WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z tego koszmaru?
- SÅ‚ucham.
- Nie życzyłem sobie, żeby ojciec wrócił i zniszczył to, co zbudowałem przez ostatnie
dwa lata.
Michaił kiwnął głową. Argument wydał mu się całkiem rozsądny.
- Więc ojciec musiał umrzeć. Chciałem tego dopilnować osobiście, żeby mieć pewność.
Ale nadal mogę wam zostawić małe co nieco.
Michaił ledwie oddychał.
- Małe co nieco?
- Okup. Pięć milionów.
- Dlaczego miałbyś to zrobić?
- Wy bierzecie pieniÄ…dze, ja bezpiecznie wracam do domu. To chyba uczciwe?
- Chyba tak.
- Bardzo dobrze. To spójrzcie na drugą stronę zatoki, nad fiordem.
Michaił odwrócił głowę. Na krańcu lodowca płonęła flara.
- Do tej flary przywiązana jest walizka. Za dziesięć minut flara zgaśnie. Na waszym
miejscu postarałbym się dotrzeć tam wcześniej. Inaczej będziecie latami szukać pieniędzy.
Michaił nawet się nie pofatygował, by się rozłączyć. Po prostu rzucił telefon i puścił się
pędem do burty.
- Forsa! - zawołał do Komara. - Tam! Flara! Komar w ułamku sekundy znalazł się przy
nim, w biegu wykrzykując przez radio instrukcje. Musieli odnalezć pieniądze. Kogo obchodzi
tonący Irlandczyk, kiedy można zdobyć pięć milionów dolarów?
Kiedy kula ugodziła Artemisa seniora, Bulwa krzyknął do Holly:
- Ruszaj!
Kapitan Nieduża uruchomiła skrzydła i wzbiła się do góry. Oczywiście, ich
postępowanie urągało wszelkim przepisom, ale Rada, która ongiś niemalże skazała Ogierka za
zdradę stanu, ostatnio dawała mu dużo swobody. Zażądano jedynie, by centaur miał stały
kontakt z ekspedycją oraz by wszyscy jej członkowie zostali wyposażeni w zdalnie sterowane
ładunki zapalające, które niszczyły ludzi i wytwory wróżkowej technologii, kiedy jakiś
funkcjonariusz został ranny lub wzięty do niewoli.
Spuściwszy przyłbicę, Holly uważnie obserwowała wydarzenia na łodzi podwodnej.
Widziała, jak kula trafia Artemisa seniora w ramię, a impet rzuca go na większego Rosjanina.
W jej polu widzenia pojawiła się krew, dostatecznie ciepła, by rozpoznał ją termowykrywacz.
Holly musiała przyznać - wybieg wyglądał nader przekonywająco. Czyżby plan Artemisa
istotnie miał się powieść? Czyżby Rosjanie dali się oszukać? W końcu ludzie zazwyczaj widzą
to, co chcą zobaczyć.
Lecz wówczas zdarzyło się coś strasznego.
- Wpadł do wody! - krzyknęła Holly do mikrofonu w kasku, równocześnie
maksymalnie otwierając przepustnicę skrzydeł. - %7łyje, ale nie wytrzyma długo, jeśli go zaraz
nie wyciÄ…gniemy!
Bezszelestnie prześliznęła się nad połyskliwym lodem, dla większej prędkości
krzyżując ręce na piersi. Poruszała się zbyt szybko, by dostrzegło ją ludzkie oko; mogłaby
uchodzić za cień ptaka lub fokę, na moment wynurzającą się z fal. Wkrótce zamajaczył przed
nią okręt podwodny.
Tymczasem Rosjanie pośpiesznie opuszczali pokład Tajfuna, łomocząc butami i
ślizgając się na drabinkach. Na lądzie działo się to samo - ludzie wyskakiwali z ukrycia i pędzili
z chrzęstem przez zamarzniętą tundrę. Pewnie komendant wystrzelił flarę, pomyślała Holly.
Teraz Błotniaki jak szalone rzucą się szukać swoich cennych pieniędzy, które i tak rozpłyną się
po upływie siedemdziesięciu dwóch godzin. Akurat zdążą je dostarczyć szefowi. O co zakład,
że znikające pieniądze nie dadzą mu zadowolenia?
Holly przeleciała tuż ponad kadłubem okrętu, chroniona przed promieniotwórczością
przez kombinezon i kask. Wreszcie dotarła do kiosku, który osłaniał ją od północnego brzegu,
wzbiła się do góry i, dodając gazu, zawisła nad dziurą w lodzie, do której wpadł człowiek.
Komendant coś mówił jej do ucha, lecz nie odpowiedziała. Miała mnóstwo roboty i ani chwili
do stracenia.
Wróżki nie znoszą chłodu. Po prostu go nienawidzą. Niektóre z nich czują taką odrazę
do niskich temperatur, że nie chcą nawet jeść lodów. Holly zrobiłaby wszystko, by uniknąć
zanurzenia choćby palca w lodowatej, promieniotwórczej wodzie, ale jakie miała wyjście?
- D Arvit - zaklęła i dała nura do morza.
Mikrowłókna w jej kombinezonie częściowo izolowały ją od zimna, ale nie potrafiły
całkowicie go wyeliminować. Holly wiedziała, że ma tylko kilka sekund, zanim spadek
temperatury spowolni jej reakcje i spowoduje wstrzÄ…s termiczny.
Pod sobą dostrzegła nieprzytomnego człowieka, bladego niczym duch. Dodała gazu z
trudem manewrując skrzydłami - zbyt wielki odrzut, a popłynie zbyt głęboko, zbyt mały, a nie
zdoła dotrzeć do tonącego. Przy tej temperaturze miała tylko jedną szansę.
Otworzyła przepustnicę. Silnik zabrzęczał i pchnął ją dwadzieścia metrów w głąb.
Doskonale. Chwyciła bezwładnego Fowla seniora wpół i szybko przypięła go do pasa
Moonbelt. Pilnie potrzebował zastrzyku czarodziejskiej mocy, im prędzej, tym lepiej.
Holly spojrzała w górę i odniosła wrażenie, że dziura w lodzie się zamyka. Kolejna
przeszkoda? Komendant wrzeszczał jej coś do ucha, ale nie słuchała go, skupiona na powrocie
na suchy lÄ…d.
Pajęczyna kryształków lodu zasnuwała dziurę wzdłuż i w poprzek. Ocean uparł się, by
ich nie wypuścić.
Nic z tego, pomyślała Holly, kierując ku powierzchni spiczasty czubek kasku. Dodała
maksymalnie gazu, aż odrzut wyniósł ją nad lód. Wraz z ładunkiem zatoczyła łuk w powietrzu
i ciężko upadła na rowkowany przedni pokład okrętu.
Twarz człowieka miała barwę otaczającego ich pejzażu. Holly jak drapieżny stwór
wskoczyła na jego pierś i odsłoniła rzekomą ranę. Po pokładzie rozlała się krew. Była to jednak
krew Artemisa juniora pobrana z jego ręki, a następnie sprężona w kapsułce Hydrozji. Przy
uderzeniu pocisk pękł, tryskając wokół szkarłatnym płynem i robiąc wielce przekonujące
wrażenie. Niestety, nasi bohaterowie nie przewidzieli, że zakładnik zostanie wrzucony do
lodowatych wód Arktyki.
Mimo że kapsułka nie przebiła skóry, stan pana Fowla wciąż był grozny.
Termowykrywacz Holly wskazywał niepokojąco wolne i słabe tętno. Elficzka położyła dłonie
na klatce piersiowej człowieka.
- Uzdrawiaj - szepnęła. - Uzdrawiaj.
I z jej palców popłynęła czarodziejska moc.
Artemis, który nie widział ratunkowej akcji Holly, nie przestawał się zadręczać. Czy
postąpił właściwie? A jeśli kapsułka Hydrozji zraniła ojca? Jakże spojrzy matce w oczy?
- Och, nie - szepnÄ…Å‚ Butler.
Artemis w okamgnieniu znalazł się przy jego boku.
- Co się stało?
- Twój ojciec wpadł do wody. Rosjanin go wypchnął.
Chłopiec jęknął. Tutaj woda była równie śmiercionośna jak kula. Właśnie czegoś w tym
rodzaju się obawiał.
Bulwa, który śledził manewry kapitan Niedużej, oznajmił:
- Dobrze, Holly jest już nad wodą. Holly, widzisz go?
Zamiast odpowiedzi w słuchawkach rozległ się jedynie szum.
- Kapitan Nieduża, jaka jest sytuacja? Odpowiadaj! Nic.
- Holly?
Nie odpowiada, bo jest już za pózno, pomyślał Artemis. Nie może nic zrobić, by ocalić
ojca, a to wszystko moja wina. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates