WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do ściany niedużą tablicę, która na powrót stała
siÄ™ ozdobnym lustrem, a plan lekcji i notatki
schowała pod nocnikiem, który stał w rogu za
parawanem. Nic już nie wskazywało na to, co się
tu działo jeszcze chwilę wcześniej.
86 Bramy raju
Drzwi otworzyły się gwałtownie, do środka
wpadli rozwścieczeni strażnicy z uniesionymi
pałkami, więc dziewczynki zaczęły piszczeć
z przerażenia i chować buzie. Chloe omal nie
skrzyczała tych drabów za straszenie dzieci, ale
jakoś zdołała się opanować, uspokoiła swoje
podopieczne, a potem zasłoniła twarz i obróciła
się ku dwóm brodatym mężczyznom.
- Co to za zgromadzenie? Co robisz z tymi
dziećmi? - spytał ostro wyższy z nich, noszący
turban hadżiego, muzuÅ‚manina, który odbyÅ‚ piel­
grzymkÄ™ do Mekki.
- Modlimy się, czcigodny panie - odparła
z szacunkiem w głosie.
- A na co takim modlitwa? - rzucił szyderczo
niższy.
- Po to, by mogły w przyszłości uczyć swych
synów.
- Nie jest rolą kobiety nauczać.
- To prawda - zgodziła się z powagą. - Ale
czyż nie mogą usłużyć w dobrej sprawie? Nawet
kobiety, i to tak małe, jak te dziewczynki,
powinny nauczyć się chwalić Allaha i jego
niezliczone Å‚aski.
Nie wiedzieli, co na to odrzec. Jeśli się z nią
nie zgodzą, podważą potrzebę nauczania religii,
zaś jeśli się zgodzą, wyjdzie na to, że popierają
jej postÄ™powanie. GorÄ…czkowo starali siÄ™ zna­
lezć jakieś wyjście z kłopotliwej sytuacji.
Jennifer Blake
87
- Ostrzegałem was, że ona ma język żmii.
Za ich plecami pojawił się Ahmad, który
zmierzyÅ‚ przyrodniÄ… siostrÄ™ nienawistnym spo­
jrzeniem. Chloe spytała bez zastanowienia:
- Ty ich tu przysłałeś?
Nawet nie raczył jej odpowiedzieć, choć aż
poczerwieniał z gniewu, że śmiała się do
niego odezwać tak obcesowo, i to przy innych
mężczyznach.
- Kończcie z tym - warknął. - Wygońcie
stÄ…d to robactwo.
- Nie stwierdziliśmy żadnego przestępstwa...
- Tylko dlatego, że jest dla was za sprytna,
ale zostawcie to mnie, już ja wiem, jak ukarać ją
za bezczelność.
Kilka dziewczynek płakało, przerażonych
gniewnymi głosami i wyczuwalną w powietrzu
atmosferą przemocy. Dwie, bardzo dojrzałe jak
na swój wiek, patrzyÅ‚y na nauczycielkÄ™ z naj­
większym współczuciem. Nie mogła dopuścić
do tego, by te dzieci spotkało jeszcze więcej
nieprzyjemności.
- Idzcie już, moje gołąbki - rzekła łagodnie
i zdobyła się na dzielny uśmiech. - Moje
błogosławieństwo pójdzie z wami. Pamiętajcie
o wszystkim, czego was uczyłam.
Po chwili pokój opustoszał, na co Ahmad
wykrzywił się drwiąco i odprowadził strażników
do drzwi, gdzie zapewne dał im łapówkę, gdyż
88 Bramy raju
tak się załatwiało podobne sprawy. Z głębi domu
dochodziÅ‚ uspokajajÄ…cy gÅ‚os Willi, która propo­
nowała dzieciom słodycze. Chloe poczuła ulgę,
że przynajmniej nikt nie zatrzymywaÅ‚ dziew­
czynek, by je przesłuchać. Po takich rozmowach
często zostawały blizny.
- Oczywiście popełniłaś przestępstwo
- oznajmił Ahmad, zjawiając się znowu
w drzwiach.
- A jakież to?
- Nie kłam! Ta suka, twoja matka, uczyła
cię za moimi plecami, myślałaś, że zrobisz to
samo, ale mnie tak Å‚atwo nie oszukasz. JesteÅ›
mi winna wdzięczność. Jedno moje słowo,
i zatłukliby cię na miejscu. Albo zawlekli na
tortury.
- Czemu więc tego nie zrobiłeś?
- Mam inne plany.
- To znaczy?
Parsknął śmiechem, jakby rozbawiony myślą,
że miałby odpowiadać na jej pytania.
- Wkładaj czador, wracamy do domu.
Nie pozwolił jej pożegnać się z Willą ani nie
czekał na Ismaela, który miał przyjść po Chloe,
tylko kazał jej iść za sobą i ruszył szybko, a ona
musiała drobić kilka kroków za nim. Gdy tylko
znalezli się na miejscu, zerwał z niej czador,
mocno chwycił ją za ramię, zaciągnął na tyły
domu i brutalnie wepchnął do jej maleńkiej
Jennifer Blake
89
izdebki z wÄ…skÄ… pryczÄ… i zamalowanym na
czarno oknem. Chloe potknęła się i omal nie
upadla.
- Zostaniesz tutaj - rozkazał. - Nadużyłaś
swobody ruchu, więc za karę czeka cię areszt
domowy. %7ładnych wizyt, żadnego nauczania.
Będziesz tu siedzieć, dopóki nie pozwolę ci
wyjść.
- Kiedy to będzie?
Jego wargi rozciągnęły się w nieprzyjemnym
uśmiechu.
- Kiedy wyjdziesz za mąż.
Właśnie tego obawiała się najbardziej.
- Za kogo?
- Za kogoś, kogo ci wybrałem. Nie spodoba
ci się mój wybór, masz na to moje słowo.
SpojrzaÅ‚a mu prosto w oczy, zaciskajÄ…c moc­
no pięści.
- Nie poślubię go.
- Poślubisz. I to wkrótce.
- Czemu tak ci na tym zależy? Dlaczego
akurat teraz?
- Bo zeszłaś na złą drogę, jak zbłąkana owca,
którą znęciła trawa przy wilczym legowisku.
Twoja samodzielność może cię przywieść do
zguby. OcalÄ™ ciÄ™ przed tobÄ… samÄ….
Czyżby on naprawdę w to wierzył?
- Co za szlachetność! I oczywiście nie ma to
nic wspólnego z pieniędzmi?
90 Bramy raju
Zjeżył się, węsząc ironię w jej głosie, gdy
mówiła o szlachetności, lecz jeszcze większą
jego uwagę przykuło drugie zdanie.
- Jakimi pieniędzmi?
- Tymi, które za mnie dostaniesz - odparła
przytomnie, przypominając sobie, że przecież
nie miała prawa wiedzieć o spadku.
- To nie twoja sprawa, milcz!
- Nie moja sprawa, gdzie będę mieszkała
i z kim? Chyba oszalałeś, jeśli sądzisz...
Skoczył ku niej, walnął ją na odlew
w twarz. Chloe zatoczyła się, lecz Ahmad
złapał ją i cisnął nią o ścianę, po której się
osunęła do pozycji siedzącej. Wstrząśnięta,
półprzytomna, przycisnęła dłoń do bolącego
policzka, w ustach czuła krew. Willa słusznie
obawiała się, że Chloe nie jest dość potulna
i w końcu narazi się na brutalny atak ze strony
Ahmada. Wystarczyła jedna rozmowa z Wa-
de'em Benedictem, by Chloe zaczęła zacho­
wywać się jak wolna kobieta. Błąd.
- Zrobisz dokÅ‚adnie to, co ci każę, przyrod­
nia siostro. - Ahmad stanÄ…Å‚ nad niÄ…. I nie tylko
teraz, ale będziesz to robić przez całe życie.
Będziesz na każde moje wezwanie. Wypełnisz
każde moje polecenie. Będziesz mi służyć. Będę
cię karał, jak zechcę i kiedy zechcę, bo to mnie
poślubisz.
- Nie! - krzyknęła ze zgrozą.
Jennifer Blake
91
- O, tak... - Jego głos ociekał satysfakcją.
W drzwiach pojawiÅ‚ siÄ™ Ismael, blady i zanie­
pokojony.
- Co siÄ™ tu dzieje, Ahmadzie?
- Ty zdrajco - odwrócił się gwałtownie,
szukając nowej ofiary. - Powierzyłem tę kobietę
twojej opiece, by nie uczyniła niczego, co
mogłoby pokalać honor mojego domu i mojej
rodziny. A ty jak mi odpłaciłeś za tyle zaufania?
- Twoja droga nie jest mojÄ… drogÄ… - oÅ›wiad­
czył Ismael spokojnie i zdecydowanie, choć
twarz mu pobladła i stała się niemal tak biała jak
jego turban.
- Twoja droga dała tej diablicy pokalać cześć
rodziny! Pozwoliłeś jej sączyć truciznę w uszy
mojej siostry, zarażać ją obcym myśleniem.
Kobiety, które są pod twoją pieczą, plują na
święte prawa islamu! To hańba dla tego domu.
- Nie widzę żadnej hańby, a cześć rodziny
nie została pokalana.
- GÅ‚upcze! - wrzasnÄ…Å‚ Ahmad. - Zaraz mi
powiesz, że moja siostra jest niewinna!
- Treena jest czysta, zawsze idzie za głosem
swego serca.
Chloe wciąż dzwoniło w uszach po ciosie,
jaki otrzymała i chwilami ledwo rozróżniała
słowa, lecz zrobiło jej się ciepło na sercu, gdy
Ismael odważnie stanął w obronie ich obu.
Ahmad aż prychnął z pogardą.
92 Bramy raju
- Powinienem cię zabić i uczyniłbym to,
gdybyÅ› nie byÅ‚ ojcem mego przyszÅ‚ego siost­
rzeńca. Możesz zmazać swoją winę, przykładnie
karzÄ…c mojÄ… siostrÄ™.
- Jest moją żoną i to ja zdecyduję, czy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates