[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie, otrzyma pani pięćdziesiąt funtów rocznie, co jest bardzo hojną zapłatą. - Dobrze - szepnęła, nie chodziło jej przecież o pieniądze. - Proszę się teraz przygotować. Zaprowadzę panią, żeby pani poznała Sama. - Teraz? W nocy? - niemal wykrzyknęła. Spojrzał na nią drwiąco. - Już pani narzeka? - Nie, ale... - Nie mieszkam w Cairncross. O wszystko dba mój plenipotent. - Z wyniosłą miną skrzyżował ręce na piersiach. - Jutro wracam do Londynu. Nie będę tracił dnia przez guwernantkę. Spojrzała na niego i wewnętrznie się zjeżyła. Nie podobało jej się, że zmusił ją do grania roli guwernantki. Nagle się roześmiał. - Panno Benjamin, czy ktoś już pani powiedział, że ma pani niezwykłe oczy? Kryje się w nich coś. Jakaś tajemnica. Pragnę rozwiązać tę zagadkę. Otworzyła usta, by mu coś odpowiedzieć. Nie miał najmniejszego prawa robić żadnych tego typu uwag. Ale nim zdążyła się odezwać, ujął jej rękę i wyprowadził z gabinetu. 6 Aleksandra zapamiętała na zawsze tamtą noc, kiedy Newell prowadził ją ciemnymi korytarzami zamku Cairncross, trzymając mocno jej drobną dłoń. Kiedy wychodzili z biblioteki, wziął kandelabr i teraz dzierżył go przed sobą niczym berło, a migotliwe światło tworzyło diabelskie cienie na wilgotnych ścianach. Dobrze zapamiętała, ile otuchy dawał uścisk jego ciepłej ręki, gdy kroczyła ponurym labiryntem zamku Cairncross. %7ływa dusza nie zakłócała martwej ciszy zalegającej kamienne korytarze. Cała służba udała się już na spoczynek. Nie spali tylko ona i Newell. Jego lordowska mość górował nad nią wzrostem jak tamci stalowi rycerze w zamkowym westybulu. Był potężnym mężczyzną, urodzonym najezdzca, a nie na pasażera powozu. Był stworzony, by żyć wśród dzikich, nawiedzanych przez duchy wrzosowisk Yorku, a nie pośród zakurzonych, eleganckich ulic Londynu. Miała wrażenie, że idą tak korytarzami już kilka kilometrów, kilka razy chciała szepnąć: Wasza lordowska mość... , ale tego nie zrobiła. Nie mogła znieść myśli, że mógłby puścić jej dłoń. Bez tego ciepłego uścisku sama musiałaby stawić czoło ciemnościom Cairncross. - To tutaj - stwierdził, kiedy w końcu dotarli do korytarza z rzędem rzezbionych, dębowych drzwi z okresu Restauracji. Zaczęło do niej docierać, że jeśli tylko się znało historię architektury angielskiej, można było dokładnie określić, jak rozbudowywano Cairncross. - Może śpi, milordzie - szepnęła zaniepokojona. Newell spojrzał na nią, jakby ważył w myślach jej uwagę. Jego usta wykrzywiły się w szatańskim uśmiechu. - Lepiej, żeby zobaczył panią w takim stroju, panno Benjamin. Teraz wygląda pani jak dziewczynka. Jutro będzie pani wyglądała jak kobieta, więc może zareagować inaczej. Strach ściął jej krew w żyłach. - Mówi pan zagadkami, milordzie - odezwała się z wahaniem, niepewna, czy istotnie pragnie się dowiedzieć, co znaczą jego słowa. - Owszem - powiedział, delikatnie popychając drzwi, za którymi panował mrok. Przeszła pod wyciągniętą ręką Newella i znalazła się w sypialni. Nawet w nikłym świetle kominka widać było, że pokój urządzono wytwornie. Bogato rzezbione łoże spowite adamaszkiem zdawało się przeznaczone dla księcia. - Jest tam. Przy kominku. - Newell ujął ją pod brodę i zwrócił jej głowę w tamtą stronę. Dostrzegła samego księcia siedzącego w fotelu. Z profilu wyglądał niemal identycznie jak brat. Miał jasne włosy i odznaczał się potężną posturą, tak jak Newell. Gdyby nie trochę inny kształt nosa, można by go wziąć za samego Newella. - Proszę do niego przemówić. Proszę się przedstawić. 20 Spojrzała na Newella. Wszystko w tym spotkaniu było niezwykłe. Wystawiał ją na próbę. Chciał, żeby straciła panowanie nad sobą. Zapewne dlatego wezwał ją o północy do swego gabinetu, to wyjaśniało wszystko - prócz motywów, którymi się kierował. - Chyba nas nie widzi, milordzie... - Czekała na odpowiedz Newella, jednocześnie pragnąc, by dostrzegł groteskowość całej sytuacji i pozwolił jej wyjść. - Proszę podejść i przemówić do niego. Jeśli to pani zrobi, może jutro będzie pani z tego zadowolona. Może panią zapamięta. - Newell cofnął się na próg pokoju. Z wyniosłym wyrazem twarzy skrzyżował ręce na piersiach. Zrezygnowana odwróciła się do młodzieńca siedzącego w fotelu. Samuel miał na sobie brokatowy szlafrok w takim samym odcieniu starego złota jak jego włosy. Wyglądał, jakby przed chwilą wziął kąpiel. Spojrzała na starannie ułożoną pościel na jego łóżku. Prawdopodobnie służący przygotował swego pana do snu. Samuel żył jak dziecko, więc podświadomie spodziewała się, że zobaczy dziecko. Była skonsternowana widokiem dorosłego mężczyzny, równie przystojnego i postawnego jak jego brat. Wolno zbliżyła się do niego, zażenowana, że jest bosa i owinięta szlafrokiem. Jej wygląd nie wzbudzał respektu, a kiedy stanęła przed siedzącym olbrzymem, wydała się jeszcze drobniejsza. W tamtej chwili bardzo odczuwała brak czegoś, co przydałoby jej choć odrobinę autorytetu. - Samuelu - powiedziała cicho, łagodnie. Mężczyzna spojrzał na nią. Był tak podobny do Newella, że gdyby nie jego nieobecny wzrok, można by się pomylić. - Wiem, że jest pózno... - szepnęła, nie mogąc się pozbyć uczucia skrępowania. Podobieństwo braci było uderzające. - Samuelu, nazywam się Aleksandra Benjamin. Lord Newell zatrudnił mnie, żebym cię uczyła i opiekowała się tobą. - Wyciągnęła drżącą dłoń, ciekawa, czy ją uściśnie... Samuel Newell przez chwilę wpatrywał się w skupieniu w jej rękę. Przechylił lekko głowę i przez moment widziała w jego łagodnych oczach coś, co świadczyło, że chce ją uścisnąć. Ale błysk zainteresowania zniknął równie szybko, jak się pojawił. Po chwili mężczyzna skulił się i znów utkwił tępy wzrok w ogniu płonącym na kominku. - Uściśnij jej dłoń, Sam. Bądz dżentelmenem - zachęcał go Newell. Spojrzała na lorda Newella. Na jego twarzy malowały się chłód i bezwzględność, nie można było na niej odczytać nawet śladu cierpliwości, czy łagodności. Odniosła wrażenie, że zaraz podejdzie do Sama i zmusi go, by mówił i
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|