WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Chyba, że wypada w czwartek. Nie lubi pogrzebów w czwartki. Chodzi wtedy do
knajpy na rogu i upija się szybciutko. Dolewa do wódki oleju szpindelkowego,
potem patrzy w lustro, i jak widzi w nim, że jest pijany, to je tłucze i rzuca na
ladę złoty zegarek. Reszty nie bierze i wychodzi przez okno. Wraca do zegarów.
Uwielbia budziki. Bierze je do reperacji i nigdy nie zwraca. Wszystkie
nastawia na północ i kiedy mu zagrają, jest szczęśliwy. Na całej ulicy otwierają
się okna, wszyscy regulują zegarki i wychodzą na nocny dyżur. Czuwać, żeby
kominiarz spod czwartego znowu nie podpalił jakiego domu. Te cztery puste
place to jego dzieło. Lubi blask na wolnym powietrzu. Nie ukrywa tego. Ale od
tygodnia nic mu się nie udaje, bo odkryto jego system: podpalał kolejno
według numerów. Snuje się z butelką benzyny i zapałkami i płacze z
bezsilności. Czasem tylko ktoś mu poda ogień do papierosa. I to wszystko.
Dyżurni z nudów napadają na siebie, a potem do rana wzywają pomocy.
I co może się zdarzyć na mojej ulicy?
Bach! O, znowu strzeliła do mnie. To Józia. Kocha się we mnie i codziennie
strzela do mnie. Co z tego, kiedy ja jej nie kocham. Nie kocham Józi.
Jerzy Górzański
NIEDyWIEDZIA PRZYSAUGA
Co my właściwie wiemy o niedzwiedziach? Ileż to nieprawdziwych zdań
wypowiedziano i wypisano na temat tych jakże zakompleksionych i
zaszczutych mieszkańców naszych kniei. Dzieci od maleńkości straszy się
historyjką o dwóch przyjaciołach, którzy poszli do lasu i natknęli się na
niedzwiedzia. Jeden z nich, po prostu dziecko-małpa, wdrapał się
błyskawicznie na drzewo, a ten drugi upadł na ziemię i udawał trupa.
Niedzwiedz wiadomo, ścierwa nie tknie. I tak też się stało. Wszystko skończyło
się dobrze. Tyle, że morał tej historyjki, mówiąc oględnie, budzi pewne
zastrzeżenia. Cudem uratowany zrywa przyjazń z drzewołazem, gdyż ten
opuścił go w potrzebie. Powiedzmy sobie: to lekka przesada z punktu widzenia
dzisiejszych norm współżycia na rozległych terenach lasów państwowych.
Załóżmy, że ów reakcjonista natychmiastowy, jak byśmy go umownie
nazwali, nie dał dyla i pozostał przy koledze bez refleksu na nogę. To co by się
stało? Udawacz wykonałby pad zasadniczy, zaś niedoszły Tarzan padłby z kolei
ofiarą drapieżcy. Posuńmy się dalej: gdyby zwolennik przechytrzania za
pomocą  trupa nie wykonał padu i obaj staliby w miejscu jak zamurowani, to
jakim sposobem daliby radę bestii, w dodatku gołymi rękami? Wątpliwości się
mnożą i nadal będą się mnożyć, jeśli nie powołamy na świadków tych, którzy
przez wiele lat rozgryzali niedzwiedzia i w końcu go rozgryzli dementując
pogłoski o rzekomo rozbijackiej naturze popularnych łasuchów i śpiochów.
Niedzwiedz nigdy nie zburzył i nie zburzy żadnej przyjazni - to jest praktycznie
udowodnione i historycznie zawarowane.
Sam należę do szczupłego grona badaczy niedzwiedziej kwestii i w związku z
tym posłużę się przykładem z własnego doświadczenia.
Wybrałem się któregoś styczniowego popołudnia z przyjacielem, poetą, do
lasu, żeby podyskutować o kulturze śródziemnomorskiej. Temat wdzięczny,
przyjaciel oczytany, przyroda przychylnie nastawiona. Biało wszędzie i jakoś
niewymownie wciągająco. W pewnym momencie przyjaciel przerwał swój
wywód na temat skały tarpejskiej i struchlały wyszeptał:
- Kto jest ten trzeci, co idzie za nami?
Odwróciłem głowę. W odległości około pięćdziesięciu metrów ujrzałem
brnącego przez zaspy niedzwiedzia z piłą.
- To niedzwiedz z piłą - odparłem spokojnie, bowiem nigdy nie wpadam w
panikę na widok chętnych do pracy zwierząt.
Słowa moje trafiły jednak w przysłowiową próżnię, gdyż przyjaciel właśnie
wspinał się po pniu najbliższego drzewa z rodziny liściastych. Cóż miałem
robić? W celu naukowego sprawdzenia fikcji padłem na ziemię i udałem, że nie
żyję.
Po chwili poczułem, że coś ciężkiego spoczęło mi na ramieniu. To była bez
wątpienia niedzwiedzia łapa. Wstrzymałem oddech i zacisnąłem mocniej
powieki.
- Wstawaj, nie wygłupiaj się - przemówił ktoś sympatycznym basem. - Nie
ze mnÄ… takie numery. Poza tym dostaniesz kataru.
Zrobiło mi się głupio, że leżę tak przed leśnym zuchem i udaję nieboszczyka,
kiedy zwierzę przejrzało mnie na wylot i zapewne zażąda wyjaśnień.
Wstałem i śmiało spojrzałem mu w ślepia.
- No to szarp mnie, ale możliwie szybko - rzuciłem mu w pysk.
- Daj spokój, stary, ty dla mnie jesteś za łatwy. Zresztą nie o ciebie chodzi.
- A o kogo?
- O twojego przyjaciela.
- Zna go niedzwiedz?
- Człowieka poznaje się w biedzie.
- Uważam, że postąpił słusznie wybierając najwyższe drzewo.
Niedzwiedz przysiadł na zwalonym pniu.
- A jaki on jest naprawdę? - zapytał.
- Zdolny. Mądry. Chętnie pożycza pieniądze.
- Pije?
- Niestety, i to coraz gorzej.
- Donosi?
- Z tego, co wiem, to tylko raz udało mu się donieść pół litra do stolika w
 Rycerskiej i natychmiast zasnÄ…Å‚.
- A jak traktuje kobiety?
- Z początku nieśmiały, pózniej natarczywy, na końcu wymusza.
- Biciem?
- Nie, kolacjÄ… w  Bristolu .
- O rodzicach pamięta?
- Sierota.
- Zbiera, paskuda, dodatkowe punkty.
- Do czego właściwie niedzwiedz zmierza?
Tu niedzwiedz wskazał na piłę.
- Co to jest?
- Piła.
- To jest test-sprawdzian dla przyjaciół w biedzie. Zaczniemy piłować, a
wtedy przekonamy się, co on jest wart. Piły nie oszuka.
Podeszliśmy pod drzewo.
- Rżnąłeś kiedyś? - zapytał zwierzak i splunął w łapy.
- Widziałem na filmie, jak biedni drwale rżnęli w warunkach
kapitalistycznych. %7łal ściskał.
- No to do roboty.
Przyjaciel, ujrzawszy mnie z niedzwiedziem w jednoznacznym ujęciu,
zawołał:
- Sprzedawczyk! Podkłada się cygańskim sługusom!
- Co on ma na myśli? - zapytał niedzwiedz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates