WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sprawdzić to, czego pan się domyśla.
 Jednym słowem, jeżeli dobrze zrozumiałem, sprawa przedstawia się następująco&
I sędzia, z chytrym spojrzeniem, opisał szczegółowo cały mechanizm afery, co było
dowodem, że spędził część nocy na studiowaniu akt.
 Przypuszczam, że uważa pan Palmariego za mózg całego przedsięwzięcia. W swoim
barze na Montmartre w ciągu wielu lat poznał złodziei różnych generacji, którzy tam się
spotykali. Stare pokolenie powoli rozproszyło się po całej Francji, ale zachowało dawne
kontakty. Inaczej mówiąc, Palmari jednym telefonem mógł sobie znalezć dwu lub trzech
ludzi, których mu było potrzeba do takiego czy innego skoku. Zgadza się?
Maigret przytaknął, rozbawiony podnieceniem urzędnika.
 Nawet odizolowany od świata w wyniku wypadku, mógł bez przeszkód kierować
organizacją dzięki pośrednictwu Aline Bauche. Od razu kupił dom, w którym razem z nią
mieszkał: zastanawiam się teraz, czy nie miał konkretnego celu postępując w ten sposób.
 To mu pozwalało wymówić niektórym lokatorom, kiedy potrzebował wolnego
mieszkania.
 Na przykład Barillard. Kiedy się jest pilnowanym przez policję, to bardzo praktycznie
mieć wspólnika na tym samym piętrze. Sądzi pan, że Barillard był w stanie szlifować na
nowo kamienie szlachetne i je upłynniać?
 Upłynniać tak. Szlifować nie, ponieważ jest to jeden z najtrudniejszych zawodów.
Barillard dawał znać o towarze wartym skoku, co przy jego profesji przychodziło mu bez
trudu. Za pośrednictwem Aline, która niekiedy wymykała nam się spod kontroli i udawała do
hotelu  Bussière &
 Stąd zakup tego hotelu, który na dodatek stanowił dobrą lokatę.
 Młodzi adepci złodziejskiego fachu przyjeżdżali z prowincji na dzień lub dwa. Aline,
albo być może Barillard, czekała na nich w określonym miejscu, żeby następnie przejąć
klejnoty. Najczęściej sprawcy włamań odjeżdżali nie będąc niepokojeni, nie wiedząc nawet,
na czyj rachunek pracowali, co wyjaśnia, dlaczego tych niewielu złodziei, których
zatrzymaliśmy, nie mogło nam nic powiedzieć.
 Jeszcze jednak kogoÅ› brakuje.
 Zgadza się. Szlifierza diamentów.
 Powodzenia, Maigret. Pozwoli pan, że tak się do niego zwrócę? Proszę mi mówić
Aneelin.
Komisarz odpowiedział uśmiechem.
 Spróbuję. Zważywszy moje poprzednie stosunki z sędziami śledczymi, zwłaszcza z
niejakim Comeliau, obawiam się, że nie uda mi się to tak od razu. Tymczasem miłego dnia,
panie sędzio. Będę pana informował na bieżąco.
Kiedy zadzwonił z biura do fabryki tektury przy ulicy Gobelinów, po drugiej stronie drutu
odezwał się Gelot syn.
 Ależ nie, panie Gelot. Naprawdę nie ma się czym przejmować. Chodzi o zwykłe
sprawdzenie, które nie ma nic wspólnego z reputacją pańskiej firmy. Twierdzi pan, że
Fernand Barillard jest znakomitym przedstawicielem, a ja bardzo chcę w to wierzyć. Muszę
po prostu wiedzieć, dla dobra śledztwa, którzy jubilerzy składali u niego zamówienia na
przykład w ciągu ostatnich dwu lat. Przypuszczam, że pańscy księgowi z łatwością sporządzą
mi tę listę. Przyjdę po nią przed południem. Proszę się niczego nie obawiać. Potrafimy
zachować najściślejszą dyskrecję.
W biurze inspektorów długo spoglądał na otaczające go twarze i jak zwykle, jego wybór
padł w końcu na Janviera.
 W tej chwili nie masz nic ważnego?
 Nie, szefie. Kończyłem właśnie raport, który może poczekać. Ciągle te papierzyska.
 Wez kapelusz i chodz ze mnÄ….
Maigret należał do pokolenia, spośród którego wielu ludzi odmawiało siadania za
kierownicą. Sam miał się na baczności przed własnym roztargnieniem i zawiłymi
rozmyślaniami, w których łatwo pogrążał się podczas dochodzenia.
 Na róg ulicy La Fayette i ulicy Cadet.
W policji, gdy wykonuje się jakieś poważne zadanie, zasadą jest być zawsze we dwóch.
Gdyby wczoraj  Pod Złotym Gwozdziem  nie było z nim Lapointe a, nie mógłby kazać
śledzić pana Louisa i z pewnością musiałoby upłynąć wiele dni, nim zainteresowałby się tym,
co robi Barillard.
 Znajdę miejsce do zaparkowania i zaraz do pana idę. Podobnie jak on, Janvier znał
rynek kamieni szlachetnych.
Z kolei większość paryżan, nawet tych, którzy co rano przechodzą ulicą La Fayette, nawet
się nie domyśla, że ci skromnie wyglądający mężczyzni, ubrani niczym drobni urzędnicy i
rozprawiający w grupach na chodniku bądz wokół stolików w piwiarni, mają w kieszeniach
całe fortuny w rzadkich kamieniach.
Kamienie te przechodzą w małych woreczkach z ręki do ręki, początkowo bez
pokwitowania.
W tym zamkniętym świecie, gdzie wszyscy się znają, panuje zaufanie.
 Cześć, Bérenstein!
Maigret uścisnął dłoń wysokiego, chudego gościa, który oddalił się właśnie od swych dwu
towarzyszy, wsadziwszy do kieszeni woreczek diamentów, tak jakby chował najzwyklejszy
list.
 Cześć, komisarzu. Znowu napad na sklep jubilerski?
 Od zeszłego tygodnia nie.
 Ciągle pan nie znalazł tego faceta? Rozmawiałem o tym z kolegami co najmniej
dwadzieścia razy. Tak jak ja, znają wszystkich paryskich szlifierzy diamentów. Jak już panu
powiedziałem, nie jest ich wielu, a ja jestem gotów za nich ręczyć. %7ładen z nich nie podjąłby
się szlifowania kradzionych albo chociażby podejrzanych kamieni. Ci ludzie mają nosa, niech
mi pan wierzy! Wypije pan ze mnÄ… kufelek?
 Chętnie. Jak tylko mój inspektor przejdzie przez ulicę.
 A to dopiero! Janvier! Wziął pan ze sobą posiłki, co?
Usiedli przy stoliku, niemal wszędzie dokoła stojąc dyskutowali pośrednicy. Niekiedy
któryś z nich wyciągał lupę zegarmistrzowską, by obejrzeć kamień.
 Przed wojną dwoma głównymi ośrodkami szlifowania kamieni były Anvers i
Amsterdam. Dziwna rzecz: z przyczyn, których nigdy nie poznałem, większość szlifierzy
pochodziła i nadal pochodzi z krajów nadbałtyckich, to Aotysze i Estończycy. W Anvers mieli
dokumenty cudzoziemców, a kiedy wycofywali się przed natarciem Niemców, skierowano
ich wszystkich do Royan, potem do Stanów Zjednoczonych. Po wojnie Amerykanie
próbowali wszystkiego, żeby ich zatrzymać. Udało im się przekonać zaledwie jedną dziesiątą,
ponieważ ci ludzie tęsknili za krajem. Jednak niektórzy z nich w drodze powrotnej ulegli
urokowi Paryża. Odnajdzie ich pan w dzielnicy Marais i w dzielnicy Saint Antoine. Każdy z
nich jest znany, każdy ma swego rodzaju rodowód, jako że jest to zawód, który przechodzi z
ojca na syna i ma swoje tajemnice.
Maigret popatrzył nań nagle roztargnionym wzrokiem, tak jakby przestał słuchać.
 Chwileczkę. Powiedział pan&
W przemowie Bérensteina uderzyÅ‚o go poniewczasie jedno sÅ‚owo.
 Co takiego niepokojącego powiedziałem?
 Moment! Natarcie Niemców& Szlifierze kamieni z Anvers, którzy& Stany
Zjednoczone& Kilku z nich, którzy tam pozostali& A dlaczego podczas ucieczki nie miałby
ktoś zostać we Francji?
 To możliwe, ale jako że wszyscy niemal są %7łydami, ci, którzy pozostali, mieli wszelkie
szansę skończyć w obozach koncentracyjnych albo w piecach krematoriów.
 Chyba że&
Komisarz wstał gwałtownie.  W drogę, Janvier! Gdzie twój samochód? Cześć,
Bérenstein. ProszÄ™ mi wybaczyć. Powinienem byÅ‚ pomyÅ›leć o tym wczeÅ›niej&
Maigret przecisnął się jak mógł najszybciej pomiędzy wypełniającymi chodnik grupkami
ludzi.
VI [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates