WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wezmie do ust, stanie jej w gardle.
R
L
T
- Przepraszam - skrzywiła się. - Rodziców nadal nie ma i wszystko jest na mojej
głowie. Cieszę się, że w każdym razie nie masz zamiaru zniszczyć reputacji Premier Per-
sonnel po tym, co się zdarzyło w zeszłym tygodniu - dodała bezradnie.
Lucan zmrużył oczy.
- To, co się zdarzyło między nami, to sprawa osobista, Lexie, i nie ma nic wspól-
nego z biznesem.
- To dobrze, że tak mówisz.
- Nie spodziewałaś się tego?
- Chyba nie.
- Wciąż nie potrafisz przyznać, że mogę się zachować przyzwoicie, tak?
- Nie o to chodzi - zaprotestowała. - Po tym, jak się zachowałam, masz wszelkie
prawa, żeby narobić kłopotów firmie.
Lucan popatrzył na nią zagadkowo.
- Mówiłaś chyba, że Premier Personnel należy do twoich rodziców, a ja nie mam
absolutnie żadnych powodów, żeby zle im życzyć.
Pomyślała z ciężkim sercem, że chodzi wyłącznie o nią. Zachowała się okropnie
albo jeszcze gorzej. To była głupota, żeby próbować się zbliżyć do rodziny St Claire.
Udało jej się tylko odgrzebać przeszłość, którą lepiej byłoby zostawić w spokoju.
- Dziękuję - powiedziała cicho.
Lucan oparł się wygodnie w krześle, nie spuszczając wzroku z jej twarzy.
- Wiesz, Lexie, nie mam pojęcia, co zrobić, żebyś wreszcie przestała się biczować.
- Potrząsnął głową z żalem. - Gdzie się podziała ta kobieta, która mówiła mi, że nic jej
nie obchodzi, co mogę powiedzieć albo zrobić? Ta, która bez wahania mówiła mi, co o
mnie myśli?
Lexie uśmiechnęła się bez humoru.
- Chyba trochę dorosła.
- Szkoda - mruknÄ…Å‚.
- Wolałbyś, żebym znów była bezczelna i wygadana?
- Tak - potwierdził bez wahania. - Wtedy przynajmniej mógłbym cię pocałować,
żebyś wreszcie umilkła.
R
L
T
Popatrzyła na niego ze zdumieniem. Czy naprawdę powiedział, że potrzebuje pre-
tekstu, żeby ją pocałować?
- A potrzebujesz pretekstu? - zapytała wyschniętymi ustami.
- Właściwie nie. Ale przynajmniej miałbym coś na swoją obronę, kiedy potem rzu-
cisz siÄ™ na mnie z pazurami.
Powoli potrząsnęła głową.
- Nie rozumiem.
Skrzywił się, uświadamiając sobie, że jest mnóstwo rzeczy, które powinien jej po-
wiedzieć, zanim zaczną rozmawiać o jakimkolwiek związku między nimi czy też o moż-
liwości powstania takiego związku. Przyszedł tu, bo był jej winien prawdę, przekonany,
że gdy Lexie ją usłyszy, niczego więcej już nie będzie od niego chciała.
- Wierzę, że nie rozumiesz - westchnął i on również sięgnął po kieliszek. - Wspo-
mniałem już wcześniej, że odkąd się widzieliśmy po raz ostatni, rozmawiałem z twoją
babciÄ… i mojÄ… matkÄ….
Patrzyła na niego z niepewnością.
- Tak.
Skinął głową.
- Ale nie powiedziałem ci jeszcze, że one również rozmawiały ze sobą.
Lexie poczuła, że brakuje jej powietrza. Drżącą ręką odstawiła kieliszek na stół.
- Babcia Sian i twoja matka?
Lucan uśmiechnął się.
- Moja matka poleciała ze mną wczoraj z Edynburga do Gloucestershire.
- Rodzinnym helikopterem?
- Tak.
- A ty go pilotowałeś?
- Tak. Czy to jest dla ciebie jakiś problem? - Zmarszczył brwi.
- Absolutnie żaden - zapewniła go sucho. Była to tylko kolejna rzecz, która przy-
pomniała jej o społecznych i finansowych różnicach między nimi, nie wspominając już o
emocjonalnych. - Czyli twoja matka jest teraz w Gloucestershire i rozmawia z mojÄ… bab-
R
L
T
cią Sian? - powtórzyła, wciąż ogłuszona. - Ale dlaczego? O czym one mogą rozmawiać
po tylu latach?
Lucan wzruszył ramionami.
- Ja je tylko skontaktowałem, Lexie. Myślę, że same dojdą do tego, o czym chcą
rozmawiać.
- Ale po co to zrobiłeś? Przecież cała twoja rodzina nienawidzi mojej biednej bab-
ci. - Jej oczy błysnęły. - Jeśli twoja matka powie albo zrobi coś, co ją zrani...
- No, to już lepiej - stwierdził Lucan z satysfakcją. On także wstał i kuchnia Lexie
natychmiast wydała się ciasna. - Co jeszcze mogę powiedzieć czy zrobić, żeby cię roz-
złościć?
- Już mnie rozzłościłeś! Uff! - westchnęła głośno, gdy Lucan wziął ją w ramiona, i
zderzyła się z jego piersią. - Lucan, ty...
Jej dalsze protesty zostały stłumione pocałunkiem. Trzymał ją mocno, dopóki
oszołomienie nie minęło, a wtedy powoli ona również go objęła i zaczęła mu oddawać
pocałunki. W końcu oparł czoło o jej czoło.
- Ani ja, ani moja matka nie mamy zamiaru ranić twojej babci, Lexie. Chciałem po
tych wszystkich latach w końcu wyjaśnić tę sytuację na tyle, żeby móc zapomnieć o ura-
zach.
- Dlaczego?
To dobre pytanie, pomyślał Lucan, ale nie potrafił na nie jeszcze odpowiedzieć.
Wziął Lexie za ręce i odsunął od siebie.
- Jest jeszcze kilka spraw, które musimy wyjaśnić między sobą. Po pierwsze, po-
mimo tego, co myślisz, nie zabroniłem twojej babci przyjść na pogrzeb mojego ojca.
- Ale...
- To była decyzja twojej babci, Lexie, nie moja. Zapewniła mnie, że podjęła ją, bo
nie chciała dokładać cierpienia mojej matce i całej reszcie rodziny Alexandra.
- Ale twojej matki nie było na pogrzebie.
- Nie, nie było. Ale twoja babcia o tym nie wiedziała. A poza tym uznała, że dość
już złego się stało przez to, że ona i Alexander się kochali. I dlatego nigdy nie zgodziła
się wyjść za mojego ojca, choć ją o to prosił.
R
L
T
- Co takiego?
- To prawda, Lexie - zapewnił ją cicho. - Jeśli nie wierzysz mnie, to możesz potem
zadzwonić do babci. Jestem pewien, że ona potwierdzi wszystko, co ci powiem.
Lexie miała wrażenie, że podłoga usuwa jej się spod stóp. Wszystkie przekonania,
które żywiła do tej pory, rozsypywały się powoli w gruzy. Czy to, co mówił Lucan, mo-
gło być prawdą? Rzeczywiście, mogła przecież zadzwonić do babci i potwierdzić praw-
dziwość jego słów.
- Dobrze. - Skinęła głową.
- Usiądzmy i napijmy się jeszcze wina. - Przysunął jej stołek. - Mam jeszcze sporo
do powiedzenia. Lepiej usiÄ…dz wygodnie.
W głowie jej szumiało od tego, co usłyszała do tej pory. Usiadła na stołku, wciąż
patrzÄ…c na niego czujnie.
- Moja babcia nie chciała wyjść za twojego ojca?
Lucan uśmiechnął się lekko.
- Prosił ją o to wiele razy.
- Tak ci mówiła?
- Tak
- I uwierzyłeś jej?
- Tak.
Sięgnęła po kieliszek i upiła łyk, zanim znów się odezwała.
- Teraz już nic nie rozumiem.
- Nie rozumiesz, dlaczego odmawiała czy dlaczego jej wierzę?
- Jedno i drugie.
Jego uśmiech poszerzył się.
- Tak, ona tam wciąż jest.
Popatrzyła na niego z oszołomieniem.
- Kto jest gdzie?
Lucan powoli potrząsnął głową.
- Jeszcze nie dotarliśmy do tej części rozmowy.
Lexie skrzywiła się.
R
L
T
- Czasem bywasz okropnie irytujÄ…cy, Lucan.
- To prawda - przyznał bez skruchy. - Twoja babcia powiedziała mi jeszcze mnó-
stwo innych rzeczy, o których nie miałem pojęcia. - Pochylił się nad stołem. - Na przy- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates