[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wstaÅ‚ i ruszyÅ‚ do drzwi, odwróciÅ‚a oczy - nie chciaÅ‚a, aby zobaczyÅ‚ w nich strach. - Joyce powiedziaÅ‚a, że zabiera ciÄ™ jutro na lunch - zaczÄ…Å‚. - Tak. PomyÅ›laÅ‚am, że powinnam ruszyć siÄ™ z mieszkania - powiedziaÅ‚a. - CzujÄ™ siÄ™ tutaj... samotnie. ZatrzymaÅ‚ siÄ™ na progu jej sypialni. Jego ciemne oczy byÅ‚y spokojne. - Nie zawsze bÄ™dzie tak, jak teraz - powiedziaÅ‚. - Już przecież możesz siÄ™ poruszać; poszukamy wspólnych zajęć dla naszej trójki, na ile czas pozwoli. - Nie musisz czuć siÄ™ wobec mnie zobowiÄ…zany. - UÅ›miechnęła siÄ™ smutno. - Dlaczego? ZapomniaÅ‚a, jaki byÅ‚ sprytny. OdwróciÅ‚a oczy. - Wiesz, chÅ‚opcy czasami lubiÄ… tylko mÄ™skie towarzystwo, bez udziaÅ‚u kobiet, prawda? PopatrzyÅ‚ zdziwiony. SpodziewaÅ‚ siÄ™, że powie coÅ› wiÄ™cej. CzuÅ‚ siÄ™ rozczarowany i rozdrażniony. Czego w koÅ„cu oczekiwaÅ‚? UtrzymaÅ‚a tajemnicÄ™ tak dÅ‚ugo i teraz miaÅ‚aby jÄ… zdradzić? DawaÅ‚ siÄ™ ponieść najczarniejszym myÅ›lom. ZostawiÅ‚ jÄ… w spokoju, liczÄ…c, że wreszcie wyjawi prawdÄ™. Tak siÄ™ nie staÅ‚o. Być może zle odczytaÅ‚ stan jej ducha. A jeÅ›li po prostu nie zależy jej na nim? JeÅ›li opuÅ›ci go teraz, kiedy już nie potrzebuje opieki? Ledwie pamiÄ™taÅ‚, że zadaÅ‚a mu pytanie. - MyÅ›lÄ™, że bÄ™dzie to z pożytkiem dla Matthew, jeÅ›li trochÄ™ czasu bÄ™dzie spÄ™dzaÅ‚ tylko ze mnÄ… - odpowiedziaÅ‚ jej znużony. Na tego twarzy rysowaÅ‚o siÄ™ zmÄ™czenie, przybyÅ‚o mu zmarszczek. PrzyglÄ…daÅ‚ siÄ™ jej powoli przez chwilÄ™, pózniej odwróciÅ‚ siÄ™. MiaÅ‚em dzisiaj mÄ™czÄ…cy dzieÅ„. Nie mam siÅ‚y na rozmowy. JeÅ›li pozwolisz, pójdÄ™ już spać. - OczywiÅ›cie. Dobranoc - odpowiedziaÅ‚a, zdziwiona jego tonem i spojrzeniem. SkinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… i ruszyÅ‚ korytarzem. ObserwowaÅ‚a go oczami peÅ‚nymi Å‚agodnej zadumy i żalu. MiÅ‚ość to nie tylko to sÅ‚odkie uczucie, które pokazujÄ… w kinie, pomyÅ›laÅ‚a gorzko. Bywa bolesna, przysparza cierpieÅ„. OdwróciÅ‚a siÄ™ i weszÅ‚a do sypialni, oglÄ…dajÄ…c siÄ™ w lustrze. WyglÄ…daÅ‚a mizernie, dostrzegÅ‚a zmarszczki na twarzy. OtworzyÅ‚a szufladÄ™ komódki i wyjęła z niej zdjÄ™cie, które mu zrobiÅ‚a w przeddzieÅ„ tamtych zdarzeÅ„, kiedy ojciec odnalazÅ‚ ich na wzgórzach. Westchnęła, gÅ‚adzÄ…c palcami jego twarz. Jakie to wszystko wydawaÅ‚o siÄ™ odlegÅ‚e, jak nie speÅ‚nione! KochaÅ‚a go, ale wspomnienie tego wywoÅ‚ywaÅ‚o tylko ból. Gdyby i dla niej miaÅ‚ choć trochÄ™ uczucia, pomyÅ›laÅ‚a. Ale może on nie potrafi kochać? SchowaÅ‚a fotografiÄ™ i zamknęła szufladÄ™. Marzenia nie zastÄ…piÄ… rzeczywistoÅ›ci. ROZDZIAA ÓSMY Joyce i Melissa wybraÅ‚y małą, przytulnÄ… restauracjÄ™ z kuchniÄ… francuskÄ…. Melissa zamówiÅ‚a naleÅ›nik z nadzieniem z kurczaka i brokułów oraz Å›wieżego melona, Joyce wolaÅ‚a befsztyk z przystawkami. - JesteÅ› dosyć milczÄ…ca, jak na osobÄ™, która umówiÅ‚a siÄ™ na zwierzenia - zauważyÅ‚a Joyce po piÄ™tnastu minutach cichego skupienia nad talerzem. - Mam kÅ‚opot. - Melissa westchnęła. - Kto ich nie ma? - Joyce uÅ›miechnęła siÄ™. - Zgoda. Mój sprowadza siÄ™ do tego, że nie wiem, czy nie spakować walizki i nie wyjechać z Chicago. - W takim razie sÅ‚ucham uważnie. - Joyce odÅ‚ożyÅ‚a widelec. - Matthew jest synem Diega - powiedziaÅ‚a. - Zanim uciekÅ‚am od niego pięć lat temu, powiedziaÅ‚am mu, że straciÅ‚am dziecko. - I to ma być kÅ‚opot? - spytaÅ‚a Joyce ze zdziwieniem. - Nie myÅ›laÅ‚am, że wie o wszystkim. Na poczÄ…tku wydawaÅ‚o siÄ™, że nie lubi Matta, a pózniej stali siÄ™ nierozłącznymi przyjaciółmi. Wczoraj znalazÅ‚am w jego biurku odpis aktu urodzenia Matthew. - JeÅ›li już o tym wie, wszystko siÄ™ dobrze uÅ‚oży. Czemu miaÅ‚oby być inaczej? - spytaÅ‚a Joyce. - O to wÅ‚aÅ›nie chodzi - powiedziaÅ‚a Melissa z westchnieniem. - ZależaÅ‚o mi, aby sam siÄ™ domyÅ›liÅ‚, że jest ojcem Matta i nie szukaÅ‚ dowodów; powinno mu wystarczyć przekonanie, że nie byÅ‚abym w stanie go zdradzić. Ostatnio zachowuje siÄ™ tak, jakby mnie nie chciaÅ‚ przy sobie. I chyba wiem, dlaczego. PoznaÅ‚ prawdÄ™ o Matthew i teraz nienawidzi mnie za to, że go okÅ‚amaÅ‚am. - Nadal nic nie rozumiem - przerwaÅ‚a Joyce. - Bo to dÅ‚uga historia. KiedyÅ› wydawaÅ‚o mi siÄ™, że bÄ™dzie lepiej, jeÅ›li ukryjÄ™ prawdÄ™ i zniknÄ™ mu z oczu. - Może miaÅ‚aÅ› racjÄ™ - powiedziaÅ‚a Å‚agodnie Joyce. - Nie możesz siÄ™ obwiniać o wszystko. - Tak uważasz? - Melissa podniosÅ‚a strapione oczy. - PrawdÄ™ mówiÄ…c, wina leżaÅ‚a po obu stronach. Teraz, kiedy zna prawdÄ™, pewnie ma do mnie żal, że rozłączyÅ‚am go z synem. Obawiam siÄ™, że bÄ™dzie chciaÅ‚ zabrać mi Matta. - To już czysta histeria - powiedziaÅ‚a stanowczo Joyce. - Dziewczyno, wez siÄ™ w garść. Tym razem nie możesz uciekać. Musisz zostać i walczyć o syna. PomyÅ›l również o tym - dodaÅ‚a - że może warto także zacząć walczyć o męża. PoÅ›lubiÅ‚ ciÄ™. To znaczy, że mu na tobie zależaÅ‚o. Melissa skrzywiÅ‚a siÄ™. - Diego nie chciaÅ‚ siÄ™ ze mnÄ… żenić. PrzyÅ‚apano nas w dwuznacznej sytuacji - myÅ›laÅ‚ zresztÄ…, że to byÅ‚ mój podstÄ™p - i zostaÅ‚ zmuszony do ożenku. Traktowali mnie, on i jego rodzina, jak trÄ™dowatÄ…. Kiedy zorientowaÅ‚am siÄ™, że jestem w ciąży, nie mogÅ‚am znieść myÅ›li, że dziecko przyjdzie na Å›wiat w atmosferze nienawiÅ›ci. UpewniÅ‚am go, że straciliÅ›my potomka i uciekÅ‚am. - JesteÅ› pewna, że ciÄ™ nie kocha? - PowiedziaÅ‚ mi kiedyÅ›, że nie wierzy w miÅ‚ość, że to luksus, na który nie może sobie pozwolić. PociÄ…gam go fizycznie. I to wszystko. Joyce przypatrywaÅ‚a siÄ™ zgnÄ™bionej twarzy koleżanki. - %7Å‚adna z nas nie ma szczęścia w miÅ‚oÅ›ci - powiedziaÅ‚a po chwili wahania. - PracujÄ™ dla mężczyzny, który mnie nienawidzi, a ty żyjesz z mężczyznÄ…, który ciÄ™ nie kocha. - Ty także nienawidzisz Apolla - przerwaÅ‚a Melissa. - Tak uważasz? - Joyce uÅ›miechnęła siÄ™ z bólem. - Aha - Melissa odstawiÅ‚a filiżankÄ™. Teraz rozumiem. - OdpÅ‚acam mu piÄ™knym za nadobne, aby siÄ™ nie domyÅ›liÅ‚, co naprawdÄ™ czujÄ™. Spójrz na mnie - mruknęła. - On jest przystojny, bogaty, odnosi sukcesy. Czy chciaÅ‚by kogoÅ› tak zwykÅ‚ego i maÅ‚o atrakcyjnego jak ja? Gdybym byÅ‚a tak piÄ™kna, jak ty... - Ja? PiÄ™kna? - Melissa byÅ‚a autentycznie zdziwiona. - Kochasz Diega? - Joyce patrzyÅ‚a na niÄ… dÅ‚ugo. Trudno byÅ‚o uczciwie odpowiedzieć na to pytanie, ale w koÅ„cu musiaÅ‚a. - Tak, zawsze go kochaÅ‚am - wyznaÅ‚a - i myÅ›lÄ™, że zawsze bÄ™dÄ™. - Dlaczego zatem uciekasz, dlaczego nie starasz siÄ™ zbliżyć do niego? - spytaÅ‚a Joyce. - Ucieczki nie przyniosÅ‚y ci wiele, prawda? - Tak, czujÄ™ siÄ™ caÅ‚kiem nÄ™dznie. - Musisz sprawić, żeby ciÄ™ chciaÅ‚. - Masz racjÄ™. - A wiÄ™c spróbuj. Nie pozwól, aby was rozdzieliÅ‚a przeszÅ‚ość. - Nie bardzo wiem, jak uwieść mężczyznÄ™. - Ja również. - Joyce wzruszyÅ‚a ramionami. - I co z tego? Nauczymy siÄ™ razem. PomysÅ‚ wydawaÅ‚ siÄ™ Melissie coraz bardziej pociÄ…gajÄ…cy. - Możemy spróbować. A jak nie wyjdzie... - Zaufaj mi. Musi siÄ™ udać. - JeÅ›li mnie, to i tobie. - Melissa zacisnęła wargi. - Czy wiesz, że pracowaÅ‚am w wielkim sklepie z odzieżą? Mam niezÅ‚y gust i wiem, co na kim dobrze leży. Może wybraÅ‚ybyÅ›my siÄ™ na zakupy? - A po co? - Joyce zmarszczyÅ‚a brwi. - Musisz trochÄ™ popracować nad sobÄ…, a efekt bÄ™dzie piorunujÄ…cy, gwarantujÄ™. Wyobraz sobie Apolla klÄ™czÄ…cego przy twoim biurku i wpatrzonego w ciebie z uwielbieniem - przymilaÅ‚a siÄ™.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|