|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
203 Dorgumy i awiquody maj¹ tendencjê do wiêkszego rozproszenia. Prze- wodnik pognaÅ‚ suubatara i zwierzê powoli ruszyÅ‚o przed siebie. Dlate- go u¿ywaj¹ ich bogatsze klany, takie jak Borokii. A co z nich uzyskuj¹? zapytaÅ‚a Barrissa z pewnej odlegÅ‚oSci. Wszystko. Miêso, mleko, skóry, weÅ‚nê. KiedyS u¿ywali ich zê- bów i rogów do wyrobu narzêdzi. DziS takie rzeczy s¹ importowane, a róg i koSci wykorzystuje siê do wyrobu kosztownych dzieÅ‚ sztuki. USmiechn¹Å‚ siê. Jestem pewien, ¿e obejrzycie sobie wszystko, kiedy znajdziemy siê ju¿ w obozie. Stoj¹cy z przodu Kyakhta podniósÅ‚ dÅ‚ugopalc¹ protezê. Przybywaj¹ jexdxcy. ByÅ‚o ich szeSciu, jak siê tego nale¿aÅ‚o spodziewaæ. Podró¿ni dawno ju¿ siê zorientowali, ¿e szóstka jest dla Ansionian bardzo wa¿n¹ liczb¹. Przybysze byli ubrani lepiej ni¿ Yiwowie czy Qulunowie, a ich lekkie zbroje lSniÅ‚y w sÅ‚oñcu. Dwaj z nich trzymali prêty z importowanych kom- pozytów karbonitowych, na których powiewaÅ‚y sztandary Borokiich, szar- pane porannym wiatrem. Poza tradycyjnymi dÅ‚ugimi no¿ami, niektórzy byli uzbrojeni w malariañskie pistolety laserowe. Luminara stwierdziÅ‚a, ¿e przynajmniej czêSæ z tego, co mówiono o nadklanach, okazaÅ‚o siê praw- d¹. Borokii byli bogaci i wiedzieli, jak swoje bogactwo spo¿ytkowaæ. Przywódca szóstki jexdxców, wiedziony ciekawoSci¹, która na chwi- lê wziêÅ‚a górê nad naturaln¹ rezerw¹, popêdziÅ‚ swojego wspaniale ozdo- bionego sadaina i osadziÅ‚ go tu¿ przed pierwszymi suubatarami. Ró¿ni- ca wysokoSci pomiêdzy wierzchowcami zmusiÅ‚a go do patrzenia na goSci z doÅ‚u. Trzeba przyznaæ, ¿e nie czuÅ‚ siê tym ani trochê skrêpowa- ny. Luminara stwierdziÅ‚a, ¿e zachowuje siê bardzo przyjacielsko, choæ mogÅ‚y to byc tylko pozory. Z drugiej strony, wiedziaÅ‚a, ¿e potê¿ni mog¹ sobie pozwoliæ na Å‚askawoSæ. Witajcie, pozaSwiatowcy i przyjaciele. Borokii przycisn¹Å‚ jedn¹ dÅ‚oñ do oczu, a drug¹ do piersi. Jestem Bayaar z Borokiich Situng. Witajcie w naszym obozowisku. Czego chcecie od nadklanu? Podczas gdy Obi-Wan wyjaSniaÅ‚, z czym przybyli, Luminara w dal- szym ci¹gu obserwowaÅ‚a wysÅ‚anników. Szukaj¹c oznak wrogich zamia- rów, napotykaÅ‚a tylko ufnoSæ i profesjonaln¹ gotowoSæ do czynu. W prze- ciwieñstwie do Yiwów ten lud nie wydawaÅ‚ siê ani podejrzliwy, ani lê- kliwy wobec obcych. Nie musieli siê zreszt¹ baæ, maj¹c za plecami tysi¹ce pobratymców. Nie znaczyÅ‚o to, ¿e s¹ obojêtni na potencjalne zagro¿enia czy leniwi. Podczas kiedy przywódca uprzejmie sÅ‚uchaÅ‚ Obi- Wana, czÅ‚onkowie oddziaÅ‚u siedzieli wynioSle w swoich siodÅ‚ach, ale nieustannie rozgl¹dali siê wokół. 204 Bayaar nie musiaÅ‚ zastanawiaæ siê nad odpowiedzi¹, kiedy Obi-Wan skoñczyÅ‚ mówiæ. Nie jest to sprawa, o której mogê sam decydowaæ. Jestem wy- sÅ‚annikiem, a wysÅ‚annicy nie maj¹ prawa podejmowania decyzji takiej wagi. Obi-Wan uSmiechn¹Å‚ siê na swój skromny sposób i skin¹Å‚ gÅ‚ow¹ ze zrozumieniem. Sam jestem w pewnym sensie wysÅ‚annikiem, wiêc rozumiem twoje stanowisko. Przeka¿emy radzie starszych wieSci o waszym przybyciu, podob- nie jak wasze powody poszukiwania Borokiich. Tymczasem proszê, ¿e- byScie pod¹¿yli za mn¹ i doSwiadczyli goScinnoSci Borokiich. Mówi¹c to, obróciÅ‚ zgrabnie swego wierzchowca i ruszyÅ‚ Å‚agod- nym zboczem w kierunku gwarnego i ruchliwego obozowiska. Reszta jego grupy rozdzieliÅ‚a siê i otoczyÅ‚a goSci z obu stron. Jak stwierdziÅ‚a Luminara, nie mieli stanowiæ stra¿y, a jedynie honorow¹ eskortê. ZwÅ‚asz- cza ¿e trudno byÅ‚oby im peÅ‚niæ rolê stra¿ników przy takiej ró¿nicy wiel- koSci sadainów i suubatarów. Ró¿nice pomiêdzy obozowiskiem Borokiich a wszystkimi innymi, które do tej pory widzieli wêdrowcy, byÅ‚y uderzaj¹ce i od razu widocz- ne. Wprawdzie ich spoÅ‚ecznoSæ byÅ‚a równie¿ wêdrowna, ale obozowi- sko zbudowano jak maÅ‚e miasto, z ulicami i dzielnicami mieszkalnymi, handlowymi i przemysÅ‚owymi. W tych ostatnich zajmowano siê głów- nie ró¿nymi etapami przetwarzania miêsa i skór sureppów na eksport. KtoS w koñcu musiaÅ‚ pÅ‚aciæ za te importowane konstrukcje i nowocze- sn¹ technologiê, któr¹ tak siê szczycili. GoScie Sci¹gali na siebie wiele spojrzeñ, ale ¿adnych nieprzyja-
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|
|
|