[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w mgieÅ‚ce nad zachodnim ramieniem zatoki. UjrzaÅ‚ siedzÄ…cego w pobliżu Seppela, zmÄ™czonego i smutnego. DÅ‚ugi ciemny cieÅ„ czÅ‚owieka Å‚Ä…czyÅ‚ siÄ™ z cieniami skaÅ‚. No, jesteÅ› rzekÅ‚ Onyks. Olcha uÅ›wiadomiÅ‚ sobie nagle, że leży na wznak z gÅ‚owÄ… na kolanach Onyksa. Skalny wystÄ™p uciskaÅ‚ mu krÄ™gosÅ‚up. UsiadÅ‚ niezgrabnie, przepraszajÄ…c maga. Gdy tylko odzyskaÅ‚ trochÄ™ siÅ‚, ruszyli z powrotem, mieli bowiem przed sobÄ… kilka mil drogi, a ani on, ani Seppel nie byli zdolni do szybkiego marszu. Nim dotarli na ulicÄ™ Szkutników, zapadÅ‚a noc. Seppel pożegnaÅ‚ ich, patrzÄ…c bystro na OlchÄ™, gdy stanÄ™li w plamie Å›wiatÅ‚a padajÄ…cej z drzwi tawerny. UczyniÅ‚em to, o co prosiÅ‚eÅ› rzekÅ‚. I dziÄ™kujÄ™ ci za to odparÅ‚ Olcha, podajÄ…c czarnoksiężnikowi prawÄ… dÅ‚oÅ„, jak to czyniÄ… mieszkaÅ„cy Enladów. Po chwili Seppel dotknÄ…Å‚ jej palcami. Tak siÄ™ rozstali. 105 Olcha byÅ‚ tak zmÄ™czony, że aż powłóczyÅ‚ nogami. W ustach i gardle wciąż czuÅ‚ ostry, dziwny smak powietrza z jaskini, który sprawiaÅ‚, że czuÅ‚ siÄ™ lekki, oszoÅ‚omiony, pusty. Kiedy w koÅ„cu dotarli do paÅ‚acu, Onyks chciaÅ‚ odprowadzić go do pokoju, Olcha jed- nak powiedziaÅ‚, że czuje siÄ™ dobrze i musi tylko wypocząć. OtworzyÅ‚ drzwi komnaty i natychmiast podbiegÅ‚ do niego %7Å‚uraw, taÅ„czÄ…c i kiwajÄ…c ogonem na powitanie. Już ciÄ™ nie potrzebujÄ™ rzekÅ‚ Olcha, po czym nachyliÅ‚ siÄ™ i pogÅ‚adziÅ‚ szary, pu- szysty grzbiet. Do oczu napÅ‚ynęły mu Å‚zy. To dlatego że byÅ‚ taki zmÄ™czony. PoÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ na łóżku, kot wskoczyÅ‚ obok i mruczÄ…c, zwinÄ…Å‚ siÄ™ w kÅ‚Ä™bek na jego ramieniu. A potem Olcha zasnÄ…Å‚. Ogarnęła go czarna pustka snów. Nie pamiÄ™taÅ‚ niczego, gÅ‚osów woÅ‚ajÄ…- cych jego imiÄ™, wzgórza poroÅ›niÄ™tego suchÄ… trawÄ…, niewyraznego kamiennego muru. Niczego. ¬ ¬ ¬ W wieczór poprzedzajÄ…cy wyprawÄ™ na poÅ‚udnie Tenar z ciężkim sercem przecha- dzaÅ‚a siÄ™ po paÅ‚acowych ogrodach. Nie chciaÅ‚a pÅ‚ynąć na Roke, wyspÄ™ mÄ™drców, wyspÄ™ magów (przeklÄ™tychczarowników, dodaÅ‚ w jej myÅ›lach gÅ‚os przemawiajÄ…cy po kargij- sku). Co miaÅ‚aby tam robić, na co im ona? ChciaÅ‚a wrócić na Gont, do Geda, do wÅ‚a- snego domu, wÅ‚asnego, ukochanego mężczyzny. StraciÅ‚a Lebannena, odepchnęła go. ByÅ‚ uprzejmy, miÅ‚y i obcy. Jakże mężczyzni bojÄ… siÄ™ kobiet, pomyÅ›laÅ‚a, spacerujÄ…c wÅ›ród kwitnÄ…cych róż. Niejednej kobiety, lecz wielu, rozmawiajÄ…cych ze sobÄ…, pracujÄ…cych wspólnie, przema- wiajÄ…cych w swoim imieniu. Wówczas mężczyzni dostrzegajÄ… spiski, zmowy, sidÅ‚a, pu- Å‚apki. I oczywiÅ›cie majÄ… racjÄ™. Kobiety jako kobiety zwykle stojÄ… po stronie nastÄ™pnego, nie obecnego pokolenia. TworzÄ… ogniwa, które mężczyzni postrzegajÄ… jako Å‚aÅ„cuchy, wiÄ™zi traktowane przez nich jak kajdany. Istotnie, sprzymierzyÅ‚y siÄ™ z Seserakh przeciw niemu i byÅ‚y gotowe go zdradzić, gdyby naprawdÄ™ uważaÅ‚, że bÄ™dzie nikim, jeÅ›li straci nieza- leżność. Gdyby byÅ‚ tylko ogniem i powietrzem, pozbawionym ciężaru ziemi, cierpliwo- Å›ci wody... Lecz sÅ‚owa te bardziej niż do Lebannena pasowaÅ‚y do Tehanu, jej àerru, nieziem- skiej skrzydlatej duszy, która przybyÅ‚a, by jakiÅ› czas z niÄ… pomieszkać i wkrótce odejść. Tenar wiedziaÅ‚a, że odejdzie, z ognia w ogieÅ„. I pasowaÅ‚y do Irian, z którÄ… odejdzie Tehanu. Cóż taka ognista, grozna istota mogÅ‚aby mieć wspólnego ze starym domem, który trzeba zamiatać, ze starym mężczyznÄ… wymagajÄ…cym opieki? Jak Irian mogÅ‚aby to zrozumieć? Cóż za znaczenie dla niej, dla smoka, ma fakt, że mężczyzna powinien wy- peÅ‚nić swój obowiÄ…zek, ożenić siÄ™, spÅ‚odzić dzieci, przywdziać jarzmo ziemi? 106 Pewna wÅ‚asnego braku znaczenia wobec istot przeznaczonych wyższym, nie ludz- kim celom, Tenar caÅ‚kowicie pozwoliÅ‚a siÄ™ ogarnąć tÄ™sknocie za domem, nie tylko za Gontem. Czemuż nie miaÅ‚aby zawrzeć przymierza z Seserakh, która co prawda jest księżniczkÄ…, tak jak ona sama byÅ‚a niegdyÅ› kapÅ‚ankÄ…, lecz która nie odleci na ognistych skrzydÅ‚ach, bo pozostanie prawdziwÄ… kobietÄ…, istotÄ… ziemi? A do tego zna ojczysty jÄ™zyk Tenar! Tenar z poczucia obowiÄ…zku uczyÅ‚a jÄ… hardyckiego i radowaÅ‚a siÄ™, że dziewczyna szybko przyswaja obce sÅ‚owa. Lecz dopiero w tej chwili zrozumiaÅ‚a, iż w istocie praw- dziwÄ… radość sprawia jej rozmowa po kargijsku, bo w tych sÅ‚owach ukrywaÅ‚o siÄ™ caÅ‚e jej utracone dzieciÅ„stwo. Gdy dotarÅ‚a do Å›cieżki prowadzÄ…cej ku rybnym stawom pod wierzbami, ujrzaÅ‚a OlchÄ™. TowarzyszyÅ‚ mu maÅ‚y chÅ‚opiec. GawÄ™dzili cicho. Zawsze cieszyÅ‚ jÄ… widok Olchy, współczuÅ‚a mu z powodu jego bólu i strachu, i szanowaÅ‚a za cierpliwość, z jakÄ… je zno- siÅ‚. LubiÅ‚a uczciwÄ… twarz o miÅ‚ych rysach i dzwiÄ™czny jÄ™zyk. Czemuż by nie ubarwić zwykÅ‚ej mowy kilkoma piÄ™knymi sÅ‚owami? Ged mu ufaÅ‚. PrzystajÄ…c z boku, aby nie przeszkodzić w rozmowie, ujrzaÅ‚a, jak Olcha i dziecko klÄ™-
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|