WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obrony powierzonego im odcinka. Wykorzystując sposobność ze zręcznością
najlepszych łowców świata, pół tuzina bestii natarło na wyłom. Jeden zwierz,
szalonym susem wpadł w środek stada. Drugi podą\ył za nim.
Stoicki spokój wołów pierzchł. Gromada zakotłowała się w obłędnym
przera\eniu. Dudniły kopyta; chrzęściły gniecione \ebra. W ciągu dwu minut
oba wilki zginęły w tej panice zdławione na śmierć. Lecz ich poświęcenie
złamało opór wołów i reszta bestii wisiała ju\ u gardzieli i nozdrzy ofiar.
Woły pi\mowe ginęły teraz potulnie jak barany. Japao klęczał, mając
olbrzymiego białego wilka wiszącego u pyska, podczas gdy Mistyk trzymał go
za gardło. Błyskawica przy pomocy dwu kamratów mordował innego wołu.
Potę\ne zwierzęta nie umiały się bronić w rozsypce. Niezmiernie trudne do
zabicia, gdy były w szyku bojowym, stawały się całkiem bezradne skoro
przerwano ich front. Uciekały niezdarnie zdjęte owczą paniką. Mimo to rzez
trwała długo, ze względu na obfity włos i gęstą wełnę, tote\ dopiero po upływie
pół godziny Japao i dwa inne woły wyzionęły wreszcie ducha.
Lecz stado Błyskawicy poniosło równie\ niemałe straty. Spośród czternastu
wilków pięć zginęło podczas rozrywania kręgu. Za to dziewięć pozostałych
przystąpiło do uczty mogącej nasycić puste brzuchy pięćdziesięciu głodomorów.
ROZDZIAA 13
W obronie mięsa
Milczący i tajemniczy kodeks porozumiewawczy, który rozgłasza po świecie
wieść o mięsie na u\ytek istot czworołapych i skrzydlatych, zaczął ju\ działać.
Niejeden myśliwy, czyli zwierz doświadczony w łowiectwie, był zaskoczony po
prostu niewiarygodną szybkością powodzenia łowów. Tam kędy śród
zmartwiałej pustki Błyskawica i Mistyk przed godziną nie wykryli śladu \ycia,
\ycie poczęło się raptem tu i ówdzie objawiać.
Początkowo był to jedynie ostro\ny, wygłodzony lis, wytrzeszczający lśniące
ślepki spośród chaosu rumowisk, potem sowa, szybująca milczkiem ponad głową
przybyła znikąd i ginąca bez śladu, pózniej drugi lis, trzeci i wreszcie
krwio\erczy, nieustraszony choć maleńki gronostaj zwijający się przy ka\dym
skoku jak sprÄ™\yna.
Mo\na było przypuścić, i\ stworzenia te znajdowały się w obrębie woni
świe\ego mięsa. Lecz wieści poszły dalej jeszcze. śywe istoty, trafiając na ślad
umykających wołów, przeczuwały instynktownie, i\ jest to ucieczka przed
śmiercią; korsarze powietrza rozumowali w ten\e sposób.
Na ogół wszelki głodomór unikał wilka, Widząc w nim grozne nie-
bezpieczeństwo dla własnego \ycia, mimo to wlókł się często jego śladem w
nadziei, i\ po\ywi się z resztek tego najznamienitszego łowcy barren. Otó\ lis,
gronostaj, a nawet i sowa wiedziały dobrze, kiedy wilk daje susy w pościgu,
umiały rozró\nić w jego wyciu nutę mordu, tak właśnie jak wrony, grabarze
leśni, wiedzą, \e po strzale warto pilnie krą\yć ponad knieją. Nocy dzisiejszej
zaś śnieg zachował ślady dwunastu wilków śpieszących na zbiórkę oraz tropy
dziewięciu wołów, które zdołały umknąć, nie mówiąc o woni krwi przelanej i
zapachu świe\ego mięsa, niesionych daleko na skrzydłach wiatru.
Tote\ \ycie objawiło się wszędzie, gdzie zdawało się go wcale nie być. Tu i
ówdzie buchnęło chrapliwe ujadanie. Na ten głos wielkookie sowy poderwały się
spośród głazów tundry, by krą\ąc między ziemią a niebem zbadać przyczynę.
Lot sów oraz donośne kłapanie ich dziobów, słyszane na przestrzeni stu jardów,
zbudziły wygłodzone gronostaje o ślepkach jak rubiny, a\ wreszcie nie z jednej
strony, jeno zewsząd ciągnęli \arłoczni mieszkańcy barren, by się po\ywić
resztkami uczty wilczej.
Lecz nocy dzisiejszej nie było \adnych resztek. Zarówno jak krańcowy głód
skłania człowieka do bratobójczej walki w obronie swego jadła tak przewlekła
grozba śmierci głodowej zatarła w dziewięciu wilkach instynkt rasy. Czujni i
baczni na wszystko, gotowi byli wydać bitwę ka\dej istocie skrzydlatej lub
czworołapej, która by się pokusiła o ich mięso i to nie wyłączając członków
własnego plemienia. Przypadek
sprzągł razem tę dziewiątkę. Ka\dy z osobna nie negował równego prawa
innych. Lecz wszelki obcy wilk, jaki by się mógł pojawić, z góry skazany był na
śmierć.
Po raz pierwszy od wielu tygodni opchane czerwonym mięsem nie
rozproszyły się po ukończeniu uczty, lecz wygrzebały sobie dołki w śniegu tu\
obok zdobyczy lub te\ na skraju pobliskiej tundry. Pierwszą sowę, która usiadła
na ścierwie wołu, powitał wściekły biały pocisk i ptak, nie zdoławszy nawet
zanurzyć dzioba w mięsie, zginął rozdarty na strzępy. Lisy i gronostaje, wa\ące
się podejść bli\ej, zmuszane były do ucieczki zajadłym warczeniem i niemniej
zajadłą pogonią.
Pewien wyjątek stanowił jedynie Mistyk. Co prawda gotów był równie\ do
walki w obronie mięsa, lecz ponad tę skłonność wybijała inna, silniejsza. Rosło
to w nim ju\ od chwili zawarcia sojuszu z Błyskawicą: gwałtowne pragnienie
powrotu  do siebie". To  do siebie" znaczyło powrót do wielkich kniei i
moczarów dalej na południu. Otó\ Mistyk chciał, by Błyskawica udał się z nim
razem. Niejednokrotnie usiłował go zwabić. Nocy dzisiejszej wreszcie powiodło
mu się częściowo, gdy\ istotnie szli na południe prostą drogą nawet, zanim trafili
na mięso.
Skoro obecnie głód pierzchł, a czerwona krew bujnie krą\yła w \yłach,
Mistyk pragnął na nowo podjąć przerwaną podró\. Zaskomlił więc u boku
Błyskawicy i podreptał przez pasmo łąki. Tu wyczekał chwilę i znów zawrócił.
Manewr ten powtórzył ze dwanaście razy, a\ wreszcie potomek psa porzucił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates