|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwiadowczych i nas nie podejrzewał. Nas? Czy Eet chciał mi pochlebić? Miał prowizoryczną tarczę ochronną ciągnął dalej mój towarzysz wystarczająco sprawną, by zakłócić odbiór, zwłaszcza że brakowało mi czasu na jej rozpracowanie. Sądzę jednak, że ten Tacktile mógłby ci się przydać. Jeśli jest CHK czarnorynkowym handlarzem kamieni to być może pełni jedynie funkcję przynęty w zastawionej przez kogoś pułapce. Nie, nie sądzę. Kafu widział w nim rozwiązanie twoich problemów, tylko nie mógł tego powiedzieć wprost. Poza tym Tacktile przebywa na Lylestane. To bardzo cenna wiadomość powiedziałem drwiąco niestety nie mogę sobie pozwolić na spędzenie tu kilku lat, a właśnie tyle czasu zajmie szukanie człowieka znanego mi tylko z imienia i tak gęsto zaludnionej planecie. Faktycznie. Tylko jeśli taki Kafu uważa, że Tacktile mógłby ci pomóc, to zapewne ten ostatni jest dobrze znany w środowisku ludzi handlujących klejnotami, nieprawdaż? Myślę, że powinieneś... Tym razem udało mi się go wyprzedzić. Obejdę wszystkich kupców, nie zważając na to, że zdaniem moje nazwisko figuruje na czarnej liście powiedziałem szybko. zaś spróbujesz zbadać myśli ludzi, z którymi się będę spotykał. Nie był to zły pomysł, chociaż musiałem znowu zdać się całko wicie na nadzwyczajne zdolności mojego towarzysza. W dodatku mogłem liczyć na to, że któryś z drobnych handlarzy, skuszony urodą kamieni, podejmie ryzyko przeprowadzenia nielegalnej transakcji. Postanowiłem zacząć właśnie od tych drobnych płotek. Dopiero wieczór położył kres serii żałosnych niepowodzeń. Chociaż niektórzy z odwiedzanych przez nas kupców spoglądali łapczywie na oferowany towar, wszyscy powtarzali tę samą formułkę, że zostałem wpisany na czarną listę i w związku z tym nie ma mowy o robieniu jakichkolwiek interesów. Moja klęska nie była jednak całkowita, gdyż Eet cały czas prowadził swoje własne badania, czytając myśli naszych gospodarzy. Dzięki temu wracałem na statek zmęczony, ale zważywszy okoliczności w całkiem niezłym nastroju. Wiedziałem już kim był Tacktile i gdzie mieszkał, a na dodatek nie musieliśmy iść daleko, gdyż jego siedziba mieściła się w Zewnętrznym Porcie. 71 Tacktile, podobnie jak mój ojciec, prowadził lombard dla kosmicznych podróżników. Wielu z nich, nadużywszy przyjemności Zewnętrznego Portu, zostawiało u niego cenne drobiazgi, aby jeszcze raz spróbować szczęścia w jaskiniach hazardu, lub przynajmniej utrzymać się przy życiu do chwili opuszczenia planety. Nawet jeśli prowadził swe przedsiębiorstwo zgodnie z przepisami, to jako właściciel lombardu, musiał mieć do czynienia z Bractwem. Co ciekawe, był kosmitą z Warlock, Wyvernem płci męskiej, a przy tym gejem. Z jakiegoś powodu opuścił swą planetę, gdzie panował matriarchat i przeniósł się na Lylestane, zachowując jednak obywatelstwo Warlock i utrzymując stały kontakt z rodzinnymi stronami, w czym Patrol nie próbował mu przeszkadzać. Pełnił w pewnym sensie funkcję konsula honorowego swej planety na Lylestane. Nikt nie wiedział, jakiego rodzaju związki łączą go z żeńskimi władczyniami Warlock, ale potrafił pomyślnie załatwiać dla nich rozmaite sprawy międzyplanetarne i dzięki temu cieszył się półdyplomatycznym statusem, co pozwalało mu łamać niektóre mało istotne przepisy. W rzeczywistości nazywał się inaczej. Imię Tacktile nadali mu ludzie, którzy nie byli w stanie wymówić jego prawdziwego miana. Ludzie, a raczej mężczyzni z Warlock używali dziwnej, klekoczącej mowy, podczas gdy tamtejsze kobiety posługiwały się telepatią. No więc Ryzk popatrzył w moim kierunku jak ci poszło? Nie było sensu ukrywać przed nim prawdy. Nie sądziłem, żeby zdecydował się teraz uciec ze statku, skoro nie mógł sobie pozwolić nawet na krótką wizytę w porcie. yle. Wciągnęli mnie na czarną listę. Nikt nie chce ze mną handlować. Ach, tak. Zwijamy się od razu, czy dopiero jutro? oparł się plecami o ścianę kabiny. Trudno, i tak nie mam nic do stracenia. Zawsze mogę spróbować w biurze pośrednictwa pracy. Powiedział to suchym tonem, ale w jego głosie brzmiała tłumiona desperacja uziemionego kosmonauty. Na razie nie robimy nic. Wieczorem raz jeszcze wybiorę się do miasta. Od początku tej podróży czas jest naszym wrogiem. Musimy w ciągu dwudziestu czterech godzin zebrać środki na opłaty portowe, bo w przeciwnym razie skonfiskują nam statek. Tym razem jednak ciągnąłem dalej nie wystąpię jako Murdoc Jern. Pozostała mi już tylko wątła nadzieja. Jeśli uznano mnie za niegodnego zaufania, to niewątpliwie statek i jego dwuosobowa załoga gdyż Eeta zapewne przeoczyli był pod stałą obserwacją. Musiałem więc iść w przebraniu. Zastanawiałem się, jak rozegrać tę grę. Opuszczając statek, skorzystam z zapadających ciemności. Potem będę musiał jakoś przedostać się przez halę pasażerską... myślałem głośno. Ryzk przecząco pokręcił głową. 72 To ci się nigdy nie uda. Zauważono by tu nawet przemytnika z Bractwa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|
|
|