WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

śpieszył się do obory, stodoły, na pastwisko. Rzadko przebywał w domu. Odkąd tu przyjechali, jej syn
zrobił się bardzo samodzielny, jakby nie była mu już potrzebna. Coś się gwałtownie zmieniało, docierało
do niej, że przestaje być małym chłopczykiem. To ona miała problemy z dostosowaniem się, on w
naturalny sposób wtopił się w to tak odmienne życie.
Najważniejsze były króliki, konie, koty i psy. Znał je wszystkie po imieniu, jak również domowników
i pracowników farmy. Dla niego bariera językowa jakby nie istniała, posługiwał się mieszaniną polskich
i angielskich słów oraz świeżo poznanych islandzkich i radził sobie zdecydowanie lepiej od niej.
Ona poznała zaledwie kilka głównych pomieszczeń w gospodarstwie. Na podwórku za domem stały
obok siebie przyczepa do przewożenia koni i łódz rybacka, było sporo składzików, których dokładnego
przeznaczenia nie znała. Domyślała się, że ci, którzy zdecydowali się zamieszkać na takim odludziu,
musieli być samowystarczalni. Miała wrażenie, że pomimo techniki, którą było widać na każdym kroku,
panowała tu atmosfera z niedawno czytanej sagi. Ludzie byli zajęci od rana do wieczora, spotykali się
dopiero przy kolacji. Próbowała być przydatną, ale efekty osiągała marne. Szybko uznała, że najlepiej
będzie dla wszystkich, jeśli postara się nie przeszkadzać. Właściwie gdy tylko Michał od niej odchodził,
stawała się bezradna.
Michał był potrzebny na farmie. Badał ludzi i doglądał zwierząt. Często przychodzili do niego
mieszkańcy innych farm, coś mu opowiadali, klepali go po ramieniu, często się śmiali. Był lubiany. Tutaj
zawsze widywała go w dżinsach, swetrze, kurtce, nigdy w garniturze, a takim go znała od kilku lat.
Czasami jezdził konno, ale najczęściej land roverem.
Po południu Piotruś miał odwiedzić najbliższych sąsiadów dziadka Einara. Tak bardzo się cieszył, bo
na tamtą farmę przyjechała dwójka dzieci. Na stałe mieszkają w Keflaviku, ale wakacje spędzają u
swoich dziadków. Piotruś był tak ciekawy, jacy są jego rówieśnicy, że nie mógł się doczekać lunchu.
Magdzie trudno było się pogodzić z tym, że syna stale przy niej nie było. Wyraznie dawał jej do
zrozumienia, że woli towarzystwo mężczyzn. Rozumiała to. W tej dzikiej krainie czuł potrzebę
naśladowania ich. Konie, samochody, łodzie, morze, skały, dzikie rozległe tereny - to wszystko
sprawiało, że do domu trafiał tylko po to, by coś zjeść i się wyspać.
Wieczorami padał wyczerpany na łóżko i zasypiał natychmiast. Musiała jej wystarczyć jego
rozjaśniona twarz, rozwiane włosy widziane z daleka.
Dzisiaj Michał zorganizował wyprawę na jęzor lodowca Flaajokull. Jego kuzyn miał
mały samolot i wolne popołudnie. Chciał odwiedzić swoich krewnych i dostarczyć im części do
jakiejś maszyny. Zaproponował im ten wypad. To była okazja, by trochę poznać ten dziki kraj. Po raz
pierwszy miała się rozstać z synem na dłużej. Ufała dziadkowi Einarowi, ale lęk jej nie opuszczał. W
pierwszym odruchu chciała zrezygnować z wyprawy, lecz& zwyciężyła w niej chęć przeżycia czegoś
niesamowitego, zobaczenia lodowca, o którym czytała i który podziwiała na fotografiach. W końcu po to
przyleciała na Islandię.
Widziała, że Michał obserwował ją i uśmiechał się. Była pewna, że doskonale wiedział, co
przeżywa. Może nawet celowo tak to zorganizował? Miał rację, musi walczyć z nadopiekuńczością.
Piotruś dorasta, a ona powinna stawić czoło tym paraliżującym ją lękom.
***
To, co zobaczyła i przeżyła, było tak niesamowite, że z pewnością nie zapomni tego do końca życia.
Michał miał rację, gdy jeszcze w Polsce opowiadał jej, że jego druga ojczyzna przypomina inną planetę.
Najpierw lecieli nad kamienistym wąwozem, w dole płynęła rwąca, spieniona rzeka. Skały miejscami
pokrywała soczysta trawa, ale prawdziwie piękne były skalne zbocza w bajecznych kolorach: beżu,
brązu, rdzy, aż do czerwieni. Kilka kilometrów dalej zobaczyli spieniony wodospad. Złapała ramię
Michała i z przejęcia wbiła się w niego mocno palcami. Nad wytworzonym pyłem wodnym rozlała się
tęcza. Spojrzał jej w oczy i skinął ze zrozumieniem głową. Huk wodospadu zagłuszał wszystko.
Im dalej lecieli, tym bardziej odmienny ukazywał jej się widok. Skały zmieniły kolor na granatowy,
stalowy, w szczelinach leżały resztki śniegu, aż w końcu zobaczyła jęzor lodowca. Wkrótce wylądowali
w jakiejś zatoce. Michał zachęcił ją do spaceru wzdłuż brzegu, sam chciał pomóc kuzynowi wyładować
skrzynki z towarem. Samochód po nie był już w drodze.
Szła po czarnej kamienistej plaży, wiał silny chłodny wiatr, na szczęście była odpowiednio ubrana.
Powietrze było rześkie i krystalicznie czyste. Spienione fale obmywały piramidy seledynowych
lodowych skał. Wielkie kawały lodu o przedziwnych kształtach i kolorach płynęły w stronę zatoki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates
    /5.php") ?>  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates