WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Usiądz - polecił spokojnie. - Musimy sobie coś wyjaś-
nić. Bardzo przejąłem się sprawą Amandy, ale naprawdę mia-
łem powód.
- Chyba wiem jaki - przerwała mu.
- Nie rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć...
- I co?
- Przez cały ostatni tydzień biłem się z myślami.
- Nie mogłeś zdecydować, która z nas bardziej ci się podoba?
- Nie żartuj sobie. Mówię poważnie.
- Ja też.
Nie zwrócił na to uwagi.
- Krótko po tym, kiedy ją zatrudniłem - ciągnął - nagle
się okazało, że... jesteśmy przyrodnim rodzeństwem. Nie
śmiej się, nie tylko w serialach zdarzają się takie rzeczy. Był
to dla mnie szok również dlatego, że nieświadomie przyjąłem
do pracy bliskÄ… krewnÄ…, co jest wbrew zasadom.
Leonie wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.
- Więc nie jesteś w niej zakochany? - wydusiła z siebie
wreszcie.
S
R
- Oczywiście, że nie. Jestem bardzo szczęśliwy, że odna-
lazłem siostrę. To wszystko.
Leonie odniosła wrażenie, że śni.
- Przez cały czas nie wiedziałeś o jej istnieniu?
Adam pokręcił głową.
- Nie. Matka opuściła nas, kiedy byłem mały. Wychowy-
wał mnie ojciec i babcia. Nigdy pózniej nie zobaczyłem mat-
ki, mimo że mieszkała niezbyt daleko. Wyszła ponownie za
mąż i urodziła córkę.
- A teraz wreszcie ją spotkasz - rzekła łagodnie Leonie.
- To niesamowite...
Wyobrażała sobie, jak musiał czuć się mały chłopiec po-
rzucony przez matkÄ™.
Jego twarz spochmurniała.
- Niestety nie - odparł. - Wiem od Amandy, że nasza
matka umarła w zeszłym roku.
- A kim jest ta osoba, z którą musisz to omówić?
- Chodzi o Mary Ghallenor, członka rady nadzorczej.
Jestem przed nią odpowiedzialny. Będę musiał jej oświad-
czyć, że na stanowisku zastępcy zatrudniłem własną sio-
strę. Od niej będzie zależało, czy Amanda będzie mogła
u nas zostać.
Spojrzał na nią uważnie.
- Teraz rozumiesz, dlaczego tak siÄ™ tym wszystkim przej-
mowałem?
- Dlaczego nic mi nie mówiłeś?
- Nie chodziło tylko o mnie. Obiecałem Amandzie, że
najpierw porozmawiam z Mary Challenor, a ona dopiero ju-
tro wraca z urlopu.
- A ja myślałam, że to była miłość od pierwszego wej-
S
R
rzenia - wyznała zmieszana Leonie. - Zachowałam się jak
idiotka.
- Wcale nie - zaprotestował z uśmiechem. - Jesteś po
prostu zbyt tajemnicza, żeby coś mówić wprost, i zbyt samo-
dzielna, żeby dzielić się ze mną swoimi problemami.
- Dlaczego tak mówisz? - spytała powoli.
Włączył z powrotem kuchenkę.
- Daj spokój, Leonie - powiedział. - Nie obrażaj mojej
inteligencji. Potrafię na kilometr wyczuć człowieka, który coś
ukrywa.
- Więc uważasz, że cię zwodzę?
Wchodziła na niebezpieczny teren, ale teraz nic jej już nie
groziło, w każdym razie nie Amanda.
Mimo swej radości nie mogła jednak zapomnieć, że kocha
mężczyznę, któremu nie może dać dzieci.
Z zamyślenia wyrwał ją jego głos.
- Nie wmawiaj mi czegoś, czego nie powiedziałem. Mó-
wiłem, że jesteś tajemnicza, a nie, że mnie zwodzisz. - Po-
stawił na stole talerze. - Zjedz coś, a potem posiedzimy sobie
na pokładzie. Mamy piękny wieczór. Nie warto marnować
go na kłótnie.
Leonie westchnęła. Adam jak zwykle ma rację. Nie warto
marnować czasu na nieporozumienia.
Różowawe słońce powoli chowało się za horyzont. Byli
razem i Leonie chciała nacieszyć się tą chwilą.
Adam wziął ją za rękę.
- Co teraz czujesz? - zapytał.
- Jestem szczęśliwa, że tu jestem.
Jego oczy pociemniały.
- Tutaj... ze mnÄ…?
S
R
- Tak, właśnie tak. Zawsze chciałam być tu z tobą.
I szalałam z zazdrości o Amandę...
- Gdybyś była w lepszej formie, wykorzystałbym to, co
właśnie usłyszałem - uśmiechnął się. - Ale pielęgniarzom
nie wolno uwodzić pacjentów.
- Powiedziałeś to tonem bardzo surowego dyrektora - za-
śmiała się Leonie.
Wstała. Ta rozmowa prowadzi donikąd; Adam nic nie
rozumie.
- Co się stało? - zapytał. - Zmęczyłaś się?
- Tak- odparła.
Była zmęczona, ale nie jego towarzystwem.
- Zostaniesz tu, dopóki całkiem nie wyzdrowiejesz -
oświadczył stanowczo.
- Dobrze - zgodziła się obojętnie.
- Teraz połóż się już spać. Jutro dam ci znać, kiedy będę
wychodził.
Leonie leżała w łóżku przygnębiona. To mógł być taki
romantyczny wieczór. Zamiast tego Adam wrócił do spraw
szpitala, a ona - do swoich tabletek.
Mieszkała na barce już od czterech dni i coraz bardziej
dręczyła się własną nieprzydatnością.
Adam wraz z przedstawicielami zarządu wyjechał wcześ-
nie rano do Londynu. Miał wrócić pózno w nocy. Dzień
zapowiadał się sennie. By przezwyciężyć nudę, Leonie po-
stanowiła zająć się pracami domowymi.
Około dziesiątej zadzwonił telefon. Zdumiona Leonie
usłyszała w słuchawce głos kolegi lekarza.
- James! - wykrzyknęła. - Jak mnie tu znalazłeś?
S
R
- Twoja przyjaciółka powiedziała mi, gdzie jesteś.
- Joanne?
- Tak. Chciałem się z tobą skontaktować i zadzwoniłem
do szpitala. Dowiedziałem się, że jesteś chora. Zadzwoniłem
do twojego mieszkania, ale tam też nikogo nie zastałem.
Skontaktowałem się wtedy z Joanne i stąd ten telefon.
- Nie rozumiem, po co ten alarm...
- Zaraz ci wytłumaczę. Jestem teraz na urlopie. Zatelefo-
nowałem dziś rano do szpitala i sekretarka powiedziała mi,
że szukał mnie niejaki Adam Lockhart z Manchesteru. Nie
wiem, co ty o tym myślisz, ale mnie przyszły do głowy dwie
rzeczy. Albo jesteś chora i chciał mnie o tym powiadomić,
albo usiłował się czegoś o tobie dowiedzieć.
- Byłam chora - odparła powoli - ale to nie było nic
poważnego. Słuszne jest raczej twoje drugie podejrzenie.
Adam od dawna uważa, że coś przed nim ukrywam.
Głos jej się załamał, gdy dodała:
- Jak on mógł coś takiego zrobić...
- Gdybyśmy twoją chorobę rozpoznali wcześniej, nie by-
łoby tych wszystkich problemów. W szpitalu wiedzieliby
o niej z twoich dokumentów, które im przesłaliśmy. A co ci
się ostatnio stało?
- Jakiś wirus rozłożył mnie na sześć dni. Udało mi się
zdobyć antybiotyki i teraz odpoczywam. Adam przyszedł
mnie odwiedzić i zabrał mnie na swoją barkę. Od ciebie
dowiaduję się, że kontroluje mnie nie tylko w ten sposób.
- To jego obowiązek - upomniał ją James. - Ma do tego
prawo. Ode mnie jednak nie dowiedziałby się niczego; w ta-
kich sprawach obowiÄ…zuje dyskrecja, nawet wtedy, kiedy
mój pacjent sam jest lekarzem.
S
R
- Chciałabym się z tobą zobaczyć, James - rzekła słabym
głosem. - Kiedy będziesz mógł mnie przyjąć?
- Wracam do pracy w poniedziałek. Możesz być moją
pierwszÄ… pacjentkÄ….
- Dobrze. Wezmę wolny dzień, powiem też wszystko
Adamowi.
- Liczysz się z możliwością operacji?
- Chciałabym przeprowadzić najpierw badania.
- SÅ‚usznie. MartwiÄ™ siÄ™ o ciebie. Nie jestem pewien, czy
dobrze ci wtedy poradziłem.
Podczas rozmowy Leonie potrafiła się opanować; kiedy
jednak odłożyła słuchawkę, zalała ją fala gniewu. Jeśli Adam
naprawdę musi wiedzieć o niej wszystko, dlaczego nie zaj-
rzał do papierów, zamiast tak kluczyć?
James słusznie zauważył, że szczegóły dotyczące jej cho-
roby nie znalazły się w dokumentacji, ale dyrektor nie ma
prawa wypytywać jej przyjaciół!
Niech się udławi tą swoją barką, pomyślała ze złością. Nie
zamierza spędzić tu ani chwili dłużej.
Telefon zadzwonił około północy. Spodziewała się go, ale
gdy podnosiła słuchawkę, ręka jej drżała.
- Więc tu jesteś- usłyszała oskarżycielski głos Adama.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że chcesz już wrócić do
siebie?
- Dlatego, że rano nie wiedziałam jeszcze wszystkiego.
Rozmawiałam z Jamesem. Wiem, że starałeś się z nim skon-
taktować.
Po drugiej stronie zapadło milczenie.
- Czy dobrze przypuszczam, że miało to związek ze mną?
S
R
- ciągnęła drżącym głosem. - To dzięki mnie przecież się
poznaliście. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates