|
|
 |
|
 |
 |
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chciała umrzeć. Po co zgodziła się na to wszyst- ko? Trzeba było zaakceptować własną brzydotę. Słyszała kroki biegnącego za nią człowieka, któ- ry wołał ją po imieniu, lecz tylko przyspieszyła kroku. Zaczepiła obcasem o nierówność ścieżki i spróbowała chwycić się poręczy, by nie stracić równowagi. Ktoś okazał się szybszy. To książę ujął ją za ramię. - Zaczekaj. Co się stało? Spróbowała się uwolnić, lecz mężczyzna trzy- mał w żelaznym uścisku. - Odejdz! Zostaw mnie! - wybuchnęła. Na twarzy Rica odmalowało się zaskoczenie i rozbawienie. - Stało się coś złego? - A jak myślisz? Wszystko poszło zle! Lizzy próbowała się odwrócić, lecz książę stał za blisko, więc próby spełzły na niczym. Przez chwilę nic nie mówił, tylko spoglądał na nią niero- zumiejącym wzrokiem. Potem wyraz twarzy za- czął mu się zmieniać, co dziewczyna obserwowała z niedowierzaniem. Poczuła, że ogarnia ją fala S R ciepła. Puls zaczął bić szybciej. Zdała sobie spra- wę, że zatrzymał ją, ponieważ... Zwiat zamarł w bezruchu. Wzrok księcia po- zbawiał Lizzy oddechu. Odwzajemniła spojrzenie. - Nie patrz tak na mnie - powiedział cicho. - Jeśli nie przestaniesz, ja... - Mamusiu, mamusiu! - Dobiegł ich głos Be- na, więc odsunęli się gwałtownie. - Nic mu nie jest. Powiedziałem, by został na miejscu - uspokoił Rico i wziął głęboki oddech. - Mamo! Wujku! - Idę! - zawołała drżącym głosem. - Ja też! - dorzucił Rico. Jeszcze raz spojrzał na Lizzy i odwrócił wzrok, uznając, że to niebezpieczne. Może pózniej... coś więcej niż spojrzenie, po- myślał. Przepełniała go euforia, gdy szedł w stronę tarasu. Zwiat mógł teraz stanąć na głowie, a pewnie by tego nie zauważył. Wszystko straciło ważność, bo zaszło coś niezwykłego. Nie potrafił tego wy- tłumaczyć, lecz pragnął, by trwało. - Jesteśmy - oznajmił, gdy wrócili do chłopca. - Gdzie mama? - Tutaj. Dziewczyna stała tuż za nim. Czuła własne szybko bijące serce i wiedziała, że nie wiąże się to z pośpiechem. Mały przyjrzał się jej uważnie. S R - Nowa sukienka? - zapytał. Lizzy skinęła głową. - Aadnie wyglądasz. Jak panie z żurnala. Rico objął chłopca i wyjaśnił: - Tak wygląda nowa mama. Masz rację, pięk- nie wygląda. Aż... dech zapiera. Przez moment obserwował niedowierzanie ma- lujące się w oczach dziewczyny. - To prawda. Nie mogę uwierzyć... że to wszyst- ko... było dotąd ukryte. Nie powinnaś już nigdy więcej chować się przed światem - rzekł. Jeszcze raz spojrzał na Lizzy, przesyłając spoj- rzeniem jasną informację. Potem gwałtownie od- wrócił głowę i powiedział do Bena: - Czas na herbatę. S R ROZDZIAA DZIEWITY Dziewczyna nie bardzo wiedziała, co się z nią dzieje. Mechanicznie nalewała herbatę ze srebr- nego dzbanka, podczas gdy Ben usiłował nawi- nąć spaghetti na widelec. Taras tonął w promie- niach zachodzącego słońca. Gzuła się tak, jakby sama stała się cząstką pięknego popołudnia i z przyjemnością poddawała się temu nastrojo- wi. Znad filiżanki spoglądała od czasu do czasu na siedzącego przy stole mężczyznę. Rico popi- jał aromatyczną kawę, odpowiadając na niezli- czone pytania chłopca. Był wyraznie w świet- nym humorze. Czasem odwzajemniał spojrzenia dziewczyny, co przenikało ją dziwnym drże- niem. Przestała się czymkolwiek przejmować. Nie chciała niczego analizować ani rozumieć. Pragnęła jak najdłużej pozostać w miłym oszołomieniu. Po herbacie zagrali w karty. Rozgrywkę wypeł- niały okrzyki Bena i Rica, którzy ciągle wygrywa- li. Jednak nawet w ferworze gry książę rzucał S R Lizzy znaczące spojrzenia, które wprawiały ją w stan euforii, co tylko podkreślało teraz jej urodę. Mężczyzna ciągle wracał do niej wzrokiem. Wyraznie jej pragnął i nie zamierzał temu zaprze- czać. Własne ciało sygnalizowało mu to aż nadto dobitnie. Ciągle nie mógł uwierzyć w tak cudowne przeistoczenie. Pomyślał, że odtąd nie pozwoli jej niczego przed sobą ukrywać. Z trudem panował nad swoimi reakcjami. Wiedział, że nie powinien się spieszyć. Dziewczyna potrzebowała czasu, więc należało działać powoli. Jeszcze raz na nią spojrzał. Doskonale wiedział, jakie robi na Lizzy wrażenie, zauważył, że drżą jej ręce przy podnoszeniu kart. Odbierała jego wzrok jak delikatną pieszczotę. Co się ze mną dzieje, pytała w myślach i nie zamierzała tego powstrzy- mywać. Rico działał na nią od chwili, gdy zoba- czyła go w Kornwalii. Wtedy ją to krępowało, wydawało się bowiem groteskowe. Jednak w ostat- nich dniach książę bardzo starał się być dobry, uprzejmy, cierpliwy. Prowadzili całkiem zwyczajne rozmowy, o Be- nie, posiłkach, wypoczynku na plaży. Przestała
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|
|
|