WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Maddie ze wszystkich sił próbowała się wyrwać spod Ringa. Przyglądał jej się przez
chwile. Bez trudu mógł ją powstrzymać, ale fascynowało go, że kobieta walczy z taką
determinacją. Cokolwiek by to było, musiało jej straszliwie na tym zależeć.
- Co tylko pan zechce - wykrztusiła. W jej glosie brzmiały łzy, wściekłość i
desperacja. - Dam panu wszystko, jeśli pozwoli mi pan się z nim spotkać. Pieniądze,
biżuterię. Mogę... mogę... - spojrzała mu prosto w oczy.  Pójdę z panem do łóżka, jeśli
da mi pan pól godziny z nim sam na sam.
Słysząc to, stoczył się z niej i usiadł,
- Niech pani idzie - powiedział cicho.  Daję pani pół godziny. Potem ruszam za
paniÄ…. Zrozumiano?
Azy napłynęły jej do oczu.
- Dziękuję - wymruczała.
28
Pobiegła w górę zbocza, potykając się o gałęzie, nie zważając na krzewy, które drapały
ją po twarzy. Raz po raz upadała na skały, kalecząc sobie dłonie, ale nic nie mogło jej
powstrzymać we wspinaczce.
Przyglądał się jej, dopóki nie zniknęła mu z oczu, potem oparł się o drzewo i
nasłuchiwał. Kiedy usłyszał, że dotarła do mężczyzny, lekko się uśmiechnął. Dziwną
satysfakcję sprawiała mu świadomość, że La Reina dostała to, czego tak bardzo
pragnęła.
I czego ona tak bardzo chce? - zastanawiał się. - O co jej chodzi? Co się tu, u Ucha, w
ogóle dzieje?
Im dłużej ją znał, tym bardziej mu przypominała oko cyklonu, wokół którego kłębią się
ludzie i wydarzenia Ciekaw był, czy wie o śledzących ją mężczyznach, Indianinie i
jeszcze jednym mężczyznie, który szedł za nim.
Ring nie przestawał nasłuchiwać. Kiedy dobiegł go podniesiony głos mężczyzny,
natychmiast zerwał się na nogi. Nieważne, kto to był - ktoś bliski, przyjaciel czy wróg -
nie pozwoli, żeby ją skrzywdził. Nie przeszedł dziesięciu kroków, kiedy zza drzew ktoś
wypuścił strzałę. Bez namysłu padł na ziemię i sięgnął po rewolwer, ale go nie znalazł.
Rozejrzał się, lecz nikogo nie zobaczył, nie dobiegł go żaden odgłos. Zdawał sobie
sprawę, że strzała była ostrzeżeniem, inaczej by go trafiła. Co jednak ono oznaczało?
%7łe ma się trzymać z daleka od tej kobiety? W takim razie, dlaczego Indianin nie strzelił,
kiedy Ring z nią walczył? Czy też, że ma zostawić śpiewaczkę w spokoju z tamtym
mężczyzną?
Powoli, ostrożnie, nie przestając wypatrywać Indianina ukrytego wśród drzew, wstał i
położył rękę na strzale. Wyciągnął ją z pnia.
Kri - pomyślał.
Dziwne, bo Indianie z tego plemienia nie byli wrogo nastawieni do białych. Co więcej,
często chętnie się z nimi kontaktowali: biali mieli bowiem ze sobą wspaniałe rzeczy,
które można by ukraść, a Kri, z tego co wiedział Ring, byli złodziejami pierwszej klasy.
Podobno potrafili ukraść spod człowieka konia, zostawiając mu tylko siodło.
Przyjrzał się strzale, jej stalowej końcówce. Ostatnio Indianie chętnie używali broni
palnej, ale często, jeśli nie chcieli robić hałasu, korzystali też z łuku. Temu Indianinowi
najwyrazniej nie przeszkadzało to, że Ring wie o jego obecności, ale albo nie chciał,
żeby kobieta zdawała sobie z tego sprawę, albo też działali razem. Na pewno jednak
Indianin nie chciał, żeby Ring wtrącał się do jej spraw.
Uniósł strzałę w geście pozdrowienia. Kiedy wsuwał ją do cholewki mokasyna, usłyszał,
że kobieta, która nazywa siebie La Reiną wraca ze spotkania. Krew na ubraniu zdążyła
już wyschnąć, ręce i szyję miała podrapaną, ale Ringowi wydawało się, że widzi nowe
sińce.
Milcząc podeszła do konia. Ring też się nie odezwał. Usłyszał i zobaczył już dość, by
wiedzieć, że nie ma sensu pytać, co robiła i dlaczego. Ale on się jeszcze dowie.
Nieważne, co będzie musiał zrobić albo powiedzieć, zdobędzie odpowiedzi na
wszystkie swoje pytania.
29
4
Kilka godzin pózniej Maddie siedziała samotnie w namiocie i wreszcie mogła sobie
pozwolić na to, by się bać. Wysłannik, z którym się spotkała, był straszny. Miał chytre,
twarde oczka i, co gorsza, był głupi. Natychmiast zdała sobie sprawę, ze nie da się z
nim pertraktować ani w sprawie Laurel, ani w żadnej innej kwestii. Dał jej list, ale
zażądał też jej broszki wysadzanej perłami i diamentami. Broszka nie przedstawiała
szczególnej wartości, jednak Maddie dostała ją od matki, która z kolei otrzymała ją od
swojej matki. Zapomniawszy o swoich postanowieniach, Maddie powiedziała, że nie da
mu błyskotki, i dostrzegła w jego oczach gniew. Ryknął na nią i ze wstydem musiała
teraz przyznać przed sobą, że się przestraszyła. Bała się o Laurel, to prawda, ale bala
się także o siebie.
Ukryją twarz w dłoniach. Całe życie dostawała, czego zapragnęła. Miała talent, podziw
tysięcy słuchaczy i rodzinę, która zawsze wspierała ją we wszelkich dążeniach. A teraz
jej szczęście gwałtownie się skończyło i została zupełnie, zupełnie sama.
Słysząc, że ktoś wchodzi do namiotu, podniosła wzrok. Ku swej konsternacji dostrzegła
kapitana Montgomery'ego. Zjechali z góry razem, na jednym koniu, ale nie odezwała
się do niego ani słowem, a on wyjątkowo nie zasypał jej gradem pytań.
- Co pan sobie wyobraża? - spytała ostro. - Tak się składa, że to mój namiot, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates