WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wać je w sensownÄ… wypowiedz, kobieta zalaÅ‚a jÄ… poto­
kiem słów.
- No, dzięki Bogu, że ktoś jest w domu! Powinnam była
zadzwonić z lotniska, ale nie bardzo miałam jak. Zresztą,
szkoda mi było czasu, no i bałam się! Na lotniskach zawsze
kręcą się fotoreporterzy. Cal jest w domu?
- Tak... To znaczy właśnie wyszedł, ale zaraz wróci.
Poszedł coś kupić.
- Mogę wejść? Te maleństwa już sporo ważą.
- Tak, oczywiście, proszę bardzo. - Annie usunęła się
z progu. Z racji uprawianego zawodu zdarzaÅ‚o siÄ™ jej znaj­
dować w różnych niecodziennych sytuacjach, ale ta była
zdecydowanie najdziwniejsza.
- Czy może pani je na chwilę ode mnie wziąć?
Zdetonowana, pozwoliła sobie ułożyć niemowlęta na
rękach. Trzymała je teraz jak dwa naręcza kwiatów. Stała
w miejscu, bojąc się poruszyć. Tymczasem kobieta zdjęła
pÅ‚aszcz, potem kapelusz i okulary, a na koÅ„cu - ku zasko­
czeniu Annie - również i włosy, które okazały się peruką.
- Uff! Co to była za męka - sapnęła. - Dzięki - rzuciła,
zabierając od Annie jedno dziecko. - Gdyby pani mogła
jeszcze przez chwilę potrzymać Erika.
Annie doznała olśnienia.
- Rozumiem - krzyknęła. - Pani jest Charlotte Baird.
TÄ… modelkÄ…!
- Tak, jestem Charley - powiedziała zgrabna blondyn-
96 " TYLKO NIE BLIyNITA!
ka. Próbowała uporządkować piękne blond włosy, ale jedną
ręką nie bardzo mogła sobie z nimi poradzić.
- Ale co pani tu robi?
- Co robię? Muszę koniecznie porozmawiać z Calem.
Tylko on może mi pomóc. Nie mam się do kogo zwrócić,
naprawdÄ™.
Annie, zmieszana i zdezorientowana, starała się nie dać
nic po sobie poznać. Zaprowadziła Charley do gabinetu
Cala. Nie było to może najbardziej odpowiednie miejsce
dla niemowlaków, ale Annie nie chciała kręcić się po nie
swoim przecież domu.
Charley uÅ‚ożyÅ‚a dziecko na sofie i gestem pokazaÅ‚a An­
nie, by zrobiła to samo.
- Proszę zdjąć mu tylko kombinezon - nakazała.
Annie umieściła dziecko na kanapie i zaczęła mocować
siÄ™ z suwakiem.
- Lepiej je po prostu położyć - doradziła Charley.
Annie posłusznie wykonała polecenie. Widziała teraz
wpatrzoną w siebie okrągłą, rumianą twarzyczkę. Dziecko
miało zupełnie niebieskie oczy, co natychmiast nasunęło jej
pewne podejrzenie.
- To blizniaki? W jakim sÄ… wieku?
- Cztery miesiące. Urodziły się w Szwajcarii.
Annie wzięła na odwagę i zadała nurtujące ją od chwili
pojawienia siÄ™ Charley pytanie:
- Kto jest ich ojcem?
- Kto jest ojcem? - powtórzyła w odpowiedzi Charley.
- W tym właśnie problem! Dlatego muszę porozmawiać
z Calem.
- To znaczy, że Cal o niczym nie wie? - Annie poczuła,
że nogi się pod nią uginają.
TYLKO NIE BLIyNITA! " 97
. - Nic a nic - odparła Charley. - Nikt nic nie wie, poza
paroma osobami w Szwajcarii, oczywiÅ›cie. Dlatego wola­
Å‚am wystÄ…pić w przebraniu - dodaÅ‚a. - No i wie o tym mo­
ja opiekunka do dzieci. Na lotnisku wynajęłyśmy samo*
chód i teraz pojechała zrobić zakupy. Wie pani, pieluszki,
odżywki i tak dalej.
Annie siedziaÅ‚a zupeÅ‚nie skonsternowana. Dziecko za­
częło płakać, więc wzięła je na ręce i kołysała, wpatrując
się osłupiałym wzrokiem w Charley.
- CaÅ‚kiem niezle sobie pani radzi - pochwaliÅ‚a jÄ… Char­
ley. - Ma mokro?
- Nie, chyba nie.
- Erika, oczywiście już się posiusiała. Gdzie mogę
wejść, żeby ją przebrać?
- Najlepiej do Å‚azienki. Prosto i na lewo.
- Dzięki. Niech pani przypilnuje Erika.
- Jasne. - Annie skinęła głową.
Zupełnie nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć.
Czy to dzieci Cala? Na to wygląda. Gdyby tak nie było,
Charley nie przylatywałaby ze Szwajcarii wprost do jego
domu. I nie mówiłaby, że tylko Cal może jej pomóc.
Poczuła się fatalnie. Gdyby nie dziecko, które miała na
kolanach, pomyÅ›laÅ‚aby, że to jakiÅ› zÅ‚y sen. CaÅ‚a dotychcza­
sowa praca, usilne zabiegi, niemały wysiłek, by zmienić
publiczny wizerunek Cala, są poważnie zagrożone, jeśli
w ogóle nie wezmÄ… w Å‚eb. Dziennikarze natychmiast wy­
tropią wszelką sensację. Nie sposób ukryć przed światem
dwójki dzieci. Poza tym Charley, choćby niechcÄ…cy, napro­
wadzi ich na Å›lad. Calowi nie pozostanie pewnie nic inne­
go, jak ożenić się z Charley. A co z nimi? Rozstaną się,
żadne inne rozwiązanie nie wchodzi w rachubę.
98 " TYLKO NIE BLIyNITA!
Erik znowu zaczÄ…Å‚ pochlipywać. WstaÅ‚a i koÅ‚yszÄ…c dzie­
cko na rękach, zaczęła chodzić po pokoju z głową pełną
najgorszych przypuszczeń i obaw.
Annie usłyszała trzask otwieranych drzwi wejściowych
i zaraz potem głos Cała. Ruszyła mu na spotkanie.
- Kupiłem rogaliki i jogurty. Wolisz malinowy czy... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates
    wejściowych
    i zaraz potem głos Cała. Ruszyła mu na spotkanie.
    - Kupiłem rogaliki i jogurty. Wolisz malinowy czy... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates