[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Byłoby wspaniale. Nie chciałbym ci jednak przeszkadzać - dodał. - Wiem, że masz mnóstwo przyjaciół i wiele zobowiązań... Nagle Briana zrozumiała, co miał oznaczać ten znak zapytania w jego oczach. - Tato, musiałeś widzieć moje zdjęcie z Patrickiem. Ale nie myśl, że wróciliśmy do siebie. Spotkałam się z nim, ponieważ musieliśmy omówić moją najbliższą podróż do Azji. Patrick prawdopodobnie będzie ze mną współpracował przez ten czas. Ale to wszystko. Zauważyła, że ojciec odetchnął z ulgą. - Cieszę się. Miałem wrażenie, że Patrick nie do końca do ciebie pasuje. Spojrzał uważnie na Brianę. - Natomiast bardzo lubię Jarroda. Zorientowała się, że ojciec musiał natrafić również na ich zdjęcie, które ktoś im zrobił na wyścigach. Przypomniała sobie, że kilku dziennikarzy kierowało w ich stro- nę obiektywy, i odetchnęła wtedy z ulgą, że nie robiła ze swojego spotkania z Jarro- dem żadnej tajemnicy, szczególnie przed Blackstone'ami. Przynajmniej nie mieli nie- spodzianek, które mogły zaważyć na jej następnym kontrakcie. - Mam wrażenie, że jest coś między tobą a Jarrodem. Wyłącznie pociąg seksualny, pomyślała. - Wiesz, że jesteśmy spowinowaceni. Więc jak? - zmieniła temat. - Przyjdziesz do mnie na kolację? - Będę o szóstej - odpowiedział ojciec z uśmiechem. Przez ten czas, gdy Briana była w podróży, Jarrod sprawdził wszystkie szczegó- ły inwestycji, które Patrick zrobił w jej imieniu. Niestety, miała rację. Wszystko było legalne i nie było sposobu, aby odzyskać pieniądze. A potem zobaczył ich zdjęcie razem w gazecie i miał wrażenie, jakby ktoś go uderzył. Miała z nim umowę i oczekiwał, że będzie ją honorować, a nie spotykać się ze swoim byłym. To prawda, że trudno mu było uwierzyć w jej wyjaśnienia. Dlaczego wciąż się spotykali? Czy aby na pewno nie miała innego wyboru? Nie, nie miał powodu, aby w nią wątpić. Miała rację, twierdząc, że w interesach często jest tak, że należy utrzymy- wać kontakty z ludźmi, z którymi nie ma się na to najmniejszej ochoty. Więc dlaczego pozwolił jej odjechać? Dlaczego nie spędzi z nią reszty dnia? I całej nocy? Tylko dla- tego, że zdjęcie w gazecie wywołało w nim uczucia, których nie chciał zaakceptować? Musiał przyznać, że przez cały ten czas, gdy Briana była w podróży, nie był w stanie w pełni skupić się na swojej pracy. I bardzo mu się to nie podobało. Postanowił wy- zwolić się spod wpływu Briany Davenport. Wywierała na nim stanowczo zbyt wielkie wrażenie, większe niż jakakolwiek inna kobieta. Briana spędziła bardzo miły wieczór ze swoim ojcem, tym bardziej że wiedziała, że gdyby spędziła go sama, nie przestałaby się zastanawiać, jak ułożą się sprawy między nią a Jarrodem. Obawiała się, że być może nie do końca jej uwierzył w spra- wie Patricka. Ale gdy tylko go zobaczyła, jak przyjechał po nią w południe, wszystkie jej obawy zniknęły. Jarrod przyniósł jej ogromne pudło czekoladek. - Dzięki! Uwielbiam czekoladę - uśmiechnęła się zachwycona, nie tylko z po- wodu czekolady, ale również dlatego, że miała wrażenie, że Jarrod przyniósł jej pre- zent jakby na zgodę. To mogło oznaczać jedynie, że czas, który im pozostał, spędzą w dobrej atmosferze. - Istnieją kobiety, które wolą diamenty - oświadczył, patrząc na nią uważnie. - Nie ja - powiedziała szczerze. - Zaczynam zdawać sobie z tego sprawę - wyszeptał jej do ucha, trzymając ją mocno w ramionach. - Jesteś gotowa do wyjścia? Przez chwilę miała wrażenie, że się przesłyszała, ale zorientowała się, że na- prawdę to powiedział. Naprawdę zaczynał wierzyć, że Briana nie goni wyłącznie za pieniędzmi i łatwą rozrywką. Łzy wzruszenia napłynęły jej do oczu. - Wezmę tylko kilka rzeczy - bąknęła. Czy naprawdę już nie uważał, że jest taka sama jak Marisa? - Nie byłam pewna, co powinnam ze sobą wziąć. - Tylko samą siebie. - Jestem więc gotowa - odpowiedziała, uśmiechając się promiennie. Czy to poczucie radości i szczęścia, które ją wypełniało, będzie mogła zatrzy- mać na dłużej? Prawdopodobnie nie. Takie chwile nigdy nie trwają długo. Ale póki są, będzie się nimi cieszyć całą sobą. Podróż na plażę upłynęła w miłej atmosferze. Jesienne słońce oświetlało prze- piękne krajobrazy i odbijało się od tafli oceanu. Briana miała wrażenie, że już bardzo dawno nie czuła się tak zrelaksowana i rozluźniona. Wreszcie dotarli do plaży, której granicę z obu stron wyznaczały skały wychodzące głęboko w morze. Zdecydowali się na spacer w obie strony, zanim zjedzą zimny lunch, który przygotował Jarrod. Rozkoszowali się dobrą pogodą, morską bryzą i sobą nawzajem. Briana czuła, że między nimi wreszcie panuje harmonia, o jakiej marzyła. W pewnym momencie Jarrod spojrzał na nią w szczególny sposób, tkliwie i smutnie zarazem. - Nie mówiłem ci tego wcześniej, ale chciałbym, żebyś wiedziała, że bardzo mi przykro z powodu śmierci twojej mamy i siostry. - Dziękuję ci - odpowiedziała wzruszona. To bardzo wiele dla niej znaczyło. - Ja z kolei bardzo żałuję, że między Marisą a Mattem nie ułożyło się tak, jak powinno. - Nie miałem pojęcia, że go zostawiła - przyznał Jarrod po chwili milczenia. - Aż do dnia katastrofy. Briana była lekko zdezorientowana. - Wspólne zdjęcia Marisy i Howarda pojawiły się w prasie kilka tygodni wcze- śniej. - Być może, ale pracowałem wówczas w Nowym Jorku, praktycznie bez prze- rwy. Rzadko kiedy miałem czas na to, aby jeść, nie wspominając o czytaniu gazet.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|