|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nosił naszywki kapitańskie, a na plakietce miał wypisane nazwisko Wolkowitz. Czym mogę panu służyć, kapitanie? Musimy z panem porozmawiać. Na osobności, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu. Weszliśmy do mojego biura i uprzejmie zaoferowałem im krzesła, ale odmówili. Usiadłem więc za biurkiem i próbowałem przybrać swobodny wygląd. Zaczął kapitan Wolkowitz: Czy mógłby nam pan powiedzieć, gdzie pan był między godziną dwudziestą czwartą a piątą dziś rano? Mógłbym, ale pan mi nie wyjaśnił, dlaczego mam odpowiadać na podobne pytania. Czy zna pan człowieka o nazwisku Jeremy Berkowitz? Ponawiam moje pytanie. Dlaczego pan o to pyta, kapitanie? Pytam, ponieważ Berkowitz został zamordowany dzisiejszej nocy. Wytrzeszczyłem na niego oczy, a on na mnie. Teraz zatem pytam pana ponownie. Czy znał pan Berkowitza? Poznałem go wczoraj tu, w biurze. A gdzie pan był w nocy? W moim łóżku, w namiocie, próbując zasnąć. Czy dzieli pan namiot jeszcze z kimś? Nie. A czy są jacyś świadkowie, którzy mogliby potwierdzić pana słowa? Kapitanie& hmm, Wolkowitz, czy ma pan powody, żeby mnie podejrzewać o zamordowanie pana Berkowitza? Zawahał się i to był jego pierwszy poważny błąd. Wstałem i uderzyłem pięścią w biurko. Zapytałem pana o coś, kapitanie! Ma pan dwie sekundy na odpowiedz, inaczej oskarżę pana o niewykonanie rozkazu. Aż go trochę cofnęło. Sir, ja& Czy zamierza pan odpowiedzieć na moje pytanie warknąłem. Czy też mam podnieść słuchawkę i zadzwonić do pana dowódcy? Wolkowitz cofnął się aż pod ścianę. Sir, ja& Pan nie ma tu już nic do roboty, kapitanie! Oczywiście zdążył pan już przesłuchać moich pracowników? Jak większość zdenerwowanych ludzi, kapitan zaczął strzelać oczami na wszystkie strony. Błąd numer dwa. Jeszcze raz walnąłem w biurko. To nie do wiary! Czy pan wie, dlaczego jestem w Tuzli? Sekretarz armii osobiście wyznaczył mnie na oficera śledczego, a pan tu przychodzi bez mojego zezwolenia i przesłuchuje mi ludzi? Pan nie jest podejrzanym, sir. Przynajmniej na razie. Więc czemu zadaje mi pan te wszystkie pytania? Znalezliśmy pańskie nazwisko w notatniku Berkowitza. Jak on zginął? zapytałem ostro. Został uduszony, sir. Garotą. Podcięto mu żyły, ale bezpośrednim powodem śmierci było uduszenie. A gdzie to się stało? Zatrzymał się w kwaterze prasowej u oficerów informacji. Musiał wstać w środku nocy i pójść do latryny. Właśnie tam został zamordowany. Nad pisuarem. Powiedział pan garotą? Domowej roboty czy robioną fabrycznie? Wyglądała na kupioną w sklepie. Dwa drewniane uchwyty połączone drutem. Kto go znalazł? Reporter Associated Press o nazwisku Wolf. Przez chwilę przyglądałem się żandarmom, a potem powiedziałem: Sierżancie, proszę wyjść! I sierżant polecenie wykonał. Wtedy dopiero wstałem. Przeszedłem się wokół biurka, a potem oparłem o nie. Należało wznowić kontakt z kapitanem Wolkowitzem. Czy pan zawiadomił redakcję Heralda w Waszyngtonie? spytałem już w miarę spokojnym i przyjaznym tonem. Tak jest, sir. Byli bardzo tym przygnębieni. Czy wie pan, co Berkowitz tutaj robił? Powiedziano mi, że pracował nad historią o bombardowaniach. Pracował także nad historią o moim śledztwie. Wolkowitz podrapał się w głowę i rzekł: Ci z Heralda powiedzieli mi, że wczoraj pół godziny przed północą przysłał im jakiś tekst, ale nie chcieli powiedzieć o czym. Tu sprawa stawała się delikatna. Winienem dać odczuć, że chętnie dzielę się informacjami, jednocześnie nie ujawniając nic istotnego. Rzekłem więc: Przyszedł tu wczoraj, żeby przeprowadzić ze mną wywiad. Odniosłem wrażenie, że miał wśród nas swojego informatora i szykował się na rozrobienie dużej sprawy. Był wyraznie podekscytowany, jakby trafił na coś sensacyjnego. A czego chciał od pana? Sądzę, że była to jedynie wizyta kurtuazyjna. Chciał usłyszeć ode mnie potwierdzenie swoich odkryć. Nie dał panu wskazówek co do swojego zródła informacji? Zrobiłem zniesmaczoną minę. Powiedział, że nigdy jeszcze nie ujawnił żadnego ze swoich zródeł. Wydawał się z tego bardzo dumny. Czy to był wasz jedyny kontakt? Nie. Jakiś czas temu zadzwonił do mnie w Waszyngtonie. O co mu chodziło? Nie wiem. Odłożyłem słuchawkę, zanim do tego doszedł. Myślę, że chciał uzyskać ode mnie tajne informacje. I prawdę mówiąc, wydało mi się to oburzające. Jak dotąd udawało mi się nie kłamać, nie ujawniając jednocześnie słowa prawdy. Lecz jeśli ta rozmowa miałaby trwać dłużej, to w końcu wielki kapitan zadałby pytanie lub dwa, na których bym się potknął. Powiedziałem więc szybko: A więc& Zaraz, zaraz, jak pan ma na imię? Paul. Ale przyjaciele mówią do mnie Wolky. Uśmiechnąłem się do niego ciepło, jakbym już należał do grona tych przyjaciół. Okay, Wolky. Po pierwsze, przepraszam za mój wybuch. Rozumiesz, ostatnio żyłem w wielkim napięciu. Przyjechałem tu prowadzić śledztwo, jak wiesz, i nikt z tutejszych nie był specjalnie dobrze do mnie nastawiony.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|
|
|