|
|
 |
|
 |
 |
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Założyłem, że bezwiednie postępuję śladami matki, która trzydzieści siedem lat wcześniej właśnie tędy wracała do pracy po wizycie koło domu Hektora . Czy chciała mi w ten sposób coś przekazać? Dochodząc do Marszałkowskiej, w momencie kiedy minąłem niski budynek Orbisu i ponad handlowymi pawilonami ukazała się charakterystyczna neorenesansowa wieżyca wzniesiona jeszcze przed I wojną światową dla towarzystwa Cedergren, od roku 1922 będąca siedziba polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej, zorientowałem się, że matka tego dnia nie poszła do pracy. A w każdym razie nie weszła do budynku. A może nastąpił jakiś przeskok w czasie? I działo się to zupełnie innego dnia? Szukając jakiegoś impulsu, postałem chwilę przed PAST-ą. Nic! Zapuściłem się w ulicę Bagno, ale uszedłem tylko niewielki kawałek w kierunku placu Grzybowskiego, gdy coś podpowiedziało mi, że nie tędy droga. Zawróciłem i skręciwszy w prawo, przeciąłem ruchliwą Zwiętokrzyską. Ciągle nic. Idąc skrajem palcu Defilad, przysiadałem dwukrotnie na ławkach, w oczekiwaniu na jakąś iluminację. Bez skutku. Widać nie ja decydowałem kiedy nastąpi kontakt. Mimo to, nadal nie opuszczało mnie przeświadczenie, że nadal jakaś siła kieruje mymi krokami i chce żebym tu był, i właśnie tędy szedł. Zdecydowałem się poddać tej sile. Wrażenie presji wzmogło się, kiedy minąłem trybunę honorową na osi pałacu imienia Józefa Stalina. Szedłem dziwnym wężykiem tak jakbym meandrował wśród przedwojennej gmatwaniny uliczek, podwórek i przejściowych bram. Puls mi lekko przyśpieszył, a przeświadczenie, że mój spacer ma jakiś cel jeszcze się wzmogło. Dlatego, mimo że ziąb był jak cholera, odtrąciłem pokusę skierowania się ku przystankowi autobusowemu w Alejach Jerozolimskich. Dziarskim krokiem minąłem Hotel Metropol, potem idąc jak po niewidzialnej nitce, skręciłem w lewo i znalazłem się na Poznańskiej. Jednej z niewielu ulic warszawskich zachowujących miejscami przedwojenny charakter. Nogi same mnie niosły, coraz szybciej, wreszcie pchnięty niewidzialną ręką wszedłem w jedno z zapuszczonych podwórek. I tu mnie wreszcie dopadło... Róża z zadartą głową stała po środku dziedzińca, rozglądając się po oknach. Opodal dwie babiny modliły się przed figurą Matki Boskiej. Ojczyznę wolną pobłogosław panie powtórzyłem bezwiednie za swą matką. Usiłując zlokalizować ten moment w czasie, znalazłem w jej świadomości wspomnienie komunikatu, który przed chwilą nadały uliczne szczekaczki: Cała ludność Warszawy, bez względu na płeć, w wieku od siedemnastu do sześćdziesięciu pięciu lat ma stawić się jutro, dwudziestego ósmego lipca, w piątek, o godzinie ósmej rano na roboty fortyfikacyjne. Spośród ludności wybranych zostanie sto tysięcy osób, które zostaną zatrudnione przy kopaniu okopów. Zatem musiał być dwudziesty siódmy pomyślałem. Za cztery dni Warszawę ogarnie powstanie . Oczywiście moja matka nie miała o tym pojęcia. Ale czy nie było to dla niej lepsze? Przeszła pierwsze podwórko, potem drugie i zanurkowała w klatkę schodową najdalszej oficyny, a potem wyszczerbionymi przez czas stopniami wbiegła na ostatnie piętro. Zastukała w umówiony sposób. Znowu się widzimy, Narcyzo powiedział jeden z trzech mężczyzn oczekujących w dwupokojowym, zapuszczonym mieszkaniu. Od razu rozpoznała towarzysza Wiesława . Od ich ostatniego spotkania zmienił się niewiele, może tylko trochę bardziej wyłysiał. Bardzo się cieszę, że przeżyłaś te wszystkie lata! I że nadal jesteś bardzo piękna stwierdził i cmoknął ją w policzek. Zbyt ślisko, żeby uznać to za objaw czysto ojcowskich uczuć. To dobra towarzyszka zwrócił się do pozostałych. Zaczynała jeszcze pod okiem Profesora . Pseudonim Delkacza nie był dla pozostałych komunistów obcy, bo podając jej rękę, okazywali coś w rodzaju wzmożonego szacunku. Fama niesie, że perfekcyjnie znasz niemiecki kontynuował Gomułka, zapraszając ją by usiadła. Radzę sobie jakoś, towarzyszu Wiesławie ... W takim razie powiedz, co myślisz o tym? Szczerze! Wręczył jej ulotkę do niemieckich żołnierzy z tekstem o końcu wojny, wzywającą do dezercji i obiecującą bezkarność w wypadku przejścia na stronę Armii Czerwonej. Merytorycznie słuszna powiedziała odważnie ale wykonanie fatalne, w związku z tym może wywoływać skutki odwrotne od zamierzonych. Tu wskazała pięć poważnych błędów gramatycznych i ortograficznych, a także wytknęła zwroty będące zbyt czytelną kalką z języka rosyjskiego. Widzicie Wiesław potoczył triumfalnym wzrokiem po współtowarzyszach oto właściwa osoba! Aby dowiedzieć się na czym owa właściwość ma polegać musiała odczekać ponad pół godziny. Mężczyzni powrócili do rozmowy przerwanej jej przybyciem, i choć nie krępowali
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|
|
|