[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Och, nie! Co to, to nie. - A jednak miała okazję to zrobić. A potem dała klucz od gabinetu Nicholsonowi, żeby podrzucił go do kieszeni Henry ego. - To wszystko nie ma sensu - powiedziała Frankie z rezygnacją. - Wszyscy, którzy wydawali się w porządku, okazują się teraz podejrzani. Normalni, mili ludzie. To okropne, powinien istnieć jakiś sposób rozpoznawania przestępców na pierwszy rzut oka, po brwiach, albo po uszach, albo... - Wielkie nieba! - wykrzyknął Bobby. - Co się stało? - Frankie, to nie mógł być Nicholson, ten facet, co tu był. - Zwariowałeś do reszty? Kto to był, według ciebie? - Nie wiem. Ale na pewno nie Nicholson. Cały czas czułem, że coś jest nie tak, ale nie wiedziałem, co. Dopiero kiedy powiedziałaś o uszach, zrozumiałem. Tamtego wieczoru, kiedy obserwowałem Nicholsona przez okno, zwróciłem uwagę na jego uszy, o przyrośniętych płatkach. Ten gość tutaj miał zupełnie inne uszy. - Ale o co tu chodzi? - zapytała Frankie bez większej nadziei na zrozumienie. - Ktoś udawał Nicholsona. Ktoś mający uzdolnienia aktorskie. - Ale po co? I kto? - Bassington-ffrench - wyrzucił Bobby. - Roger Bassington-ffrench! Na samym początku go namierzyliśmy, a potem daliśmy się wystrychnąć na dudka. - Bassington-ffrench... - wyszeptała. - Bobby, chyba masz rację. To musiał być on. Jest jedyną osobą, która była przy tym, jak zarzucałam Nicholsonowi, że przesadza z wypadkami. - Ale w takim razie nie mamy szans. Cały czas miałem nikłą nadzieję, że Bassington- ffrench jakimś cudem nas wytropi i uratuje, ale teraz ta nadzieja uleciała. Moira jest uwięziona, ty i ja powiązani jak barany. Nikt na świecie nie ma najmniejszego pojęcia, gdzie nas szukać. Już po nas, Frankie. Jeszcze mówił te słowa, gdy nad nimi rozległ się jakiś hałas. Po chwili z potwornym trzaskiem przez okienko w suficie wpadła do środka jakaś ciężka postać. Było zbyt ciemno, by cokolwiek widzieć. Wśród chrzęstu potłuczonego szkła rozległo się: - B-b-b-bo-bobby! - O, rany! - zawołał Bobby. - To Badger! Co się przydarzyło Badgerowi Nie było chwili do stracenia. Z dołu już dochodził jakiś odgłos. - Pospiesz się, Badger, durniu - wołał Bobby. - Zdejmij mi jeden but. Bez dyskusji i żadnych pytań! Zciągnij go jakoś. A teraz rzuć tu, na środek, i schowaj się pod łóżko. No pośpiesz się, mówię! Słychać było kroki na schodach. Zazgrzytał klucz. Nicholson, a właściwie pseudo-Nicholson, stanął w drzwiach ze świecą. Zastał Bobby ego i Frankie tak, jak ich zostawił, ale na podłodze leżała sterta potłuczonego szkła, a w jej środku tkwił but. Nicholson zdziwiony przenosił wzrok z Bobby ego na but i z powrotem. Bobby nie miał buta na lewej nodze. - Sprytnie, młody przyjacielu - rzekł oschle. - Nadludzka zręczność! Podszedł do Bobby ego, sprawdził więzy i zacieśnił je. Popatrzył z niedowierzaniem. - Dużo bym dał, żeby zobaczyć, jak ci się udało dorzucić butem do świetlika. Musiałeś się niezle nagimnastykować, przyjacielu. Jeszcze raz obrzucił spojrzeniem pokój, wybity świetlik i dwoje więzniów, po czym wzruszywszy ramionami wyszedł. - Prędko, Badger! Badger wyczołgał się spod łóżka. Wyjętym z kieszeni scyzorykiem poprzecinał sznury krępujące dwójkę więzniów. - Od razu lepiej - Bobby przeciągnął się. - Do licha, ale jestem połamany. No, Frankie, co teraz sądzisz o naszym przyjacielu Nicholsonie? - Miałeś rację. To Roger Bassington-ffrench. Teraz, kiedy wiem, kto udaje Nicholsona, widzę to wyraznie. Niezle sobie radzi. - Głos i binokle załatwiają sprawę. - B-b-by-byłem w Oxfordzie z jednym B-b-b-bassington-ffrenchem - powiedział Badger. - Z-ś-świetny aktor. Ale nie-niezłe było ziółko z niego. M-m-miał aferę z podrobieniem podpisu o-o-ojca na cze-e-ku. Jeg-go stary to zatuszował. Bobby i Frankie pomyśleli równocześnie to samo. Badger, którego nie uznali za godnego dopuszczenia do spisku, od początku mógł służyć im takimi cennymi informacjami. - Fałszerstwo - powiedziała Frankie w zadumie. - Ten list od ciebie, Bobby, był świetnie podrobiony. Skąd on znał twój charakter pisma?
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|