[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W Pakistanie są szkoły koraniczne tak\e dla dziewcząt. Ju\ wcześniej du\o o nich słyszałam - \e przez sześć dni w tygodniu czyta się tam od rana do nocy Koran, \e setki dziewczyn tłoczą się w ciasnych pomieszczeniach i nie mają \adnej swobody. Ze wszystkiego, czego się dowiedziałam, wynikało, \e nie ma dla dziewcząt innych zajęć, jak tylko zagłębianie się w pisma Mahometa. Mówiono mi, \e we wszystkich tych szkołach jest złe jedzenie, warunki higieniczne są przera\ające, a uczennice się bije. Były to wylęgarnie twardogłowych konserwatystek - a ja, chocia\ byłam wówczas wierzącą muzułmanką, za taką na pewno nie mogłam się uwa\ać. Kiedy weszliśmy do budynku szkolnego, ju\ na pierwszy rzut oka potwierdziły się wszystkie opowieści, jakie doszły IV do moich uszu. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak sobie wyobraziłam. Widziałam kilkadziesiąt dziewczyn w śalvar kamiz, z których większość chowała włosy pod cza-dorem. Nikt się nie śmiał, nikt nie rozmawiał, panowała wręcz upiorna cisza. Poszliśmy do kierownika szkoły, któremu ciotka wyj aśni-ła, \e chciała mnie tu zapisać. Kierownik przyjrzał mi się. - Skąd jesteś?-zapytał. - Urodziłam się w Dhedarze. Ale przez ostatnie lata mieszkałam w Austrii. Kazał mi wyjść. Za chwilę wyszła moja ciotka. - Nie przyjął cię - powiedziała. - Nie chce mieć europejskich dziewcząt w swojej szkole. Była wściekła, a ja odetchnęłam. Jeśli \adna szkoła ko-raniczna nie przyjmie zachodniej dziewczyny, to dla mnie całkiem niezle, powiedziałam sobie. W innych szkołach spotkało nas to samo - gdy tylko kierownicy się dowiadywali, \e przyjechałam z Austrii, nie chcieli mnie. Jedna z kierowniczek nawet poradziła ciotce, \eby mnie posłała do normalnej szkoły. - Szkoły koraniczne są cię\kie nawet dla naszych dziewcząt. Dla pani siostrzenicy byłoby to po prostu nieludzkie -powiedziała, wnikliwie mi się przyjrzawszy. Ale ciotka nie dała się odwieść od zamiaru. - Ciebie trzeba wychować - powiedziała - i nie ma obawy, ju\ coś odpowiedniego znajdziemy. Właśnie tego się obawiałam. Czwartego dnia moja ciotka faktycznie znalazła szkołę z internatem, gdzie się zgodzili mnie przyjąć. Dwa dni pózniej razem z Salmanem odwiozła mnie motorowerem. - Wrócisz dopiero wtedy, kiedy będziesz taka, jak wszystkie inne - powiedziała w drzwiach, nim po krótkim po\egnaniu ruszyli z powrotem do domu. II IV 122 Była to sunnicka szkoła koraniczna, poło\ona w centrum Lahauru, i ju\ z zewnątrz bynajmniej nie wyglądała pociągająco - widać było tylko długi, jasny mur, z którego większość tynku ju\ odpadła. Pośrodku znajdowała się cię\ka \elazna brama, której skrzydła przy otwieraniu przerazliwie skrzypiały. Z tyłu wznosiły się wokół podwórka trzy płaskie, jednokondygnacyjne budynki, po których te\ było widać, \e od lat nikt ich nie odnawiał. Wszędzie tynk odpadał z fasady, a jedna ze ścian miała wręcz dziury. Wewnętrzne podwórko było straszliwie brudne: kamienie i dachówki le\ały na ziemi, między nimi walały się na wpół zgniłe resztki jedzenia - prawdziwy raj dla robactwa. Panował dojmujący smród zepsutego jedzenia, kału i uryny, pomieszany z wszechobecnym zapachem curry. Było strasznie. Gdy tylko weszłam na podwórko, zauwa\yłam, \e jest tu bardzo cicho. Nie było słychać \adnych głosów, mimo \e musiało tu przebywać kilkaset dziewcząt. Jak na Pakistan, gdzie wszędzie panuje gwar i ruch, było to niezwykłe. Ile pomieszczeń i klas było w mojej szkole koranicznej, nie wiem do dzisiaj, bo nie wolno nam było chodzić po terenie. Przez cały pobyt widziałam tylko moją klasę i wewnętrzny dziedziniec, na którym co rano odbywały się apele - no i oczywiście ubikacje i prysznice. Pomieszczenie, do którego przyprowadziła mnie kierowniczka, miało kształt prostokąta, najwy\ej 50 metrów kwadratowych powierzchni i było całe wyło\one dywanami. Zdumiona rozejrzałam się i zapytałam inne dziewczęta, gdzie jest sypialnia i jadalnia. Ale ich chichot mi zdradził, \e nie ma tu ani tego, ani tego. Przez następne miesiące miałam przebywać niemal wyłącznie tutaj. Było nas około trzydziestu dziewcząt, przez cały dzień stłoczonych w tym pokoju. Tutaj się uczyłyśmy, tu jadłyśmy, tu spałyśmy. Nie by- IV ło krzeseł, do jedzenia i nauki musiałyśmy więc klęczeć na dywanie. Wieczorem te\ kładłyśmy się na podłodze - bo materaców te\ nie było, a co dopiero łó\ek. Klimatyzacji oczywiście nie było tak\e. Jeśli trzydzieści dziewcząt przez cały dzień jest razem w tak ciasnym pomieszczeniu, to nawet na biegunie północnym w końcu zrobi się ciepło. A w Pakistanie, gdzie latem temperatura wynosi dobrze ponad 40 stopni, robi się po prostu piekło. Urządzenia sanitarne te\ wyglądały tak, jak się obawiałam - a nawet gorzej. Dla kilkudziesięciu dziewcząt były trzy umywalnie z prysznicami, z których na ogół działał tylko j e-den; inne były zatkane albo miały zepsute światło. Dlatego stałyśmy zazwyczaj w długich szeregach pod drzwiami i czekałyśmy na swoją kolej. Sama umywalnia była wyło\ona kaflami, ale były tak brudne, \e się zastanawiałam, czy tu w ogóle ktoś kiedykolwiek sprzątał. Wszędzie ściany lepiły się od brudu, a gdy było ciepło - czyli praktycznie codziennie - w umywalni roiło się od much i innego robactwa. Wszędzie le\ały poplamione krwią podpaski z białego niegdyś materiału - o czymś takim jak tampon \adna z moich klasowych kole\anek nigdy nie słyszała, u\ywały więc tych szmatek, a potem j e zostawiały w umywalni. Po prostu obrzydliwe. Kabiny prysznicowe urągały nie tylko zachodnim standardom, ale wszelkiemu opisowi - były
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|