|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
licznych salach muzeum. Kiedy mijali salę renesansową, Kat zauważyła, że wróciła ona do łask. Przed ostatnim dziełem Leonarda da Vinci gromadzili się turyści, jakby świat odzyskiwał równowagę i wszystko wracało na swoje miejsce. - A tu mamy Anioła wstępującego do nieba autorstwa Leonarda da Vinci - mówił kilka metrów dalej przewodnik. - Zakupiony przez samą Veronikę Henley w 1946 roku, jest powszechnie uważany za jedno z najcenniejszych dzieł sztuki na świecie - a zdaniem pani Henley za najcenniejsze. Kiedy na krótko przed śmiercią dziennikarze pytali ją, które dzieło wolałaby mieć w swoich zbiorach, Anioła czy Monę Lisę, pani Henley odpowiedziała: Niech Luwr zatrzyma sobie damę Leonarda, ja mam jego anioła". Grupa przeszła dalej, a Kat podeszła do obrazu. - Kusi? - spytał Nick. Czy obraz był piękny? Owszem. Czy był cenny? Bardzo. Ale kiedy tak stała i patrzyła na jedno z najważniejszych malowideł świata, sama się zdziwiła, jak niewielką czuła pokusę. I to nie dlatego, że cel był niemal nieosiągalny i właściwie nie dałoby się go odsprzedać, nawet na czarnym rynku. Nie kierowały nią żadne powody, które mógłby wymienić dobry złodziej. Kat stwierdziła - a może tylko miała nadzieję - że jej powody wynikały z tego, że była dobrym człowiekiem. - Ale ty już masz na koncie duże zdobycze, co? - spytał Nick. Wzruszyła ramionami. - Duże to dość względne określenie. - Ty i twój ojciec obrobiliście w zeszłym roku Tokyo Exchange Center, prawda? - Uśmiechnęła się, ale nie odpowiedziała. - Skok na ambasadę w Paryżu... - O co chcesz spytać, Nick? Dopiero po minucie pokręcił głową i powiedział: - Skąd przekręt w Colgan? - To nie był przekręt. To było bardziej... życie? - Nick patrzył na nią pustym wzrokiem, więc dodała: - Poszerzanie horyzontów myślowych. Nick się roześmiał. - A czego w takim miejscu mógłby się nauczyć ktoś taki jak ty? Te dzieciaki to zwykłe... dzieciaki. - Tak. - Kat nie zatrzymała się. - I o to właśnie chodziło. - Proszę spojrzeć, panie Hale, oto skrzydło, w którym zamieszkałby pański Monet. - Hale patrzył, jak Gregory Wainwright rozkłada szeroko ręce, jakby cała ściana była do wzięcia. Oczywiście widywał już wcześniej taki gest. Sam gest przypuszczalnie sprawiał, że to, co do wzięcia", było dla niego tak pociągające. - Gościliśmy już najwspanialsze dzieła sztuki od najwspanialszych rodów na świecie - ciągnął dyrektor, a Hale odwrócił się i zaczął przyglądać wspaniałej przestrzeni, trochę jakby znudzony. Aż biła od niego obojętność. Przychodziło mu to aż za łatwo - w końcu grał tę rolę od urodzenia. Ale nagle dyrektor spojrzał na zegarek i powiedział: - Och, proszę spojrzeć, która godzina. - Hale poczuł, że dyrektor traci zainteresowanie. - Proszę mi powiedzieć, panie... Worthinghton. - Hale wskazał bardzo ładnego Maneta. - Jaką mam pewność, że mój obraz nie zostanie w żaden sposób zniszczony? Dyrektor parsknął śmiechem, po czym odwrócił się i spojrzał na stojącego obok chłopca. - To Henley, młody człowieku. Stosujemy wyłącznie najwyższej klasy zabezpieczenia... - W godzinach otwarcia na salach są zawsze przewodnicy i strażnicy? - Tak. - Protokół antywłamaniowy Międzynarodowego Stowarzyszenia Muzeów? - spytał Hale, gdy mężczyzna szedł już w stronę drzwi. - Złoty poziom? Dyrektor wyglądał na urażonego. - Platynowy. - Tabliczki magnetyczne powiązane z czujnikami przy każdym wyjściu? - Naturalnie. - Dyrektor się zatrzymał. Po raz pierwszy podczas ich spotkania Gregory Wainwright odważył się spojrzeć na swojego gościa tak, jakby był jednym z wielu irytujących nastolatków. - Skoro mowa o zabezpieczeniach, obawiam się, że mam o dziesiątej dość pilne spotkanie z kierownikiem ochrony. W słuchawce Hale usłyszał, jak Kat pyta o to, co tak naprawdę chciał wiedzieć: - Jesteś gotowy na towarzystwo, Simon? - Pięć minut - odpowiedział Simon z sąsiedniego skrzydła. Dyrektor mówił dalej: - Mogę pana zapewnić, że nasz dział zakupów dostosuje się do wszelkich pańskich życzeń, jeśli więc jest pan gotów na dopełnienie formalności, może powinniśmy... - Ale ja nie jestem tu dla żadnych formalności. - Hale stanął na drodze dyrektorowi, grając na zwłokę i przyglądając się pięknemu Pissarowi w sposób, który sugerował, że miał w domu dwa razy ładniejszy obraz. Co było akurat prawdą. Dyrektor muzeum roześmiał się z zakłopotaniem. - Przepraszam pana. Miałem wrażenie, że chciałby pan umieścić należącego do pańskiej rodziny Moneta na gościnnej wystawie w Henley? - Nie - odpowiedział krótko Hale, stanął przed mężczyzną i zatrzymał go, ale tylko na chwilę. - Nie chcę umieszczać należącego do mojej rodziny Moneta w Henley. - Przepraszam, panie Hale. Obawiam się, że nie rozumiem. Przyszedł pan ze względu na... - zachęcił dyrektor.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|
|
|