WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jasona i Kanteli.
- Gdzie jesteśmy? - spytał ponownie.
- Powiem ci, jak znajdziemy się na pokładzie - odparł zwięzle Jason. Gdy szli tak obok
siebie, a Jason patrzył na statek, wyraz twarzy Nekromanty przywiódł Paulowi na myśl ostrze
no\a. Kantela nic nie mówiąc opuściła wzrok na spieczoną, pozbawioną trawy powierzchnię pola
startowego. Paul patrząc na nią poczuł nagły przypływ smutku.
Pomyślał o tym, \e istoty ludzkie pozostają tak odległe od siebie ciałem i duszą, jakby
były przykute do nie zazębiających się trybów machiny przeznaczenia. I nagle, zupełnie
nieoczekiwanie odkrył ze zdumieniem, \e w całym Wszechświecie istnieje jeden tylko gatunek,
który stara się przełamać granice dzielące jednych od drugich - gatunek ludzki.
Zwiadomość tej prawdy eksplodowała w umyśle Paula niczym torebka magnezji przed
człowiekiem, który bezgwiezdną nocą zagubił się w opustoszałym mieście. Taki błysk oślepia
raczej, ni\ rozjaśnia drogę, pozostawia on jednak na siatkówce oczu nocnego wędrowca wyrazną
pozostałość obrazu najbli\szej okolicy. Z umysłem wolnym od innych problemów, Paul jak
automat wszedł do tunelu znajdującego się u podstawy płyty startowej. Potem podjechał w górę
windą i nie zwracał uwagi na otoczenie, dopóki wycie wachlarzy napędu atmosferycznego nie
przywróciło go rzeczywistości. Ocknął się, by stwierdzić, i\ znajduje się w kabinie pasa\erskiej i
siedzi w fotelu redukującym skutki przyspieszenia. Przed sobą widział czubek pokrytej czarnymi
kędziorami głowy Jase'a, która wystawała nieco ponad zagłówek fotela. Z lewej na tle
walcowatej ściany kabiny dostrzegł profil Kanteli.
Statek uniósł się w górę. Po paru sekundach dzwięk wachlarzy zanikł w narastającym
grzmocie silników rakietowych, które ryczały coraz głośniej, a\ w końcu ucichły. Wkrótce
rozjaśnił się przestrzenny ekran na przodzie kabiny. Paul spoglądając w to niby-okno ujrzał
odrywający się od kadłuba pierścień silników atmosferycznych. Pomknęły w dół, niczym
ogromny ptak, pikujÄ…cy z gracjÄ…, ku oplecionej koronkÄ… chmur powierzchni Ziemi.
- Wszyscy pasa\erowie proszeni są o zajęcie miejsc w fotelach - rozległo się wezwanie z
głośnika, umieszczonego gdzieś nad głową Paula. - Wszyscy pasa\erowie...
Fotele drgnęły i przechyliły się do poziomu. Dookoła ciała Paula napęczniały poduszki
amortyzujące. Nastąpił moment ciszy i zaskoczyły silniki marszowe. Ich potę\ny ciąg pchnął
pękaty kadłub statku, wraz z Kantelą, Jase'em, Paulem i innymi prosto w gwiazdy.
Rejs na Merkurego trwał pięć dni. Na statku, pomiędzy poło\oną na dziobie kabiną
pilotów a przedziałem napędowym znajdującym się na rufie, rozciągały się cztery poziomy
załogowe. Dwa z nich udostępniono pasa\erom. Ze względu na przepisy rządowe, poproszono
ich o za\ycie na czas lotu łagodnego środka usypiającego. Kantelą pogrą\yła się we śnie wraz z
trójką pozostałych pasa\erów, których Paul nie znał. Jase zniknął w sekcji przeznaczonej dla
załogi i podczas pierwszych czterech dni rejsu Paul w ogóle go nie widywał. Poniewa\ zaś
Kantelą działanie środka nasennego wsparła swą nie skrywaną niechęcią do jakichkolwiek
kontaktów z Paulem, Paul raz jeszcze musiał pogodzić się z samotnością.
Z powodu nietypowej kombinacji reakcji psychicznych i chemicznych, środek nasenny
unieruchamiając ciało Paula, wzmógł wyrazistość jego myśli. Jase zniknął, zanim Paul zdą\ył go
o cokolwiek spytać, jednak wysoki, trzymający się prosto mę\czyzna, zajmujący fotel za Paulem,
zareagował na jego pytania.
- Operacja Odskocznia - wyjaśnił zwięzle. Obrzucił Paula niemal wrogim spojrzeniem
oczu, patrzących znad równo przystrzy\onych, siwych wąsów, które kontrastowały z opaloną na
ciemny brąz twarzą. - Słyszałeś chyba o projekcie dotarcia do planet Arktura? Jesteś
czeladnikiem, prawda?
- Owszem - odparł Paul.
- Chłopcze, spytaj swego mistrza! On ci odpowie. Któ\ to taki? Nekromanta Warren?
Rozbawiony tym, \e ktoś zwraca się doń per  chłopcze , co ostatni raz miało miejsce
przed ukończeniem przez niego czternastego roku \ycia, Paul skinął głową.
- Owszem - potwierdził. - Czy i ty równie\ jesteś Nekromantą?
- Nie, nie - odparł tamten. - Jestem Socjologiem, oni tak nazywają  nieutytułowanych .
Nie miałem cierpliwości do tych bzdetów. Ale dla młodego człowieka, takiego jak ty, to piękna
sprawa... - nieoczekiwanie spochmurniał. Jego białe wąsy gniewnie się naje\yły. - Wielka
sprawa!
- Nekromancja? - spytał Paul.
- Wszystko. Dosłownie wszystko. Pomyśl o naszych dzieciach... I dzieciach ich dzieci.
Z fotela ustawionego po tej samej stronie przejścia, co fotel Paula, wychylił się
mę\czyzna, który wyglądał na rówieśnika siwego wąsacza.
- Heber! - odezwał się surowo.
- Dobrze ju\, dobrze - odparł wąsacz, kryjąc się w swym fotelu. - Masz rację, Tom.
Chłopcze, nie mnie zadawaj pytania. Pytaj swego mistrza. Ja zaś zajmę się moimi medytacjami -
sięgnął po coś do schowka w poręczy fotela, a Paul się cofnął w głąb własnego kokonu.
I tak miał mnóstwo spraw do rozwa\enia. Pozwolił, by jego umysł sam wybrał niektóre z
nich.
Był to typ rozmyślań nierozłącznie związany z przyjemnością. Paul pojął dopiero
niedawno, \e byłaby ona częściej osiągalna, gdyby na przeszkodzie nie stało bezwzględne
dą\enie do sukcesu. Teraz dorazne \yciowe cele i sposoby ich osiągania przestały zajmować
uwagę Paula. Dzięki temu mógł oddać się przyjemności puszczania myśli luzem w wielkim,
mrocznym labiryncie wiedzy o sobie. Nie było to zajęcie dla tych, którzy w ciemnościach łatwo
wpadają w panikę. Jednak ci, co nie znają strachu i mają koci wzrok, chętnie wyruszają, by
błąkać się po tych posępnych korytarzach, dopóki z cieniów nie wyłonią się kształty, z kształtów
plan, a z planu pierwotny zamysł i zasada działania. Dopiero wtedy, gdy wędrowiec przyswoi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates