WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pani miała wątpliwości?
- Dostanie go za tydzień, na urodziny - przerwał Stefano.
Penelope spojrzała na Cornella.
- Dziękuję za zepsucie niespodzianki. Wzruszył ramionami i
skierował szydercze spojrzenie na rzezbę.
- Statua nieżyciowego człowieka walczącego o przegrane
sprawy. Przyznaję, że to bardzo odpowiednie.
- Powiedz coś jeszcze, Cornell - ostrzegł Stefano -a dostaniesz
to, na co zasługujesz.
Cornell lekko uniósł ręce.
- Nie, dziękuję. %7łeby wam udowodnić, jak jestem hojny, już
mam dla was prezent ślubny.
Penelope cofnęła się o krok.
- Nie potrzebujemy od pana żadnych prezentów.
- Pewnie tak, ale ten prezent dostaniecie, nawet jeśli nie macie
ochoty. Sprawi mi to przyjemność, choć wam niekoniecznie.
Odwrócił się i poszedł do sali balowej.
101
RS
- A ty chciałaś wyjść za tego idiotę - zauważył Stefano z
zaciśniętymi pięściami.
- Nie przypominaj mi. Na szczęście zwyciężył zdrowy rozsądek.
- Chciałaś powiedzieć, że na szczęście wkroczyłem na czas,
żeby cię uratować.
ObjÄ…Å‚ jÄ… i ruszyli do sali balowej.
- Podoba ci się rzezba? - spytała niepewnie.
- Nie.
- Nie?
- %7łartowałem. Jest wspaniała - przyznał. - Znaczy dla mnie
więcej, niż myślisz. Spróbuję jakoś ci się odwdzięczyć.
- Nie chcę rewanżu - zaprotestowała. - Nie dlatego to zrobiłam.
- Wydaje mi się, że wiem lepiej od ciebie, dlaczego to zrobiłaś,
cara mia. Otrzymasz ode mnie dokładnie to samo.
Nim przebrzmiało to zagadkowe zdanie, poprowadził ją do sali
balowej.
Kolejny raz Stefano energicznie wyszedł z windy, spiesząc się
na spotkanie z narzeczoną. Nie zdążył zrobić dwóch kroków, gdy z
najbliższego pokoju wyszedł Loren. Nie wypadało minąć go bez
słowa.
- Witam - Loren powitał go uśmiechem osoby, która nie może
sobie przypomnieć, z kim ma do czynienia. - Czy my się znamy?
- Stefano Salvatore. - Wyciągnął rękę i ukłonił się, oczekując
takiej samej reakcji.
102
RS
Ku jego zaskoczeniu, tak się nie stało. Loren uniósł wysoko
brwi.
- Znam to nazwisko, lecz nie bardzo kojarzÄ™.
- Nasza rodzina zajmuje siÄ™ importem i eksportem. Mamy
siedzibÄ™ po przeciwnej strome ulicy.
- Ach tak, oczywiście. Jesteście znani z tego, że potraficie
zdobyć każdy towar. - Loren uśmiechnął się. - Oczywiście za
odpowiedniÄ… cenÄ™.
- Jeśli nam na czymś bardzo zależy, zwykle musimy za to
zapłacić.
- SÅ‚usznie. Powiedz, Stefano, co ciÄ™ sprowadza na naszÄ… stronÄ™
ulicy? Czy mogę w czymś pomóc?
- Przyszedłem zobaczyć się z pana bratanicą.
- Interesy?
- Raczej sprawy towarzyskie. Widujemy się z Nellie. Może
wspominała?
- Szczerze mówiąc, Stefano, jestem pewien, że mówiła o tobie,
ale zapomniałem. To skutek dbania bardziej o interesy niż o rodzinę.
Od dawna siÄ™ spotykacie?
- Nie, znajomość rozwinęła się dość burzliwie.
- Burzliwy romans z naszą Penelope? - Loren nie krył
zaskoczenia.
Stefano zachichotał.
- Myślę, że sama jest tym zaskoczona.
103
RS
- Cóż, życzę wam szczęścia. Jestem przekonany, że zauważyłeś,
iż to wyjątkowa kobieta.
- Zupełnie wyjątkowa.
- W takim razie nie będę cię zatrzymywał. - Poklepał Stefana po
ramieniu. - Domyślam się, że wiesz, gdzie jest jej gabinet?
- Tak, dziękuję.
Popędził dalej, minął Cindy, otworzył drzwi i zatrzasnął je za
sobą. Penelope najwyrazniej się go spodziewała.
- Daj mi to - zażądał.
- Nie wiem, o czym...
Podszedł do okna i zajrzał za zasłony. Plakat zniknął.
- Co z nim zrobiłaś?
- Zniszczyłam.
- Bujasz.
Odwrócił się i dokładnie obejrzał pokój. Rolka papieru
wystawała spod jednej z poduszek na kanapie.
- Znalazłem!
- Nie, zaczekaj. - Wstała, próbując go powstrzymać. - Jest mój,
Stefano. Nie możesz go zabrać.
- Mogę. To mój prezent i chcę go dostać.
- Nieprawda. Dostałeś lornetkę, a to jest tylko... Odciągnął ją na
bok i chwycił zwinięty plakat.
- Chciałaś mi się odpłacić za historię z bielizną?
- Stefano, to tylko żart. Próbowała zabrać plakat.
- Dopiero jak obejrzÄ™ z bliska.
104
RS
Mimo jej protestów powoli rozwinął papier. Poważna,
ustatkowana Penelope włożyła przysłaną przez niego bieliznę i kazała
zrobić sobie zdjęcie. Klęczała tyłem do aparatu, na długich,
szczupłych nogach miała ciemne pończochy, dalej podwiązki i skąpe
majteczki. Rękami przytrzymywała loki spadające na kark. Było
widać także mały fragment odsłoniętych piersi. Fotografia emanowała
niezwykłą zmysłowością.
- Gdzie do diabła jest stanik? Też był w komplecie. Wskazała
dolną część zdjęcia. Obok jej stóp leżał skrawek jedwabiu i koronki.
- Mam nadzieję, że zachowałaś negatywy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates