[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szpitalu. O ile dasz radę wpaść rzekłam, marząc tylko, żeby zostać sama. Mam zadzwonić do Iony? Nie! zaprzeczyłam. Roześmiał się, wydając krótkie, urywane dzwięki, zupełnie jak Tolliver. Nie obraz się, ale jesteś bardzo zależna od mojego syna. Celność tej oceny wzbudziła we mnie gwałtowny gniew. Tolliver jest moim kochankiem i moją rodziną. Trzymamy się razem od wielu lat. W ciągu których cię nie było. Ale powinnaś być trochę bardziej samodzielna oświadczył Matthew pewnym tonem osoby, która miała do czynienia z terapią. A ponieważ starał się mówić łagodnie, rozzłościło mnie to jeszcze bardziej. Może nie jestem nie wiadomo kim, ale wbrew pozorom nie jestem aż tak krucha. A jeśli nawet, to Matthew nic do tego. Nie masz prawa mówić mi, jak mam żyć i jaka mam być. W ogóle nie masz żadnych praw wobec mnie, nigdy ich nie miałeś i nie będziesz miał. Doceniam to, że nam dzisiaj pomogłeś. Cieszę się, że wreszcie zrobiłeś coś dla swojego syna, szkoda tylko, że musiał zostać do tego postrzelony. A teraz już idz, muszę wziąć prysznic. Wsunęłam kartę w czytnik i drzwi otworzyły się, ukazując wnętrze. Zapalone lampy wypełniały pokój przyjemnym światłem w środku było ciepło, a przy łóżku stały nasze bagaże. Matthew kiwnął głową i odszedł bez słowa. Na szczęście. Spojrzawszy na torbę Tollivera, zaczęłam płakać, ale zmusiłam się, aby iść do łazienki. Zrzuciłam zakrwawione ubranie i wzięłam prysznic, ostrożnie myjąc pokaleczone ciało. W końcu założyłam piżamę. Zadzwoniłam do szpitala, ale stan Tollivera nie zmienił się. Przypomniałam pielęgniarkom, żeby dzwoniły, gdyby cokolwiek się wydarzyło. Wstawiłam telefon do ładowarki, położyłam się i czekałam, aż zadzwoni. Nie zadzwonił. Nie zadzwonił przez całą noc. Rankiem, zahaczywszy o McDonalda, zdałam sobie sprawę, że muszę skontaktować się z Iona. Inaczej dowie się wszystkiego z gazet. Nie spodziewałam się po niej niczego szczególnego, a poza tym sama konieczność opowiadania się komukolwiek wydała mi się dziwaczna. Przywykliśmy z Tolliverem liczyć tylko na siebie. Gdybyśmy nie znajdowali się w ich miejscu zamieszkania, w ogóle nie brałabym pod uwagę informowania Iony o incydencie. Do szpitala dotarłam wcześnie. Zajrzałam do sali, ale Tolliver nadal spał, więc wróciłam do poczekalni, żeby zadzwonić. Zasięg w budynku był dość słaby, dlatego wyszłam na zewnątrz, dołączając do grupki palaczy. Dzień był chłodny, ale pogodny, a niebo zachwycało czystym błękitem. Zerknąwszy na zegarek, doszłam do wniosku, iż jest szansa, że Iona nie poszła jeszcze do pracy. Ciotka nie była zachwycona porannym telefonem, tym bardziej ode mnie. Wczoraj wieczorem Tolliver został postrzelony oświadczyłam bez wstępów. Po drugie stronie zapadło chwilowe milczenie. W jakim jest stanie? odezwała się w końcu ciotka, nadal naburmuszona. Wyzdrowieje. Leży już na zwykłej sali, w szpitalu God's Mercy. Miał operację obojczyka. Lekarz uważa, że będzie mógł wyjść za dwa, trzy dni. Dobrze. Chyba nie powinnam teraz mówić o tym dziewczynkom. Zresztą. Hank i tak zabrał je już do szkoły. Powiem im, jak wrócą. Jak ci pasuje. Muszę zadzwonić do Marka. Na razie. Zatrzasnęłam telefon rozżalona i zła. Nie żebym chciała przysporzyć siostrom zmartwień, szczególnie po wczorajszych wydarzeniach na wrotkowisku. Po prostu drażniło mnie, że każdy kontakt z nimi był cenzurowany i wymagał przejścia obok trolla pilnującego mostu wiodącego do dziewczynek. Ech, chyba wykazywałam się daleko idącą niewdzięcznością, stosując takie porównanie wobec Iony. Powinnam się cieszyć, że ona i Hank na co dzień okazywali ogromną cierpliwość, jaka była przecież niezbędna do wychowywania dzieci pochodzących z patologicznej rodziny. Mimo to utrzymywanie z nią poprawnych relacji było istną orką na ugorze. Po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że Tolliver może mieć rację w kwestii ograniczenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|