[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zwróciła uwagę na jego słowa. A, ty widocznie bredzisz! rzekła. Ani mi się nie śni. Przeczytam ci list Gasparina, w którym opisuje tę awanturę. Wyszła. W swoim pokoju rzuciła się do hamaku. Jej sowie oczy nabrały milszego wyrazu, lica zarumieniły się. Myślała o nim, tylko o nim. Potem pospieszyła do biblioteki ojca, zdjęła ze ściany portret hrabiego Emanuela i jęła całować. Identyczny! O, czym jest Alfonso w porównaniu z nim. Czym jest fałszywy Rodriganda wobec prawdziwego! Jak\e się zlękłam zoczywszy go. A w sercu mnie coś tak ukłuło. Przyjemne było to ukłucie, nie bolało. Co to było? Mo\e miłość? Znowu przytuliła usta do obrazu. Siedział koło jasnowłosej Amy i& on ją kocha! Ich oczy zawsze, ciągle szukały siebie. Ich ręce spotykały się pod stołem, widziałam to dokładnie. A to mnie ju\ bolało! Czy to zazdrość? Patrzyła czule na obraz. Czy istnieje naprawdę miłość, która nie potrzebuje ani lat, ani miesięcy, ani nawet tygodni, by zakwitnąć wspaniale? Nawet na pierwszy rzut oka? Jeśli tak, to ta miłość obudziła się we mnie ku temu, który tak jest podobny do ciebie, o słodkie ty moje, słodkie oblicze! I znowu ciągle całowała obraz. Naraz odezwał się głos. Ojciec jej wszedł niepostrze\enie i krzyknął zdziwiony: Józefo! Dziewczyno, co robisz? Co ci znowu za pomysł chodzi po głowie! Zdaje mi się nawet, \e całowałaś stary obraz. Zawieś go w tej chwili na gwozdziu! ZBRODNICZE PLANY Od tego dnia w Józefie Kortejo zaszła zmiana. Ojciec rzadko z nią rozmawiał. Słu\ąca opowiadała mu, \e seniorita stoi ciągle przed lustrem, przymierza nowe suknie, rozrywa wianki kwiatów i woła gniewnie: Ach jaka jestem brzydka, jaka brzydka! Ani złoto, ani kamienie drogie, ani ró\e nie zmienią tego! Gdy Kortejo podkradł się czasem pod jej pokój, to słyszał jak z kimś rozmawiała, wiedział jednak, i\ była sama. Często słyszał słowa: O jak\e cię kocham! Przyjdz i ucałuj mnie, och najdro\szy! A pózniej w gniewie dodawała: Nielitościwy, ja cię zabiję, uduszę! Nienawidzę cię, gdy\ mi wyrwałeś serce z piersi! Sam nie wiedział, co ma o tym myśleć. Dlatego wszedł raz do niej, na powa\ną rozmowę. Stała przed lustrem wydekoltowana i przyglądała się sobie. Ale jej chude ramiona, cienka szyja i bardzo skąpa pierś wyglądały w tym stroju jeszcze gorzej. Co robisz? Chyba zwariowałaś! zawołał. Obróciła się i zarzuciła chustę na obna\one wdzięki pozbawione uroku. Zarumieniła się. Co robię, przymierzam toaletę! To ma być toaleta? Gdzie chcesz się w niej pokazać? Jeszcze nie jestem zdecydowana. Chciałem iść dzisiaj na igrzyska. Ach, więc chcesz wyjść? Dobrze. Idę z tobą. Całe wy\sze towarzystwo tam się zgromadzi. Pierwszą nagrodą będzie kosztowna uprzą\ na konia, którą zwycięzcy wręczy hrabina Montala. Hrabina Montala? Dlaczego ona? Czy nie ma innych? Ona jest najpiękniejsza. A mo\e ty chcesz rozdawać nagrody? zaśmiał się. Jej oczy błysnęły gniewem. Zacisnęła jednak wargi i odwróciła się. Czy myślałaś o tym, co ci wczoraj powiedziałem? Nie. Nie miałam czasu. Nie miała czasu! zawołał gniewnie Czemu to nie miałaś czasu zajmować się naszymi wrogami? Nim wyjadą, muszę znać twoje zdanie! Kiedy wyje\d\ają? Pojutrze. Zdawało się, \e jej blade oblicze zbladło jeszcze bardziej, rzekła jednak: To niech jadą! Co? Mamy wypuścić z rąk prawdziwego Rodrigandę? Fałszywy tak\e nie przynosi nam \adnej korzyści! Tego nie mów. Przecie\ ci obiecałem, \e napiszę do brata. On się z tobą musi o\enić. Poczekaj jeszcze z tym pisaniem! Pokiwał głową. Nie rozumiał jej postępowania. Wyszedł. Józefa rzuciła się do lustra i zaczęła posypywać pudrem szyję, czoło, a na oblicze nakładać całe warstwy ró\u. Chciała się przekonać, czy nie będzie w ten sposób piękniejszą. Wtem zapukano do drzwi. Weszła jej słu\ąca, Amaika. Ta stara Indianka długo ju\ słu\yła u Kortejów i cieszyła się zaufaniem seniority. Józefa zamknęła drzwi, stanęła przed zwierciadłem i rzekła: Amaika, przyglądnij mi się dobrze. Jestem piękna czy brzydka? Stara klasnęła w ręce i odpowiedziała: Brzydka? O Madonno, jak\e panienka mo\e być brzydka? Piękna, bardzo piękna jest moja panieneczka! Naprawdę? Na moją biedną duszę! przysięgała obłudna starucha. Pomogło mi więc pudrowanie! Czy mam jeszcze nało\yć ró\u na policzki? Nie, seniorita. Tak wyglądasz właśnie delikatnie. Muszą cię kochać! Muszą, ale on nie! On? zaśmiała się Indianka. On panienkę tak\e pokocha. On panienkę uściśnie i ucałuje, kiedy tak jak teraz będzie panienka miała ochotę na szaleństwa. Panienka jest taka czarowna, \e on się nie oprze jej wdziękom! Ale czy on przyjdzie? zapytała mile połechtana. Przyjdzie, przyjdzie. Skąd wiesz o tym? Panienka wie przecie\, \e czuwam nad nią i uczynię wszystko, by tylko panienka była szczęśliwa! Kto powiedział, \e on przyjdzie? Tu karteczka. Wyciągnęła zadrukowaną kartkę i podała jej. Mieszkańcy Meksyku organizowali od czasu do czasu igrzyska wojenne, które bywają bardzo kosztowne. Odbywają się one zwykle wieczorem, kiedy ju\ nie dopieka słońce, potem odbywa się jeszcze maskarada, w której biorą
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.plDarmowy hosting zapewnia PRV.PL |