[ Pobierz całość w formacie PDF ]
słupa i tych pod pręgierzami dręczonych przez wieśniaków, niewolników wiszących do góry nogami na żelaznej karuzeli, która była bez przerwy obracana, podobniejakja stale byłem okręcany na drewnianym talerzu. Moje pośladki rozgrzały się, a nawet zdawały się gotować pod wpływem wmasowywanego w nie kremu. Niemalże czu- 104 łem, jak lśnią. Leżałem tam z własnej woli, bez pęt! Nagle poczułem, że oślepia mnie światło pochodni, i zamrugałem gwałtownie. Słyszałeś mnie, młodzieńcze?! rozległ się grzmiący głos Mistrza Ceremonii, który znowu obrócił mnie tak, że pa trzyłem wprost na niego. Ocierał rękę o wielki fartuch. Uszczyp nął mnie w policzek, po czym pokręcił moją głową w tę i z po wrotem. Dasz tym ludziom dobre przedstawienie! Słyszysz mnie, młodzieńcze?! A wiesz dlaczego? Bo będę cię okładać tak długo, dopóki wszystkich nie usatysfakcjonujesz! Tłum wybuchnął gromkim śmiechem. Będziesz kręcił tym zgrab nym tyłeczkiem, młodzieńcze, jak jeszcze nigdy dotąd! Jesteś na Publicznym Talerzu! Gwałtownie nadepnął na pedał i ostro zawirował talerzem, przy czym jednocześnie uderzył mnie w pośladki długą prostokątną trzepaczką, która wydała głośny trzask w zetknięciu z ciałem, a ja z trudem utrzymałem równowagę na czworakach. Tłum ryknął z uciechy, po chwili zostałem znowu obrócony i ponownie spadła na mnie trzepaczką, a potem jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze... Zacisnąłem zęby, żeby zdusić 86 krzyk, i poczułem, jak gorący ból promieniuje z moich pośladków aż do członka. Słyszałem pokrzykiwania gapiów: Mocniej! Bij dobrze tego nieposłusznego niewolnika! Ruszaj zadkiem! Pompuj, pompuj! Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że słucham ich rozkazów, nie celowo, lecz bezradnie, i że skręcam się namiętnie, podczas gdy za każdym spadającym razem jest mi coraz trudniej utrzymać równowagę. "Usiłowałem zamknąć oczy, lecz otwierały się szeroko po każdym uderzeniu. Usta także miałem otwarte i krzyki wyrywały ml się z nich zupełnie niekontrolowanie. Trzepaczką przesuwała mnie to w jedną, to w drugą stronę, rzucała niemal na twarz, a potem znowu prostowała, a jednak za każdym uderzeniem czułem, jak mój wygłodniały członek wyrywał się do przodu, 105 jak pulsował podnieceniem, choć ból sprawiał, iż przed oczyma widziałem białe błyskawice. Tysiące kolorów i sylwetek ludzi zebranych na placu zlały się w jedną plamę przed moimi oczami. Zdawało mi się, że pod wpływem gradu ciosów moje ciało rozluznia się i odlatuje gdzieś w przestrzeń. Już nie starałem się utrzymać równowagi za wszelką cenę, lecz mimo to razy trzepaczki nie pozwalały mi spaść. Nie groziło mi to. Porwała mnie prędkość, z jaką się obracałem. Rozkoszowałem się gorącem i siłą uderzeń, które na mnie spadały. Płakałem głośno, a tłum klaskał w dłonie, wrzeszczał i gwizdał. Wszystkie obrazy tego dnia wróciły mi przed oczy. Przypomniałem sobie dziwną opowieść Jerarda, dotyk pani Julii, która wepchnęła ogromny fallus między moje rozciągnięte pośladki a jednak nie byłem w stanie myśleć o niczym innym, jak tylko o uderzeniach ogromnej trzepaczki i rykach rozochoconego tłumu. Pompuj biodrami! zawołał Mistrz Ceremonii, a ja nie namyślając się wiele, posłuchałem go, podporządkowałem się jego władczemu głosowi i począłem pompować biodrami z całych sił, co tylko wzmogło podniecenie gapiów. Trzepaczka spadła teraz na mój prawy pośladek, potem na lewy, na łydki, wróciła do ud, a następnie znowu do pośladków. Czułem się zagubiony, jak jeszcze nigdy dotąd. Krzyki otaczały mnie dokładnie tak samo, jak oblewało mnie światło pochodni i fale bólu. Zdawało mi się, że składam się wyłącznie z nabrzmiałych pręg, puchnącej skóry i twardego jak skała członka, który drga spazmatycznie i na próżno przy akompaniamencie wrzasków tłumu, moich własnych krzyków i łomotu 87 spadającej trzepaczki. Nic w zamku nigdy tak strasznie nie zmęczyło mojej duszy. Nic mnie tak nie dotknęło i nie wyprało z emocji. Zostałem zrzucony na samo dno wioski i zostawiony tu. Nagle poczułem radość, olbrzymią, przedziwną radość, że tak wielu gapiów zeszło się oglądać moje potępienie. Jeśli już muszę stracić swą dumę, wolę i duszę, niechże oni przynajmniej coś z tego 106 'Imają. Równie naturalne było to, że setki ludzi kłębiących się 1 na placu nic nie zauważały. Tak, oto, do czego zostałem sprowadzony: do nagiej, skręcającej się masy mięśni i genitaliów, do konika, który ciągnął wóz swego pana, do spoconego, krzyczącego przedmiotu powszechnego pośmiewiska. Mogli czerpać ze mnie przyjemność albo ignorować ich wola. Mistrz Ceremonii cofnął się. Okręcał talerzem coraz szybciej i szybciej. Moje pośladki płonęły, otwarte usta drżały, a stłumione łkania wyrywały się z nich głośniej niż kiedykolwiek. Wsadz ręce między nogi i zakryj dłońmi jądra! ryknął Mistrz Ceremonii, a ja bezmyślnie posłuchałem. Zgarbiłem się i wsadziłem dłonie między uda. Brodę nadal miałem podpartą na drewnianym kołku, tłum zaś ryczał i tupał, i śmiał się coraz głośniej. Nagle zobaczyłem deszcz najróżniejszych przedmio tów lecących ku mnie w powietrzu. Stałem się celem dla ogryz- ków jabłek, skórek chleba i surowych jajek, których skorupki rozpryskiwały się na moich pośladkach, plecach i barkach. Czu łem ostre ukłucia na policzkach i na podeszwach nagich stóp. Patrzyłem na to wszystko szeroko otwartymi oczyma. Kilka razy trafiono mnie w członek, co wywołało salwy śmiechu. Teraz na deski platformy poleciał deszcz monet. Mistrz Ceremonii wrzasnął: Więcej, wiecie przecież, że to było dobre przedstawienie! 88 Sypnijcie złota za tę chłostę, a pan tego niewolnika tym prędzej przyprowadzi go na następne przedstawienie! Dostrzegłem kilku młodzików biegających po scenie i zbierających monety do niewielkiego woreczka, który na koniec związali sznurkiem. Potem ktoś podniósł moją głowę, ciągnąc za włosy, i ku memu zdumieniu wepchnięto mi sakiewkę w otwarte usta. Wszędzie dokoła słychać było brawa i okrzyki: Dobry chłopiec!" I żartobliwie pytania, jak mi się podobała chłosta i czy mam ochotę na następną jutro wieczorem. Szarpnięciem postawiono mnie na nogi i przy jasnym świetle pochodni sprowadzono z platformy. Rzucono mnie na czworaki i pognano przez tłum do miejsca, w którym dostrzegłem przed 107 sobą buty mego pana, a podniósłszy wzrok, zobaczyłem całą jego szczupłą postać opartą niedbale o niewielki kramik z winami. Spoglądał na mnie bez uśmiechu i bez słowa. Wyjął mi sakiewkę z ust, zważył ją w prawej ręce, schował i nadal mi się przyglądał. Skłoniłem głowę. Oparłem ją na pylistej ziemi i poczułem, jak dłonie się spode mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|