‚ECSTWO 57
gan, kiedy znów ruszyli. PodaÅ‚a mu rozpakowanego hambur­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates