[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szantażowana? 22 - Szantażowana? - spytałem, ogromnie zaskoczony. - Nie potrafię sobie wyobrazić czegoś bardziej nieprawdopodobnego. O co tu chodzi? Właśnie wtedy usłyszałem po raz pierwszy o okolicznościach śmierci ojca Gormana. Odłożyłem łyżkę i zapytałem: - A ta lista nazwisk? Masz ją? - Nie oryginał. Ale skopiowałem ją. Proszę. Wziąłem podany papier i przystąpiłem do studiowania go. - Parkinson? Znam dwóch Parkinsonów. Arthura, który wstąpił do marynarki. Jest jeszcze Henry Parkinson w jednym z ministerstw. Ormerod... jest major Ormerod w gwardii... Sandford... nasz stary proboszcz - w moich latach chłopięcych - nazywał się Sand-fordi Harmondsworth? Nie... Tuckerton... - przerwałem. - Tuckerton... przypuszczam, że nie Thomasina Tuckerton? Corrigan spojrzał na mnie z ciekawością. - Z tego, co wiem, mogłoby tak być. Kim jest i co robi? - Obecnie nic. Informacja o jej śmierci ukazała się w gazecie mniej więcej tydzień temu. - A więc to wiele nie pomoże. Czytałem dalej. - Shaw. Znam Shawa, dentystę. No i jest Jerome Shaw, Doradca Królowej... Delafontaine... słyszałem ostatnio to nazwisko, ale nie pamiętam gdzie. Corrigan. Może przypadkowo wiąże się z tobą? - Jestem szczerze przekonany, że nie. Mam uczucie, że figurować na tej liście to pech. - Możliwe. Co sprawiło, że pomyślałeś w związku z tą listą o szantażu? - O ile dobrze pamiętam, była to sugestia inspektora Lejeune'a. Wydawało się to najbardziej prawdopodobne. Jest jednak wiele innych możliwości. Może to być lista narkomanów, przemytników narkotyków lub tajnych agentów - kogokolwiek. Jedno jest pewne, była ona wystarczająco ważna, by popełnić morderstwo dla przechwycenia jej. - Zawsze interesuje cię tak bardzo policyjna strona twojej pracy? - zapytałem z ciekawością. Potrząsnął głową. - Nie mogę tego powiedzieć. Zajmuje mnie charakter zbrodniarza. Przeszłość, wychowanie, a szczególnie działanie hormonów. - Dlaczego zatem interesujesz się tą listą? - Niech mnie diabli, jeżeli wiem dlaczego - powiedział Corrigan wolno. - Może podziałał na mnie widok mego nazwiska. Niech żyją Corriganowie! Jeden Corrigan ratuje drugiego! - Ratuje? Uważasz więc, że nie jest to lista złoczyńców, tylko ofiar. Ale możliwe jest jedno i drugie. - Masz całkowitą rację. To byłoby na pewno dziwne, gdybym się upierał. Może to tylko wrażenie. Może ma jakiś związek z ojcem Gormanem. Nie spotykałem go często, ale był wspaniałym człowiekiem, szanowanym przez wszystkich, kochanym przez swoich parafian i wysoce etycznym. Nie mogę oprzeć się myśli, że uważał tę listę za sprawę życia i śmierci... - Policja sprawdza chyba wszystko? - O tak, ale to długa historia. Trzeba szukać tu i tam. Sprawdzić pochodzenie kobiety, która go wezwała tamtego wieczoru. - Kim była? - Nie ma w tym żadnej tajemnicy. Wdowa. Wydawało się nam, że jej mąż mógł mieć coś wspólnego z wyścigami konnymi, ale chyba nie. Pracowała w małej firmie prowadzącej badania rynku. Nie ma w tym nic niejasnego. Są szacownym, choć skromnym przedsiębiorstwem. Nie wiedzą o niej wiele. Przyjechała z północy, z Lancashire. Jedyna dziwna rzecz z nią związana to mała ilość przedmiotów osobistych. Wzruszyłem ramionami. - Przypuszczam, że to dotyczy większej liczby ludzi, niż sądzimy. Zwiat jest samotny. - Masz rację. 23 - W każdym razie zdecydowałeś się zacząć działać? - Właśnie węszę w okolicy. Hesketh-Dubois nie jest częstym nazwiskiem. Myślałem, że dowiem się trochę na temat tej damy... - nie dokończył. - Ale z tego, co mi mówisz, wynika, że to prowadzi donikąd. - Nie była narkomanką ani przemytniczką - zapewniłem go. -Ani agentką. Prowadziła zbyt nieskazitelne życie, aby można ją było szantażować. Nie umiem sobie wyobrazić, na jakiej liście mogłaby się znalezć. Biżuterię trzymała w banku, nie stwarzała więc okazji do rabunku. - Nie wiesz nic o innych osobach tego nazwiska? Synowie? - Nie miała dzieci. Miała siostrzeńca i siostrzenicę, ale nosili inne nazwiska. Mąż był jej jedynym dzieckiem. Corrigan powiedział mi kwaśno, że ogromnie mu pomogłem. Popatrzył na zegarek, zauważył wesoło, że powinien kogoś pokroić, i rozstaliśmy się. Poszedłem do domu zamyślony, stwierdziłem, że nie mogę skoncentrować się na pracy, i ostatecznie pod wpływem impulsu zadzwoniłem do Davida Ardingly'ego. - David? Tu Mark. Chodzi o tę dziewczynę, z którą nas poznałeś tamtego wieczoru. Poppy. Jak brzmi jej nazwisko? - Zamierzasz poderwać moją dziewczynę, co? - David wydawał się bardzo ubawiony. - Masz ich tak dużo - odciąłem się. - Mógłbyś odstąpić jedną. - Sam masz niezłą sztukę, stary. Myślałem, że jesteś z nią na stałe. - Zamierzam być na stałe. Paskudne określenie. A jednak - pomyślałem uderzony jego trafnością - jak dobrze określa mój związek z Hermią. Dlaczego jednak tak mnie to przygnębia? Zawsze czułem podświadomie, że pewnego dnia pobierzemy się z Hermią... Lubiłem ją bardziej niż kogokolwiek innego. Mieliśmy tyle wspólnego... Bez powodu poczułem ogromną chęć ziewnięcia... Przyszłość stanęła przede mną. Hermia i ja idący na głośne spektakle - to było ważne. Dyskusje o sztuce, o muzyce. Nie ma wątpliwości, że Hermia jest świetną towarzyszką. "Nie jest jednak zabawna" - podpowiedział drwiący diabełek, wyskakujący z mojej podświadomości. Poczułem się zaszokowany. - Zasnąłeś? - spytał David. - Ależ nie. Szczerze mówiąc, twoja przyjaciółka, Poppy, okazała się bardzo zabawną osobą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|