[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nielegalnego. - Oczywiście, Doug - przyznała. Wypiła łyk białego kalifornijskiego wina. - Tak samo zresztą, jak żaden makler z Wall Street nie sprzeda swoich tajemnic. Rozumiem, że chce mi pan sprzedać wspaniałą, nadmorską posiadłość w Górach Skalistych. Zaśmiała się, aż zaczęły tańczyć jej delikatne kolczyki z perły i koralu. Szyję Amy zdobił podobny naszyjnik. Odziedziczyła ten komplet po swojej matce. Właśnie wtedy nadszedł kelner. Podał im przystawki z miną człowieka, który pochwala wybór klientów. - Rosół z grzybami dla pani - ogłosił. - I jarzyny z kolendra dla pana. - Ostrożnie dolał wina do ich kieliszków, obrzucił wzrokiem stolik i zadowolony z wyniku oględzin dodał: - %7łyczę smacznego. - No, no, ależ zmienił ci się smak - zażartowała Amy. - Pamiętam czasy, kiedy na warzywa reagowałeś jak... - szukała właściwego porównania. - Jak superman na kryptonit - zasugerował. - Coś w tym stylu. 88 RS - Jest na to całkiem racjonalne wytłumaczenie. Moja awersja sięga lat dziecięcych, kiedy to matka serwowała nam wciąż Zieloną Niespodziankę. Uraz trwał wiele lat. - Zielona Niespodzianka? - Jeśli ją zjadłeś i przeżyłeś, mógł cię dobić szok, że jednak żyjesz. Zdaje się, że na rok przed poznaniem ciebie, Niespodzianka została zakazana przez Konwencję Genewską. - To okrutne - zbeształa go. Spróbowała zupy, delektując się połączonym smakiem rosołu z kury i świeżych grzybów. - Tak samo jest z popisami kulinarnymi mojej mamy - odpowiedział Doug z kwaśną miną. - Kocham ją bardzo, ale ta kobieta samą swoją obecnością w kuchni stanowi zagrożenie dla ludzkości. Jadłaś u nas nieraz, więc doskonale wiesz o tym. Nie mogła zaprzeczyć. Beth Browne potrafiła robić wiele rzeczy. Gotowanie nie było jedną z nich. Mimo to Amy czuła się zobowiązana powiedzieć coś pozytywnego: - Zawsze lubiłam jej galaretki - powiedziała. - Masz na myśli te galaretowate świństwa z wiśniami maraskino? - Galaretkowate - poprawiła. - Nigdy ich nie widziałaś po trzech tygodniach stania w lodówce - zażartował. - Ale masz rację. I tak były jedną z bardziej zjadliwych rzeczy w kulinarnym repertuarze mamy. - Czy wiesz, że w latach młodzieńczych byłem przekonany, że nie rosnę, bo jestem zle odżywiany? Uśmiechnęła się. - Pamiętam lekcję historii, na której panna Petty mówiła o chorobach żeglarzy w czasie długich podróży morskich. - Szkorbut i krzywica. Byłem pewien, że mam jedno i drugie. A jeśli nie, to pomyślałem sobie, że w mojej 89 RS rodzinie musiało być kilku karłów. Oczywiście ponadprzeciętny wzrost moich trzech braci podważał nieco moją teorię - Doug potrząsnął głową. - Boże, nienawidziłem tego, jak nade mną górowali. - Byli dużo starsi od ciebie - tłumaczyła Amy. Wiedziała, że najmłodszy z nich, Scott, urodził się osiem lat przed Dougiem. Doug zjadł jeszcze trochę jarzyn. - Nie przypuszczam, żeby byli zachwyceni moim ciągłym ganianiem za nimi - powiedział po chwili. - Lary przysięga, że pierwsze wypowiedziane przeze mnie całe zdanie brzmiało: Zaczekajcie na mnie! . - Ale nigdy nie czekali. - Tak. Nie czekali - wzruszył ramionami. - A więc nauczyłem się szybciej biegać, aż udało mi się ich dogonić. - I przy okazji zagarnąć jakieś trzydzieści trofeów na zawodach. - Trzydzieści dwa - poprawił ją, potem ze śmiechem dodał - ale kto by tam liczył? - Ty. A któż by inny? - odparowała, zuchwale patrząc mu w oczy. - Cóż... - Doug nie przypuszczał, by kiedykolwiek udało mu się pokonać wewnętrzną potrzebę liczenia zwycięstw i porównywania się z innymi. Było to częścią jego natury. W pewnym momencie życia zdał sobie jednak sprawę z tego, że można osiągnąć szczyty w pracy, w karierze, a jednocześnie być przegranym. - Czy masz je nadal? - Trofea? Tak, stoją popakowane w piwnicy moich rodziców. Moja matka nie może się doczekać, by mi je podrzucić do nowego domu. - Z całą pewnością masz dla nich mnóstwo miejsca. - Czy w ten subtelny sposób chcesz mi przypomnieć o brakach w umeblowaniu? 90 RS - Cóż, istnieje coś takiego jak niezbędne minimum... i coś takiego jak pustka. Zastanawiała się, czy Doug zechce przyjąć kilka sugestii w sprawie umeblowania domu. Jak dotąd zgadzał się na wszystkie jej pomysły. Z drugiej strony bała się zbytnio angażować w remont domu. Zdawała sobie sprawę, że już jest emocjonalnie związana z miejscem, które przyjdzie jej pożegnać za niecałe dwa tygodnie. Nastąpiła krótka pauza. Doug wypił trochę wina, obserwując Amy kątem oka. Zauważył na jej twarzy cień smutku. Nie chciał, by dzisiaj zawładnęło nią to właśnie uczucie. - A co z twoimi nagrodami? - zapytał. - Miałaś chyba pełną ciężarówkę akademickich nagród, dyplomów, plakietek... - Niczego nie zachowałam - wzruszyła ramionami. - Nie? - Doug był zdziwiony. Wiedział, jak ciężko pracowała w szkole. Ciężej, niż musiała, tak mu się przynajmniej wydawało, biorąc pod uwagę jej wrodzoną inteligencję. - Dlaczego? - zapytał. - Och, one nie były tak ważne. Wiesz, miło było je dostawać, ale... Urwała zdanie i zajęła się zupą. Nie bardzo odpowiadał jej ten temat.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL |