WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wewnątrz nie było lamp ani światła u sufitu. Zapalił la-
tarkÄ™.
Kiedy Daniel osobiście wyłożył podłogę, ściany i sufit
grubą na osiemnaście cali warstwą różnych dzwiękoszczel-
nych materiałów, pokój został zredukowany do pozbawio-
nej okien celi o boku dziewięciu stóp. Jego wysokość nie
przekraczała sześciu stóp.
Gęsto tkany, matowy czarny materiał, którym obita była
każda powierzchnia, pochłaniał światło latarki.
Zmodyfikowana deprywacja sensoryczna. Twierdzili, że
to narzędzie dyscypliny, a nie kara, metoda zwrócenia
umysłu do wewnątrz, ku samopoznaniu  technika, nie
tortura. Na temat cudownych efektów tego czy innego
stopnia depry-wacji sensorycznej opublikowano liczne pra-
ce.
Daniel i Kathy leżeli obok siebie; ona w piżamie, on
w bieliznie. Ręce i nogi w kostkach mieli związane krawata-
mi. Zaciśnięte okrutnie węzły wrzynały się w ciało.
Więzy między nadgarstkami i między kostkami nóg połą-
czone były krótko ściągniętym krawatem, aby dodatkowo
ograniczyć możność poruszania się ofiar.
Nie byli zakneblowani. Być może Anson chciał z nimi po-
rozmawiać.
Z pokoju nauki nie mógł się wydobyć żaden krzyk. Choć
Mitch nie przestąpił jego progu, agresywna cisza wciągała
go podobnie jak ruchome piaski wciÄ…gajÄ… tego, kto po nich
chodzi, jak grawitacja przyciÄ…ga spadajÄ…ce przedmioty. Je-
go chrapliwy, urywany oddech przycichł do ledwie słyszal-
nego świstu. Nie słyszał już wichury, ale wiedział, że nie
ustała. Trudniej było mu spojrzeć na Kathy niż na Daniela,
chociaż nie tak trudno, jak się spodziewał. Gdyby zdołał
temu zapobiec, stanąłby między nimi i swoim bratem. Ale
skoro już do tego doszło... to trudno. W sercu czuł raczej
smutek niż rozpacz, przygnębienie niż odrazę.
Twarz Daniela była wykrzywiona z przerażenia. W jego
otwartych oczach malowało się zdumienie. Tuż przed
śmiercią musiał się zastanawiać, jak to możliwe, że zadaje
mu ją Anson, którego kształtowanie przecież zakończyło
siÄ™ sukcesem.
Jest bardzo dużo systemów kształcenia i wychowywania
dzieci i nikt jeszcze nie zginął z ich powodu. W każdym ra-
zie nikt, kto z takim oddaniem wymyślał i doskonalił te
teorie.
Porażeni prądem, związani i prawdopodobnie zaszczyce-
ni krótką rozmową, Daniel i Kathy zostali w końcu zadzga-
ni. Mitch nie przyglądał się długo ranom.
Zmiertelnymi narzędziami były sekator i rydel ogrodowy.
Uświadomił sobie, że pochodzą z jego garażu.
199
38
Zostawił ciała za zamkniętymi drzwiami pokoju nauki i
siadł u szczytu schodów, żeby pomyśleć. Strach, szok i
jedna puszka red bulla nie rozjaśniły mu w głowie tak zde-
cydowanie, jak uczyniłyby to cztery godziny snu.
Bataliony wiatru atakowały dom, ściany drżały, ale wy-
trzymywały oblężenie.
Mitch mógłby zapłakać, gdyby pozwolił sobie na łzy, nie
wiedziałby jednak, kogo opłakuje.
Nigdy nie widział, by Daniel lub Kathy płakali. Nie wie-
rzyli w Å‚atwe emocje, lecz w praktyczny rozum i  wzajemnÄ…
analizÄ™ wspierajÄ…cÄ…".
Jak mógł zapłakać nad ludzmi, którzy nigdy nie zapła-
kali nad sobą, którzy potrafili tylko omawiać i analizować
swoje rozczarowania, nieszczęśliwe wypadki, a nawet utra-
tÄ™ bliskich?
Nikt, kto znał prawdę o tej rodzinie, nie winiłby go, gdy-
by zapłakał nad sobą, ale on nie płakał, odkąd skończył
pięć lat, ponieważ nie chciał im dać tej satysfakcji.
Nie mógł zapłakać nad swoim bratem.
Wredny rodzaj litości, który odczuwał wcześniej wobec
Ansona, zdążył się ulotnić. Stało się to nie w pokoju nauki,
lecz w bagażniku zabytkowego chryslera.
Jadąc na północ z Rancho Santa Fe, z otwartymi okna-
mi, żeby przewietrzyć samochód, pozwolił, by podmuchy
wiatru pozbawiły go wszystkich złudzeń i tego, co sobie
wmawiał. Brat, którego ponoć znał, którego ponoć kochał,
w rzeczywistości nigdy nie istniał. Mitch pokochał nie
prawdziwÄ… osobÄ™, lecz teatralnÄ… rolÄ™ socjopaty.
Obecnie Anson wykorzystał okazję, by zemścić się na
Danielu i Kathy i obciążyć tą zbrodnią brata, który nie miał
zostać nigdy odnaleziony.
Gdyby za Holly nie został zapłacony okup, jej porywacze
zabiliby ją i wyrzucili prawdopodobnie zwłoki do morza.
Mitch zostałby obciążony winą za jej śmierć  a także w
jakiś sposób za śmierć Jasona Osteena.
Tego rodzaju morderczy szał ekscytowałby z pewnością
widowniÄ™ telewizyjnych kronik kryminalnych. Gdyby Mitch
zaginął  spoczywając w rzeczywistości w pustynnym gro-
bie  jego poszukiwania przyciągałyby uwagę mediów przez
całe tygodnie, jeśli nie miesiące.
Po pewnym czasie mógłby przejść do legendy podobnie
jak D. B. Cooper, porywacz samolotu, który kilkadziesiąt
lat wcześniej wyskoczył na spadochronie z samolotu z
workiem pieniędzy i nigdy nie został odnaleziony.
Mitch zastanawiał się, czy nie wrócić do pokoju nauki i
nie zabrać sekatora i rydla. Myśl o wyciąganiu ostrzy z ciał
napełniała go odrazą. W ciągu ostatnich godzin robił co
prawda gorsze rzeczy, ale na to nie mógł się jakoś zdobyć.
Poza tym sprytny Anson podrzucił najprawdopodobniej
również inne dowody. Odnalezienie ich wymagało czasu, a
Mitch miał go bardzo mało. Na jego zegarku było sześć mi-
nut po trzeciej rano. Za niespełna dziewięć godzin porywa-
cze zadzwoniÄ… do Ansona z nowymi instrukcjami.
Do środy o północy pozostały czterdzieści cztery godziny
z początkowych sześćdziesięciu.
To wszystko powinno się skończyć znacznie wcześniej.
Nowe okoliczności wymagały nowych reguł i Mitch miał
zamiar je ustanowić. Wiatr wzywał go na dwór, naśladując
głosy wilków. Zgasiwszy światła na górze, zszedł do kuch-
ni. W przeszłości Daniel trzymał zawsze w lodówce pudełko
z batonikami Hersheya. Lubił, żeby czekolada była zimna.
Pudełko leżało na najniższej półce lodówki, w środku
201
brakowało tylko jednego batonika. Częstować się nimi wol-
no było tylko Danielowi, inni nie mieli do nich prawa.
Mitch zabrał całe pudełko. Był zbyt wyczerpany i zbyt [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates