|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Proszę mi mówić Sally. A to mój mąż, Sam. Sam, poznaj Louise Brook. 155 RS - Bardzo mi miło. Cieszę się, że znajduję panią w tak dobrym zdrowiu. - A jak ja się z tego cieszę! Gdyby nie Sally... - Louise zadrżała, a przez jej twarz przemknął cień. - Ale wszystko ma swoje dobre strony, teraz mamy nowy samochód. - A my spędziliśmy cudowne chwile w teatrze. Dziękujemy za zaproszenie. - Och, to była dla nas wielka przyjemność. Proszę tędy, zapraszam do stolika. Zaprowadziła ich w głąb restauracji, posadziła i poszła po męża. Sam tymczasem rozglądał się wokoło z zainteresowaniem. - Przyjemnie tutaj. Powinniśmy częściej zaglądać do takich miejsc. - Pewnie wtedy, kiedy przypadnie twoja kolej gotowania? - Wiesz, wydaje mi się, że kiedy będziemy ustalać dyżury dotyczące prac domowych, powinniśmy wyłączyć z tego gotowanie i pranie. Ja raczej nie mam do tego zdolności. - Chyba muszę się z tobą zgodzić - odparła ze śmiechem. - Tak samo do prac w ogrodzie, chociaż kopanie i strzyżenie trawnika idzie ci całkiem niezle. Może to zostawię już tobie na stałe. - Och, jak uprzejmie z twojej strony. Właśnie nadeszli Louise i Bernard Brookowie. Po chwili rozmowy właściciel restauracji wręczył im karty. - Nie znam co prawda państwa upodobań, ale dzisiaj polecałbym polędwicę we francuskim cieście. Sam roześmiał się głośno, Sally zagryzła wargi, a gospodarze przyglądali im się z zaskoczeniem. 156 RS - Bardzo przepraszam - powiedział Sam. - To dlatego, że właśnie wczoraj chciałem zrobić wrażenie na żonie i zamówiłem do domu właśnie tak przyrządzoną polędwicę. - W takim razie mogą państwo oczywiście zjeść coś innego. - Ależ nie, mam na nią wielką ochotę. - Sam powstrzymywał się od śmiechu. - Chodzi o to, że wczoraj w końcu jej nie zjedliśmy. Włożyłem mięso do piekarnika, ale potem... ee... coś odwróciło naszą uwagę - dokończył, czerwieniąc się. - Zwietny pomysł - odezwała się Louise i zachichotała. - Powinnam spróbować zrobić to dla Bernarda. Kelner przyniósł butelkę szampana, otworzył i napełnił kieliszki. - Zdrowie Sally - powiedział Bernard, unosząc kieliszek. - Zawdzięczamy jej więcej, niż można wyrazić słowami. - Słyszałaś? - szepnął Sam, a jej oczy wypełniły się łzami. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin - dodał. - Dzisiaj są pani urodziny? - spytała Louise. - Nie - zapewnił Sam. - Tyle że z urodzinami też się nie spisałem. Może dzisiaj skończy się pasmo moich niepowodzeń. - Na pewno - potwierdziła Sally, patrząc na niego z miłością. 157 RS
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|
|
|