|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drach i przyciągnął ją do siebie, całując z czułością jej brzu- szek. Przynajmniej zależało mu na ich dziecku, ale czy zale- żało mu na niej? Cassie nie chciała teraz o tym myśleć. Zo- stało tak mało czasu. Położył głowę na jej łonie. Objęła go i poczuła drżenie pod palcami. - Drżysz. Zimno ci? - Nie. Chcąc podgrzać atmosferę, cofnęła się o krok i zsunęła z ramion koszulkę, pozwalając jej ześliznąć się w dół. Była teraz zupełnie naga. Brendan wpatrywał się w nią bez sło- wa. Gdy ich spojrzenia się spotkały, zobaczyła w jego oczach pożądanie i wiedziała, że udało jej się przyciągnąć jego uwagę, choć wciąż się wahał. - Brendanie, wiem, że to nie są sprzyjające okoliczności, ale ja potrzebuję... - Wiem, czego potrzebujesz - wyszeptał niskim, ochry- płym głosem. Wziął ją za rękę i przyciągnął do siebie. Sięgnęła dłonią poniżej jego paska, ale chwycił jej nadgarstek. - Nie tym razem, Cassie - głos miał pełen napięcia, jak by walczył o zachowanie panowania nad sobą. Ułożył sobie jej nogi na kolanach, tak jak w samocho- dzie, i zaczął wędrować ustami po jej nagim ciele. Koniu- szkiem języka lekko pieścił jej piersi, jego dłonie błądziły po jej talii, potem po biodrach aż w końcu palcami trafił między uda. Jego dotyk był niespieszny, łagodny, ale nie- 71 S R ustępliwy. Jęknęła, gdy doświadczone palce wkradły się do jej gorącego wnętrza. Ukryła twarz na jego szyi. Nigdy nikt nie dbał tak o zaspokojenie jej potrzeb. Nigdy tak otwarcie nie ofiarowała się żadnemu mężczyznie. Nig- dy nikogo nie pragnęła tak mocno. Utalentowana dłoń Brendana zredukowała ją do zmysłów szukających zaspokojenia. Oddychała płytko, coraz płyciej w miarę jak zbliżało się wyzwolenie. Napięcie rosło za spra- wą jego umiejętnych palców. Gdy już tylko moment dzielił ją od spełnienia, zaczęła drżeć, na pół świadoma, że jego do- tyk staje się coraz szybszy. Nie zaprzestał swego zmysłowe- go szturmu. Namiętnymi słowami zachęcał ją do wspięcia się na sam szczyt. I nadszedł moment kulminacyjny, w którym doznała rozkoszy, jakiej nie doświadczyła nigdy przedtem. Brendan wciąż przyciskał ją do siebie i okrywał deli- katnymi pocałunkami jej szyję, usta, czoło. Ciało Cassie wrzało po szoku spełnienia, ale głęboko ukryta potrzeba wciąż nie została zaspokojona. Tylko jedna rzecz mogła uczynić ten moment doskonałym... a na pewno nie był nim dokuczliwy hałas dochodzący z holu. Odgłos odkurzacza oznajmił przybycie ekipy porządko- wej i przerwał euforię Cassie. Uniosła głowę, gdy wyczuła napięcie Brendana. Spojrzeli na drzwi. - Cholera! - w jego głosie usłyszała odbicie własnej fru- stracji. - Są zamknięte - wyszeptała. Uśmiechnął się cierpko. - Mają drugi komplet kluczy. Cassie pomyślała, że to prawda, ale nie była gotowa na zakończenie randki. Brendan, oczywiście, był. 72 S R Delikatnie zsunął ją z siebie i wstał. Podniósł szlafrok z podłogi i podał jej: - Włóż to, na wszelki wypadek. Niechętnie usłuchała. Chciało jej się płakać i przeklinać. Było jej zimno, czuła się samotna i nieszczęśliwa. - Jesteś pewien, że nie możemy tego kontynuować? - spytała błagalnie! - Prawdopodobnie nie wejdą do tego po- koju przed upływem piętnastu minut. - Lepiej nie ryzykować. A poza tym pewnie byłbym dla ciebie zbyt brutalny. Cassie wzniosła oczy ku niebu. - Jestem w ciąży, Brendanie, ale nie jestem chora. - Wiem, ale nie chcę cię zranić. Ranił ją teraz, zostawiając bez żadnych widoków na skonsumowanie ich małżeństwa. Spojrzał na zegarek. - Muszę już wracać. Próbowała się uśmiechnąć, ale efekt był mizerny. - Prawie nic nie zjadłeś. - Zabierz to do domu. Zjem na śniadanie. Na te słowa coś w niej pękło. - Dobrze. - Objęła się ramionami. - I to by było na tyle, jeśli chodzi o miesiąc miodowy. Brendan przyciągnął ją do siebie i pocałował w czoło. - Przepraszam, Cassie. Ostatnio nic nam się nie układa. Odsunęła się i patrzyła na niego przez chwilę. - Nie mogę się z tobą zgodzić. Kilka minut temu wszy- stko było dobrze. - To nie wystarczy - westchnął. - Wiem, to nie w po- rządku, że poświęcam ci tak mało czasu. 73 S R - Ze mną wszystko w porządku. - Spojrzała znacząco na wyrazny dowód, że to jemu czegoś potrzeba. - Ale z tobą chyba nie. - Jest dobrze. Spojrzała mu w oczy. - Kłamiesz. Uśmiechnął się powoli. - No tak, ostatnio nie jestem w najlepszej formie. Uznała, że nie będzie się z nim spierać. Najwyrazniej postanowił ignorować swoje własne potrzeby. - Przy okazji - powiedziała - dzwoniła asystentka do- ktora i przesunęła moją wizytę na jutro, na dziesiątą rano. Masz z tym coś wspólnego? - Nie chciałem, żebyś czekała tak długo. Właściwa opieka od najwcześniejszych tygodni ciąży jest bardzo ważna - mówił jak lekarz, a nie jak mąż. Cassie zawahała się przed zadaniem mu następnego py- tania. - Chcesz iść tam ze mną? Wiem, że będziesz wtedy spał, więc, oczywiście, nie musisz... - Zdrzemnę się trochę po pracy, a potem spotkamy się na miejscu. Czując ulgę, a jednocześnie podekscytowanie, powie- działa: - Wspaniale. Nastawię ci. budzik, zanim wyjdę. - Skoro wszystko ustalone, wracam na oddział - poszedł jeszcze do łazienki, zostawiając Cassie samą z jej roz- czarowaniem. Przynajmniej zgodził się pójść z nią na wi- zytę. To już było coś. Może doktor Anderson zapewni go, że uprawianie miłości podczas ciąży nie jest zabronione. 74 S R Wyszedł z łazienki ze zmoczonymi włosami, jakby wsa- dził głowę pod kran. Uśmiechnęła się, choć była bardzo rozczarowana, że musi wracać do pracy. Przytulił ją, pocałował lekko i podszedł do drzwi. - Dzięki za kolację, zobaczymy się w domu. Pomachała mu ręką. - Tak. Mam nadzieję, pewnego dnia. Brendan zostawił Cassie w melancholijnym nastroju, ze słabym uśmiechem na ustach, zimną chińszczyzną, niena- ruszonym łóżkiem" jako symbolem porażki. Mimo że dał jej tyle rozkoszy, wciąż nie dostała od niego tego, czego potrzebowała - fizycznie i emocjonalnie. Za- stanawiała się, czy kiedykolwiek dostanie. Coś sprawiało, że trzymał się na dystans. Coś, co ukrywał za kamienną maską. Cassie chciałaby wiedzieć więcej i miała nadzieję wkrót- ce zburzyć mur, którym otoczył się tak dokładnie. Na razie musi być cierpliwa, póki nie nadejdzie ta chwila. Jeśli w ogóle nadejdzie. Po raz kolejny, jak przez większość życia, samotność stała się wiernym towarzyszem Cassie, a nadzieja była je-
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|
|
|