WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Abra poczuła, jak serce osuwa jej się do \ołądka, a krew zastyga w \yłach.
- Tunney płacił ci za to, \ebyś instalował nienormatywny drut?
- Si. To znaczy, nie wszędzie. Nie wszystkim ludziom mo\na było zaufać. Jak
przychodziła dostawa, brał kilku z nas i kazał nam instalować dwunastkę. Płacił nam za to co
tydzień. Gotówką. Wiem, \e mogę iść za to do więzienia. śona te\ wie. Ale postanowiliśmy
zrobić, co do nas nale\y, i powiedzieć prawdę.
- To bardzo powa\ne oskar\enie. - Abra przypomniała sobie szpule drutu, które sama
oglądała. - Ktoś przecie\ kontrolował te dostawy.
- Si. Tunney załatwił to w ten sposób, \e kontrole zawsze przeprowadzał ten sam
inspektor. On te\ był opłacany. Przychodził, kiedy pani i pan Johnson byliście zajęci gdzie
indziej. Tak, \ebyście niczego nie zauwa\yli.
- Jak Tunney mógł to załatwić... - Abra zamknęła na moment oczy. - Czy Tunney
działał na czyjeś polecenie?
Mendez znów ścisnął \onę za rękę. Tego pytania najbardziej się obawiał.
- Si. Dostawał polecenia. Od pana Thornwaya - wyszeptał. Carmen szybko podsunęła
mu kubek z wodą, \eby mógł zwil\yć spierzchnięte usta. - A podmieniali nie tylko kable.
Słyszałem to i owo. Trochę betonu, trochę stali, i tak dalej. Trochę - powtórzył. - Nie
wszystko. Myślałem, \e tak trzeba, bo pan Thornway to wielki przedsiębiorca i zna się na
budowie. Ale kiedy opowiedziałem o tym Carmen, uznała, \e to wstyd i \e tak nie wolno.
- Oddamy te pieniądze. - Carmen odezwała się po raz pierwszy. Oczy miała
zalęknione, jak w dniu wypadku, ale jej głos brzmiał mocno i zdecydowanie.
- O to się teraz nie martwcie. - Abra pogłaskała ją po głowie. - Ani o inne rzeczy.
Postąpiliście słusznie. Razem z panem Johnsonem zajmiemy się tą sprawą. Mo\e będziemy
musieli jeszcze raz z wami porozmawiać. Będziecie te\ musieli zło\yć zeznania na policji.
Carmen poło\yła rękę na wydatnym brzuchu.
- Zrobimy, co pani ka\e. Por favor, senorita Wilson, mój mą\ nie jest złym
człowiekiem.
- Wiem. Przestańcie się tym zadręczać.
Abra wychodziła z pokoju z uczuciem, jakby dostała potę\ny cios w głowę.
- I co teraz zrobimy? - zwróciła się do Cody'ego.
- Musimy się natychmiast zobaczyć z Timem. - Cody poło\ył jej dłoń na ramieniu. -
Zadzwonię do Nathana. On te\ musi o tym wiedzieć.
Abra pokiwała głową. Cody ruszył w stronę automatów telefonicznych.
W drodze do Tima nie rozmawiali ze sobą. Abra myślała wyłącznie o tym, ile serca
wło\ył stary Thornway w swoją firmę, jak budował jej reputację i jak bardzo był z niej
dumny. Ona tak\e dzieliła z nim tę dumę. A teraz jego syn w jednej sekundzie zniweczył
wieloletnie wysiłki ojca.
- Powinnam była się domyślić - mruknęła.
- Jak to? - Cody był zdruzgotany. Jego plany i marzenia tak\e legły w tym momencie
w gruzach.
- Tego dnia, kiedy Mendez miał wypadek. Rozmawiałam wtedy z Tunneyem. Przyszła
dostawa, którą przypadkowo skontrolowałam. Przysłali same dwunastki. - Odwróciła się i
spojrzała na niego. - Tunney wcisnął mi bajeczkę, \e ktoś pomylił numery zamówienia. Kiedy
rozmawialiśmy o tym, zdarzył się ten wypadek, a potem ju\ do tego nie wracaliśmy. Niech to
wszyscy diabli, Cody. Nawet o tym nie pomyślałam.
- Nie miałaś podstaw, \eby go podejrzewać. Albo Thornwaya. - Cody zatrzymał wóz
przed rezydencją Tima. - Poczekaj tu. Sam wszystko załatwię.
- Nie. - Abra pchnęła drzwi. - Muszę być przy tym.
Kilka chwil pózniej czekali w przestronnym foyer. Tim zszedł do nich z góry, w
eleganckim smokingu.
- Abra, Cody! Co za niespodzianka! Złapaliście nas w ostatniej chwili, bo właśnie
wychodzimy z Marci na przyjęcie. Marci jeszcze się ubiera.
- Obawiam się, \e się spóznicie - szorstko powiedział Cody. - Ta sprawa nie mo\e
czekać.
- To brzmi powa\nie. - Tim zerknął na zegarek, po czym poprosił ich do biblioteki. -
Oczywiście dla was zawsze znajdę kilka minut. Marci nigdy nie jest gotowa na czas. -
Podszedł do barku. - Co mogę wam zaproponować?
- Wyjaśnienie. - Abra zrobiła krok w jego stronę. Chciała spojrzeć mu w oczy. -
Wytłumacz nam, dlaczego u\ywasz na budowie materiałów nienormatywnych i o zani\onej
jakości.
Timowi zadr\ała ręka. Kilka kropel whisky rozlało się na podłogę. To wystarczyło
Abrze, \eby się upewnić o jego winie.
- O czym ty mówisz, na Boga?
- O materiałach niezgodnych z zamówieniem. O przekrętach i łapówkach. - Chwyciła
go za rękę, kiedy podnosił szklaneczkę do ust. - Mówię o tym, \e zniszczyłeś coś, na co twój
ojciec pracował przez całe \ycie.
Tim odwrócił się. Mimo i\ w pokoju było chłodno, nad jego górną wargą perlił się
pot.
- Nie mam pojęcia, o co ci chodzi, ale nie pozwolę się niesłusznie oskar\ać. - Jednym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates