WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Bo chciałem trzymać cię w ramionach, tak jak teraz.
 Wyszczerzył zęby w uśmiechu.  Jeśli mnie pamięć nie myli, nie
miałaś nic przeciwko temu.
99
R
L
T
Odwzajemniła uśmiech.
 Nie, nie miałam.
 Wszyscy faceci mi zazdrościli  szepnął jej do ucha. Poczuł, jak Bria
drży. Czyli pamiętała tamte magiczne chwile.  Teraz też zazdroszczą.
Przez chwilę tańczyli w milczeniu. Sam z całej siły starał się
powściągnąć podniecenie. Z każdą sekundą pragnął Brii coraz bardziej i
coraz trudniej było mu to ukryć. Ale czekał na znak od niej. Nie chciał
pierwszy wykonywać kroku.
Kiedy utwór dobiegł końca, Bria podniosła wzrok.
 Sam, czy mógłbyś mnie pocałować tak jak wtedy?
 Bałem się, że nigdy o to nie poprosisz  rzekł, całując ją gorąco.
Dłużej nie mógł się hamować. Chciał się z nią kochać; chciał, by Bria
znów należała do niego, chciał pokazać jej, że ich miłość przezwycięży
wszelkie trudności.
Całowali się namiętnie. Wsunął rękę pod jej bluzkę, gładził piersi.
Skórę miała jedwabistą. Marzył o tym, by dotykać jej wszędzie, pieścić każdy
skrawek ciała. Przycisnął biodra do jej bioder; niech poczuje, jak na niego
działa, jak bardzo jej pragnie. Ku jego zadowoleniu Bria nie próbowała się
odsunąć, przeciwnie, mrucząc cichutko, poruszyła biodrami...
Oderwawszy od niej usta, popatrzył na jej śliczną twarz, na lśniące
zielone oczy i zaczerwienione policzki. Bria... Jest jego żoną, jego drugą
połową. Musi jej udowodnić, jak wiele dla niego znaczy.
 Chodzmy na górę, mała.
Przez kilka sekund spoglądała na niego w milczeniu, po czym
oznajmiła:
 Najpierw musimy o czymś porozmawiać.
 Kochanie, pragniesz mnie?
100
R
L
T
Zamknęła oczy, jakby toczyła z sobą walkę. Otworzywszy je, wolno
skinęła głową.
 Tak, Sam, pragnę cię, ale muszę ci coś powiedzieć...
 Cokolwiek to jest, może poczekać do jutra.  Przyłożył palec do ust
żony. Wiedział, o czym Bria chce z nim rozmawiać, o swoim wyjezdzie z
rancza i o rozwodzie. Ale na to będą mieli mnóstwo czasu pózniej. Najpierw
musi jej pokazać, jak dobrze jest im w łóżku.  Dziś jest nasze święto, twoje i
moje.
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zdmuchnął świeczki, objął Brię i
poprowadził w stronę schodów. Nie odzywając się, ruszyli wolno na górę, a
potem korytarzem w kierunku sypialni. Słowa nie były im potrzebne.
Zamierzał udowodnić Brii, że łączy ich wyjątkowa więz, że taką miłość jak
ich trzeba za wszelką cenę ratować.
Kiedy otworzył drzwi sypialni, Bria wiedziała, że podejmuje ogromne
ryzyko. Sam nie pamiętał, że od niego odeszła; od czasu wypadku nie
rozmawiali o rozpadzie małżeństwa, o tym, czy i jak można by je naprawić, i
jakie ona ma oczekiwania. Nie potrafiła jednak dłużej Ignorować tego, co
serce mówiło jej od chwili, gdy zobaczyła pędzącego na Sama byka. Sam był
jej przyjacielem, mężczyzną, któremu przysięgała miłość i wierność. Jeżeli
istniał cień szansy, że uda im się wyjaśnić nieporozumienia, chciała
spróbować.
Może przymusowy urlop uświadomił Samowi, jak wspaniale mogłoby
wyglądać ich życie, gdyby więcej czasu spędzał w domu. Może teraz
wreszcie zrozumie, o co jej chodziło, kiedy usiłowała mu wytłumaczyć, że
najbardziej cieszą ją proste rzeczy: jego obecność w domu, wspólne posiłki,
spacery, rozmowy.
Zadrżała z podniecenia, kiedy podprowadził ją do łóżka i zapaliwszy
101
R
L
T
światło na stoliku, obrócił się do niej twarzą. Widok żaru w jego niebieskich
oczach zaparł jej dech. Po chwili Sam kucnął, zdjął jej tenisówki, następnie
pozbył się własnych butów.
 Chcę cię pieścić od czubka głowy po palce u stóp  powiedział
ochrypłym głosem, który ponownie przejął ją dreszczem. Ujął w dłonie jej
twarz i pocałował tak czule, że zakręciło się jej w głowie.  A kiedy skończę,
zacznę od nowa, od stóp po czubek głowy.
Krew dudniła jej w skroniach. Obietnica zawarta w słowach Sama oraz
jego namiętne spojrzenie nie pozostawiały żadnych wątpliwości, że spędzą
razem cudowną noc. Tego pragnęła i tego się bała.
Zacisnął ręce na jej ramionach, po czym uśmiechnął się szelmowsko.
 Coś mi się zdaje, pani Rafferty, że w ubraniu będzie pani
zdecydowanie za ciepło.
 Tak pan sądzi, panie Rafferty? Więc jak pan proponuje rozwiązać ten
problem?
 Myślę, że wygodniej będzie bez bluzeczki  odrzekł.
Niewiele się zastanawiając, Bria uniosła ręce i pozwoliła mu usunąć
niepotrzebny element garderoby. Po chwili, wpatrujÄ…c siÄ™ intensywnie w oczy
żony, Sam bez słowa rozpiął jej stanik. Kiedy na gładkiej skórze poczuła
znajomy dotyk pokrytych odciskami rąk, zalała ją fala pożądania. Zacisnęła
powieki, rozkoszując się pieszczotą, żarem, który ją przenikał. Odruchowo
zaczęła rozpinać koszulę męża.
 Panu też będzie wygodniej bez tego  szepnęła.
Rozpięła jeden guzik, drugi, wsunęła palce pod materiał, niespiesznie
pogładziła owłosiony tors, odpięła trzeci guzik, czwarty. Poddawała go takim
samym słodkim torturom, jakim on ją poddawał. Kiedy doszła do guzika tuż
nad klamrą od paska, Sam zadrżał i zamknął oczy.
102
R
L
T
 Dobrze panu, panie Rafferty?  zapytała.
 Ha!  WyciÄ…gnÄ…Å‚ koszulÄ™ ze spodni.  Jeszcze chwila, a umrÄ™ z
rozkoszy. Ale umrę szczęśliwy.
Uśmiechając się, Bria zsunęła mu koszulę z ramion, powiększając stos
ubrań na podłodze. Uwielbiała ciało męża, jego umięśniony tors, twardy
brzuch, wąskie biodra. Przesuwała dłonie od piersi w dół do pępka i niżej.
Usłyszała, jak Sam wciąga z sykiem powietrze, kiedy rozpięła guzik nad
rozporkiem.
 Mam kontynuować?  szepnęła.
Skinął głową.
 O tak, zdecydowanie. ProszÄ™...
Więc rozpinała suwak, wolno, centymetr po centymetrze. W pewnym
momencie natrafiła na przeszkodę.
 Mamy drobny problem, panie Rafferty.
 Drobny?  Sam roześmiał się, a ona poczuła dreszcz.  Całe
szczęście, że nie jestem zakompleksiony.
 No, fakt. Drobny to raczej niewłaściwe określenie  przyznała.
Kiedy przyłożyła rękę do jego przyrodzenia, uśmiech na twarzy Sama
znikł, za to z jego ust wydobył się gardłowy pomruk. Nie tracąc więcej czasu,
Sam pozbył się dżinsów i bokserek, po czym odsunął je nogą na rosnący stos.
Bria nie mogła oderwać oczu od męża. Był uosobieniem doskonałości.
Przeniosła wzrok z jego torsu na podbrzusze i wstrzymała oddech. Chociaż
byli trzy lata po ślubie, a z sobą już pięć, za każdym razem widok jego
członka w stanie wzwodu sprawiał, że serce waliło jej jak oszalałe, a w
brzuchu czuła pulsowanie.
Sam w milczeniu wyciągnął rękę, rozpiął jej spodnie, po czym zsunął je
razem z figami.
103
R
L
T
 Jesteś niesamowicie piękna  szepnął, biorąc ją w ramiona.
Kiedy ich ciała się zetknęły, miała wrażenie, że poraził ją prąd.
Zamknęła oczy, delektując się różnicą w ich budowie.
 Wiesz co, mała? Połóżmy się, póki jeszcze mamy siłę przejść te dwa
kroki do łóżka.
Kolana miała jak z waty. Ostrożnie, by nie upaść, usiadła, odrzuciła
kołdrę i położyła się. Sam wyciągnął się obok i zgarnął ją w objęcia. i
 Boże, jak dobrze czuć cię koło siebie  szepnął.  Nie wiem, jak długo
jeszcze zdołam wytrzymać.
 Kochaj się ze mną, Sam  poprosiła cicho.
 Zaraz, kochanie, zaraz...
Gładził ją delikatnie po udzie i biodrze, a ją raz po raz zalewała fala
ciepła. Kiedy w końcu przywarł ustami do jej warg, poczuła, że za moment
eksploduje.
Postanowiła skupić się na ciele Sama, pieścić je, badać. Zacisnęła dłoń
na jego członku...
 Jak tak będziesz robić, to... to nie...  Oddychał ciężko, jakby
przebiegł maraton.
 Błagam, Sam  jęknęła zdesperowana.  Potrzebuję cię. Pragnę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates