WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wylądowała u jego stóp, lecz on wciąż nie wiedział, kim jest ta zwariowana dama. Dopiero kiedy odgarnęła z
twarzy pozlepiane błotem włosy i wyszeptała jego imię, pojął, kogo spotkał.
Boże, Katrin...
Nie pomyliłby tej twarzy z żadną inną, mimo że od wielu, wielu lat widywał ją jedynie w snach. Nawet na
końcu świata rozpoznałby Katrin Wardwell. Choćby upłynęło Bóg wie ile czasu, i tak wiedziałby, że to ona.
Może jeszcze bardziej niż to nieoczekiwane spotkanie zdumiała go jednak intensywność, z jaką zareagował na
jej widok. Na moment zupełnie stracił głowę, zrobiło mu się gorąco, zupełnie jak wtedy, gdy stanęła obok niego
na drewnianym pomoście. Oczywiście, nie dał tego po sobie poznać. Zastygł niczym kamienny posąg i nie
odrywał od niej oczu. Na jego twarzy nie drgnął ani jeden nerw. Twarda szkoła życia, którą przeszedł podczas
wojny w Wietnamie, nauczyła go kontrolować uczucia i panować nad sobą.
Tyle tylko że tym razem nie miał przed sobą ani wroga, ani ważnego kontrahenta, lecz jedynie dawną miłość
sprzed lat. Jedynie? To przecież była jego pierwsza miłość! I kto wie, czy nie ostatnia? Dlatego też czuł
napięcie, jakiego nie zaznał nigdy dotąd. Zdawało mu się, że stracił poczucie miejsca i czasu. Miał wrażenie, że
minęły długie godziny od chwili, gdy w przemoczonej do suchej nitki kobiecie rozpoznał Katrin Wardwell. W
rzeczywistości upłynęła zaledwie krótka chwila. Dokładnie tyle, ile potrzebowały jakieś dwie dziewczynki, aby
podbiec do niej i stanąć tuż za jej plecami.
Michael poczuł, że nie może tak dłużej stać bez słowa. Tylko co powiedzieć po trzydziestu latach?
- Cześć, smarkulo.
- Michael? - zapytała znowu. - Nie, nie wierzę... To naprawdę ty?
- We własnej osobie.
- Jak długo tu stoisz?
- Na tyle długo, żeby się niezle ubawić.
- Tak też myślałam! - powiedziała i ze śmiechem skryła głowę w ramionach, całkiem jak wtedy, gdy miała
jedenaście lat i wstydziła się, że widział jakąś jej wpadkę.
- Mamo, kim jest ten pan? - odezwała się jedna z dziewczynek.
- Pozwólcie, moje drogie, to jest mój stary dobry znajomy, Michael Packard. A to moje córki. Dana i Aly -
wesołym głosem dokonała prezentacji.
Córki? Michael bez słowa przyjrzał się dwójce dziewcząt, które spoglądały na niego dość nieufnie. Młodsza
była bardzo podobna do matki, a właściwie wyglądała jak sobowtór Katrin z czasów, gdy ta łaziła po drzewach i
zatruwała mu życie. Ot, następna mała  smarkula .
38
- A skąd pan się tu wziął? - zapytała podejrzliwie starsza z sióstr. - Przecież tu nie ma innych domów?
- Pewnie przyniósł mnie bocian - odparł, patrząc wprost w roześmiane oczy Katrin.
- Co? - urażony ton Dany nie pozostawiał wątpliwości, że nie lubi być traktowana jak dziecko.
- Och, kochanie, Michael tylko żartował. - Katrin uśmiechnęła się do córki. A może uśmiechnęła się do swoich
myśli? Może była przyjemnie zaskoczona, że mimo upływu lat, Michael wciąż pamięta ich pierwsze spotkanie?
- No, wstawaj, w końcu się przeziębisz - powiedział, wyciągając do niej dłoń. Popatrzyła na niego z
zakłopotaniem, ale szybko zdecydowała się przyjąć pomoc. Wytarła zabłocone ręce o spodnie i podała mu
mokrą dłoń. Gdy pomagał jej wstać, zwróciła uwagę na ciężki pas na narzędzia zawieszony na jego biodrach i
powiedziała:
- Wiecie, dziewczynki, Michael jest tutaj specem od wszystkiego, taką  złotą rączką , jak kiedyś jego dziadek.
Zawsze kiedy coś się zepsuło... - nie dokończyła, bowiem niespodziewanie puścił jej rękę i pacnęła z pluskiem
na trawnik, wywołując salwę śmiechu wśród córek.
Złota rączka! Więc ona myśli, że jestem tu jakimś cieciem i oczywiście jest rozczarowana, że wykonuję tak
nieciekawe zajęcie, pomyślał Michael z goryczą. Zaraz jednak pożałował, że zemścił się na niej w taki sposób, i
jeszcze raz wyciągnął dłoń, by pomóc jej wstać.
- Przepraszam, Katrin, wszystko przez ten deszcz, mam śliskie ręce. Tym razem będę trzymał cię mocniej.
- Obejdzie się. Jakoś sobie poradzę - odparła lekkim tonem, ale wstając, przyjrzała mu się uważnie, jakby
wiedziała, że nie przez przypadek pozwolił jej ponownie chlapnąć w błoto. Miała przy tym tak pocieszną minę,
że mimo woli ogarnęła go fala rozbawienia.
Ponieważ za nic w świecie nie chciał się roześmiać, odwrócił głowę i spojrzał w stronę dziewczynek. Starsza
cały czas przyglądała mu się natarczywie. W jej oczach dostrzegł tak typowe dla większości nastolatek
wyzwanie, zapowiedz czegoś, czym pewnie miała zamiar zbić go za chwilę z tropu.
Nic z tego, dziecino, trafiła kosa na kamień, powiedział sobie w duchu i popatrzył na nastolatkę w taki sam
bezczelny sposób, jak ona niego. Dość długo mierzyli się wzrokiem, w końcu dziewczyna skapitulowała.
Spuściła wzrok i zaczęła grzebać czubkiem buta w rozmiękłej trawie.
Tymczasem Katrin zdołała wreszcie się pozbierać i zaproponowała:
- Może wstąpisz do nas, Michael? Co prawda nie zdążyłyśmy jeszcze się urządzić, ale to nic nie szkodzi.
Wahał się przez moment, w końcu wetknął dłonie głęboko w kieszenie dżinsów i ruszył śladem całej trójki,
która zdążyła już skierować się w stronę frontowych drzwi.
A więc ma dzieci, myślał po drodze. Jeśli zaś są dzieci, to musi być jakiś mąż. Wprawdzie nie zauważył, żeby
Katrin nosiła obrączkę, ale kto by tam trafił za tymi współczesnymi kobietami. Tak czy inaczej nie była
samotna.
On był. Nigdy nie założył rodziny, bo jakoś zawsze brakło mu na to czasu. Zdarzały się momenty, kiedy
żałował, że nie ma potomstwa, ale nigdy nie podjął próby, by to zmienić, i z biegiem lat przywykł do życia w
39
pojedynkę. Właściwie nie powinien się dziwić, że kobieta w wieku Katrin ma męża i dzieci, a mimo to gdzieś w
głębi serca poczuł gorycz rozczarowania. Szybko jednak stłumił w sobie to idiotyczne uczucie.
Zatrzymał się przed gankiem i czekał, aż Katrin i dziewczynki ściągną przemoczone buty. Kiedy któraś z nich
otwierała drzwi, usłyszał znajomy skrzyp dawno nie oliwionych zawiasów. Wszedł po kilku kamiennych
schodkach, po czym przysiadł na ławce i zaczął zdejmować zabłocone kalosze.
Katrin czekała na niego w otwartych drzwiach.
- Wejdz, proszę. I daj kurtkę, powieszę ją, żeby obeschła - powiedziała tym swoim niskim, zmysłowym
głosem, a jego kolejny już raz ogarnęło wzruszenie. Trzydzieści lat temu był gotów pójść za tym głosem do
samego piekła.
Bez słowa ruszył za Katrin do salonu. Przestąpił próg i czujnie rozejrzał się wokół, nerwowo szukając śladów
obecności mężczyzny, męża Katrin, tego farciarza, którego za moment przyjdzie mu poznać. Szczerze mówiąc,
nie był ciekaw, jak też może wyglądać ów gość. Całe szczęście nie czekał na nich w salonie. A może w ogóle go
nie ma, pomyślał i ta myśl poprawiła mu humor.
Szybko przypomniał sobie, że na wieszaku w holu nie dojrzał żadnej męskiej kurtki, a przy drzwiach nie
zauważył butów. Na sofie nie leżała rozrzucona gazeta, na stoliku nie było otwartej puszki piwa. Czyżby Katrin
przyjechała tu tylko z córkami? Widocznie mąż musiał zostać w jakimś odległym mieście i zarabiać na
utrzymanie rodzinki.
- Siadaj, proszę, rozgość się. Przepraszam za ten bałagan, ale... - Katrin w pośpiechu zaczęła uprzątać podłogę
wokół stolika. - Pomóżcie mi, dziewczynki, bo Michael gotów pomyśleć...
- Mamo! Uważaj, bo rozwalisz nam puzzle! - przerwała jej Aly gwałtownie, choć po chwili posłusznie zaczęła
zbierać puste opakowania i puszki.
No tak, popsuł im dobrą zabawę. Właściwie powinien teraz wstać i wyjść. Po sposobie w jaki Katrin krzątała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates