[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak czy inaczej, znudziło mnie to zajęcie. O czym to mówiłeś, Robercie? O spacerze? Właśnie na coś takiego mam ochotę. - Jeżeli coś się rozpoczęło, to należy przeprowadzić rzecz do końca - zauważył ponuro Lucien. Alayna roześmiała się, po czym podeszła do męża. Położyła swoje szczupłe, delikatne dłonie na jego ramionach. - Zdenerwowany tym, że odwleka się chwila triumfu? Lucien, doprawdy, gdzież twoje maniery? Lord Robert jest naszym gościem i jego życzeniem jest przełożenie partii na jutro. Lucien odchrząknął, dając tym wyraz, co sądzi o grzeczności i manierach. Jednak pieszczotliwy gest Alayny podziałał nań uspokajająco. Wzruszył ramionami i przystał na spacer. Nagle z hukiem otworzyły się drzwi. Wpadł żołnierz. W jego spojrzeniu było coś dziwnego i niepokojącego. - Kapitanie! Mamy podróżnych u bramy. Mówią, że są z... Nie dokończył, gdyż właśnie nadbiegł drugi żołnierz i krzyknął od progu: - Kapitanie! Idą! Lucien zmieszał się i skoczył na równe nogi. Agravar położył dłoń na rękojeści miecza. Następnie przyjaciele podeszli do siebie i stanęli przodem do drzwi, dotykając się ramionami. Było to u nich instynktowne - to wspólne stawianie czoła niebezpieczeństwu. Wszedł przybysz i Agravar poczuł, że ziemia usuwa mu się spod nóg. Duch, senna mara. Niemożliwe. Rozpoznał w nim Daveya. Natychmiast wyobraził sobie, że Rosamund umarła. Był tego niemal pewien. Ruszył do przodu z zamiarem skręcenia karku zwiastunowi strasznej nowiny. Musiał mieć mord wypisany na twarzy, gdyż Davey zaczął się jąkać i cofać. - Nie! - rozległ się niewieści głos i znów świat wywrócił koziołka. Nawet nie śmiał spojrzeć. Musiał się przesłyszeć. Było to tym bardziej prawdopodobne, iż wielokrotnie słyszał ów głos, marząc i snując wspomnienia. Właściwie nieustannie brzmiał on w jego duszy. 144 a a T T n n s s F F f f o o D D r r P P m m Y Y e e Y Y r r B B 2 2 . . B B A A Click here to buy Click here to buy w w m m w w o o w w c c . . . . A A Y Y B B Y Y B B r r - Rosamund! - zakrzyknęła Veronica i pospieszyła z przywitaniem. Agravar wiedział już, że to nie omamy. Oderwał wzrok od pobladłej z przestrachu twarzy Daveya i spojrzał ku drzwiom. Rosamund była tam. Veronica chwyciła ją w ramiona i tuliła do piersi niczym cudem ocalałą córkę. Jednak orzechowe oczy Rosamund spoglądały ponad ramieniem starej damy wprost na Agravara. Coś dziwnego działo się z jego nogami. Jakby wrosły w posadzkę. W końcu udało mu się od niej oderwać najpierw jedną, a potem drugą stopę. Wtedy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Obejrzał się i zobaczył Luciena. - Zatrzymaj się. Nie ty pierwszy będziesz ją witał - ostrzegł ściszonym głosem przyjaciel, dodając do swych Słów serdeczny uścisk. Rzeczywiście, jego prawa do Rosamund były żadne. Minął go lord Robert, ale musiał zaczekać, aż Veronica nacieszy się Rosamund i wytrze z jej policzków łzy. Jego powitanie było bardzo formalne. Ujął narzeczoną za ręce i rzekł: - Moja droga, rad jestem, że udało ci się wrócić bezpiecznie. - Dziękuję - padło w odpowiedzi. Podbiegła też Alayna i obie rzuciły się sobie w ramiona potwierdzając tym, jak bardzo się stęskniły. Potem przyszła kolej na Arica, który wprost szalał z radości, ob- sypując swą starszą przyjaciółkę gorącymi pocałunkami. Agravar dłużej już nie mógł wytrzymać. Dał krok do przodu. Lucien zacisnął dłoń na jego ramieniu. Było to ostrzeżenie, które jednak Agravar tym razem zlekceważył. Wyrwał ramię i podszedł do Rosamund na sztywnych nogach. Kamienny rycerz, tyle że bez zbroi. - Witaj w domu, pani - wyrzucił z siebie jednym tchem. Obdarzyła go promiennym uśmiechem, pełnych sekretów, które tylko on znał. - Dziękuję, Agravarze. Czuję się szczęśliwa, że znów jestem w Gastonbury. W istocie, tęskniłam za tym miejscem jak za rodzinnym domem. Czasem myślałam, że tu właśnie jest moje domostwo. Agravar miał ściśnięte gardło. Dostrzegł, że Robert marszczy czoło. Dom 145 a a T T n n s s F F f f o o D D r r P P m m Y Y e e Y Y r r B B 2 2 . . B B A A Click here to buy Click here to buy w w m m w w o o w w c c . . . . A A Y Y B B Y Y B B r r Rosamund miał być zupełnie gdzie indziej. Veronica, jak zawsze, wykazała największą trzezwość umysłu. - Moja droga, jestem pewna, że każde z nas chciałoby zadać ci dziesiątki pytań. Najpierw jednak podziękujemy Panu, że łaskawie pozwolił ci wrócić. Złożyli dłonie, pochylili głowy i zmówili krótką modlitwę. Następnie przeszli do dużej sali na wieczerzę. Rosamund towarzyszyli Veronica i Robert. Za nimi szli Alayna, Lucien i Aric - Lukę przekazany został w ręce mamki. Agravar spojrzał na Daveya. Dostrzegł w oczach tamtego urazę. - Prosiłem, żeby pozwolono mi dołączyć do oddziału, który miał przeczesywać las. - Aric zamachnął się raz i drugi swoim drewnianym mieczem. - Jestem pewien, że odnalazłbym bandytów, którzy cię porwali. Rosamund roześmiała się serdecznie. Było to jej pierwsze spontaniczne zachowanie, odkąd przekroczyła próg tego domu i zobaczyła wszystkie drogie twarze, które poławiały się w jej snach przez te siedem miesięcy. A potem zobaczyła jego twarz. Chwyciła chłopca i obsypała go pocałunkami. O dziwo, nie bronił się. - Chodz - powiedziała Alayna. - Pewnie marzysz o odpoczynku. Rosamund skwapliwie przytaknęła. Za wszelką cenę chciała uniknąć pytań, które prędzej czy pózniej musiały paść. Bała się ich i wolała odwlec tę chwilę. Potem przypomniała sobie wyraz twarzy Agravara i utwierdziła się w przekonaniu, że dokonała właściwej decyzji. Wróciła, bo tak należało. Miała pewien plan. Już zaczęła wprowadzać go w życie, lecz najważniejsze rozstrzygnięcia miały dopiero nastąpić. Teraz musiała odpocząć. Marzyła o kilku godzinach snu. Pole ćwiczeń oświetlone było dziesiątkami pochodni. Lucien podał Agravarowi miecz. - Masz, zamachnij się nim. - W jego głosie słychać było troskę, jak rzadko kiedy. - Dawno nie walczyłeś, a pamiętaj, że walka jest twoim żywiołem. Agravar był jak sparaliżowany. Nie miał czucia w palcach. Lucien prowokował go, okładając płazem miecza. Wyrwało to Agravara z odrętwienia. Spojrzał na Luciena, który właśnie krzyczał: - Walcz, ty niewieściuchu. Kto sprawił, że od miesięcy nie rwiesz się do walki? 146 a a T T n n s s F F f f o o D D r r P P m m Y Y e e Y Y r r B B 2 2 . . B B A A Click here to buy Click here to buy w w m m w w o o w w c c . . . . A A Y Y B B Y Y B B r r Kto uczynił z ciebie mięczaka? Pytam, lecz znam odpowiedzi na moje pytania. - Jak się domyśliłeś? - zapytał Agravar. Lucien uśmiechnął się ironicznie. - Po prostu nie mogłem sobie wyobrazić, jak można samemu przytknąć do ropiejącej rany rozgrzane do białości żelazo. To przekracza ludzką odwagę i w istocie może być tematem baśni. Ona była tam z tobą. - Wiedziałeś od początku? Lucien ponownie zdzielił go płazem. Tym razem zabolało. - Walcz, ty tępaku! Zapomniałeś już robić mieczem? Agravar zacisnął dłoń na rękojeści. Wróciło mu czucie w palcach. Miecz stał się przedłużeniem jego ręki. Ciął z taką siłą, że Lucien, by odparować cios, musiał przyklęknąć. Agravar znów walczył. Lucien miał rację. Tylko w walce rycerz może się spełnić. ROZDZIAA DWUDZIESTY PITY Lady Veronica starała się postępować bardzo ostrożnie. Podczas gdy Rosamund brała kąpiel, a Hilde dawała popis radosnej histerii, krzycząc, płacząc, śmiejąc się i chwaląc Pana, rzuciła mimochodem, że sir Robert zapewne zażąda wyjaśnień. Rosamund udała, że nie słyszy. Alayna, która była bardziej bezpośrednia, usiadła obok kuzynki i przyjaciółki, kiedy ta, już wyszorowana i w nocnej koszuli, oddała swe włosy w ręce służącej, i za-
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|