|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Debbie MACOMBER 151 - Wiem, co masz na myśli - przyznał, przymykając oczy. - Ten ostatni tydzień, kiedy byliśmy osobno, otworzył mi oczy. Myślałem, że ulży mi kiedy zakończymy temat rozpętany przez twojego dziadka. Jeśli chcesz znać prawdę, wydawało mi się, że będę szczęśliwy, jeśli się ciebie pozbędę. Byłem pewny, że i ty tak myślisz. - Przerwał, czekając na jej odpowiedz. - Te dni wydawały się takie puste - szepnęła. Skinął głową. - Stale o tobie myślałem. Przyłapałem się na tym, że marzyłem o tym, żebyś była blisko mnie i żebym mógł z tobą porozmawiać. - Westchnął. - Zasługujesz na kogoś dużo lepszego ode mnie, kto mógłby zostać twoim mężem. - A ty jakiej żony szukasz? Wzruszył ramionami. - Odkąd ciebie poznałem, doszedłem do wniosku, że nie jesteś taka zła. - Dzięki. - Tak, jak powiedziałem, a nie lubię się do tego przyznawać, nasz ślub ma sens. Wydaje się, że się lubimy i jest między nami szczególne fizyczne zauroczenie. - Zmarszczył brwi. 152 Dobrana para - To byłby mądry ruch dla nas obojga także z finansowego punktu widzenia. - Spojrzał w jej oczy. - Pytanie brzmi, czy będę w stanie cię uszczęśliwić, Janinę? Serce stopiło jej się niczym wosk, kiedy usłyszała te słowa. Brzmiały w nich prostota i szczerość. - A ty będziesz szczęśliwy, żeniąc się ze mną? Jego twarz wyraznie rozluzniła się, a rysy złagodniały. - Tak mi się wydaje. Będziemy dla siebie dobrzy. Nie ma między nami wielkiej pasji, ale przynajmniej się lubimy. - Lubimy? - powtórzyła. - A co w tym złego? - Nie znoszę tego słowa - odparła, zagryzając wargi. - Lubić" brzmi jak gorsza wersja kochać". Jak rozcieńczone uczucia. Bez wyrazu. Nie szukam może wielkiej namiętności, ale pragnę o wiele więcej niż kogoś lubić. - Zrobiła dramatyczny gest. - Mężczyzna może lubić swojego psa albo restaurację, ale nie swoją żonę. - Mówiła coraz głośniej i z takim przejęciem, że zaczęła przyciągać uwagę przechodniów. - Czy możesz wymyślić jakieś inne słowo? Debbie MACOMBER 153 - Nie patrz na mnie tak, jakby to była sprawa życia lub śmierci - żachnął się. - To jest ważne - nalegała. Zach zdawał się być zakłopotany. - Zajmuję się interesami. Mamy ponad trzysta sklepów w pięćdziesięciu stanach. Znam rynek artykułów biurowych na wylot, ale nie jestem mistrzem w doborze słów. Jeśli nie podoba ci się słowo lubić", to sama wybierz lepsze. - W porządku - zamyśliła się i zmrużyła oczy. - A co powiesz na miłować? - Miłować - powtórzył, jakby nigdy nie słyszał tego słowa. -Niech będzie. Miłuję cię. - A ja miłuję ciebie - odparła z przekonaniem. Poszli razem wzdłuż przystani, aż doszli do budki z owocami morza. Usiedli przy wolnym stoliku, a Zach kupił gorącą zupę rybną. Jedli ją w milczeniu, od czasu do czasu uśmiechając się do siebie. Janinę czuła podekscytowanie i wiedziała, że wydarzyło się coś bardzo ważnego. Po dłuższej chwili spytała. - Czy ja dobrze zrozumiałam, że właśnie ustaliliśmy, że się pobierzemy? Zach zamarł z łyżką w połowie drogi między ustami a talerzem. 154 Dobrana para - Ustaliliśmy, że przejdziemy przez to razem, choć oboje akceptujemy, że nie ma między nami tradycyjnego związku opartego na miłości, a jedynie na praktycznych i finansowych korzyściach. Janinę odsunęła swój talerz gwałtownym ruchem. - Jeśli to właśnie postanowiliśmy, to odwołuję ślub! Podniósł głowę i spojrzał w niebo. - A tym razem co ja takiego powiedziałem, co cię tak zezłościło? - Praktyczne i finansowe korzyści. W twoich ustach brzmi to jak rekomendacja dentysty. Jeśli mamy wziąć ślub, musi być ku temu lepszy powód. - Już ci mówiłem, że nie jestem najlepszy w doborze słów. Może lepiej będzie, jeśli ty mi wyjaśnisz, dlaczego chcesz za mnie wyjść. - Moje powody nie spodobają ci się. Podobnie jak mi nie podobają się twoje. - Rozejrzała się dookoła, aby sprawdzić, czy nikt nie podsłuchuje i pochyliła się ku niemu. - Kiedy się całowaliśmy kilka minut temu, czułam, jakby ziemia zadrżała - wyznała. - Wiem, że to wytarty komunał, ale tak się właśnie czułam. Debbie MACOMBER 155 - Ziemia się poruszyła - powtórzył. - Cóż, jesteśmy w strefie trzęsień ziemi. Janinę przewróciła oczami. - Ale to się zdarzyło także, kiedy byliśmy w Szkocji. Nie wiem, co się dzieje między nami. Nie wiem nawet, czy robimy coś właściwego, ale jest to zdecydowanie coś... coś wyjątkowego. Nie zdziwiło jej, że Zach się skrzywił. - Chcesz powiedzieć, że chcesz wyjść za mnie za mąż, ponieważ dobrze całuję? - To ma dla mnie więcej sensu niż bzdury o korzyściach finansowych. - Miałaś całkowitą rację. Nie podoba mi się twoje wytłumaczenie. Czy są jeszcze jakieś powody, dla których chcemy się zdecydować na ten ślub? - Wiesz... - uśmiechnęła się - Dziadzio miał rację. Chyba do siebie pasujemy. Promyk uśmiechu pojawił się w jego spojrzeniu. Chwycił ją za rękę. - To prawda - przyznał, kiedy ich oczy się spotkały. Tego samego popołudnia pojechali zarezerwować termin ślubu. Uroczystość została zorganizowana tak szybko, że Janinę nie mia- 156 Dobrana para ła czasu na ponowne przemyślenie swej decyzji. Kiedy wrócili do domu, Dziadzio oszalał z radości. Poklepał Zacha po plecach i co chwila przytulał Janinę, szepcząc jej do ucha, jak bardzo go uszczęśliwili. Kolejne dni i noce przebiegły tak szybko, że Janinę straciła rachubę czasu. Miała mnóstwo rzeczy do zrobienia i praktycznie przez te pięć dni nie odezwała się do Zacha ani słowem. Zapraszała gośc
,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|
|
|